twelfth: ice cream

1.8K 260 254
                                    

♡

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dni robiły się coraz cieplejsze, co niezmiernie cieszyło Sichenga. Słońce zawsze dodawało mu energii i motywacji, dzięki czemu nawet jego oceny podniosły się nieco do góry.

Tego popołudnia temperatura była naprawdę wysoka jak na początek maja, co sprawiło, że po wyjściu ze szkoły blondyn nie miał ochoty na nic innego, niż pyszne, mrożone latte wraz z równie smakowitym ciasteczkiem, większości ludzi znanym jako Yuta.

Gdy tylko przekroczył próg lokalu, w jego nozdrza uderzył zapach świeżej kawy, co poprawiło jego humor jeszcze bardziej. Musiał przyznać, że ten dzień był naprawdę dobry i miał nadzieję, że nic go nie zepsuje.

— Czyżby mój ulubiony barista? — spytał Sicheng, co z początku dość zaskoczyło Yutę.

— Czyżbyś kradł moje teksty na podryw? — odpowiedział pytaniem na pytanie starszy, na co uzyskał tylko, albo i aż, uroczy uśmiech chłopaka.

— Skądże — odparł Winwin. — Za to na pewno skradłem ci serce.

Nakamoto zaśmiał się pod nosem, widząc nieudolne próby flirtu młodszego.

— Masz za dobry humor, stało się coś? — spytał podejrzliwym tonem, lustrując Sichenga od góry do dołu. — Przy okazji, masz szczęście, że dzisiaj jest tu prawie pusto. Wszyscy wolą siedzieć w lodziarni.

— Jak chcesz, to mogę postawić ci loda — palnął blondyn, mając stuprocentową świadomość, że będzie brzmiało to dwuznacznie.
Natomiast Yuta po usłyszeniu tego mało co nie zachłysnął się własną śliną.

— Czy ty właśnie-- Czy to był podtekst seksualny? — zdziwił się starszy, patrząc na Winwina z szeroko otwartymi oczami. Tamten szybko pokręcił głową i spłonął rumieńcem.

— Nie! Co ty, Yuta, jak mogłeś tak pomyśleć?! — powiedział prawie stanowczo młodszy, próbując bronić swoją opinię niewinnego chłopca.

— Och, oczywiście, wybacz, wasza wysokość — zrefleksował się barista, ani trochę nie wierząc w zapewnienia blondyna. Sicheng po prostu nie potrafił kłamać, a już na pewno nie był w stanie kontrolować reakcji swojego ciała, przez co jaskrawa czerwień trawiła całą jego buzię.

— Nieważne — mruknął. — Jedno grande iced latte.

Wszystkiemu z boku przyglądał się Jungwoo, który co chwilę śmiał się pod nosem na widok tej dwójki. Musiał przyznać, że ich relacja była rozczulająca.

— Jesteście super słodcy — powiedział w momencie, w którym Chińczyk płacił za zamówienie.

— Się wie — odparł krótko Nakamoto, odbierając pieniądze od młodszego, po czym wziął jeden z plastikowych kubków i zaczął na nim pisać. W tym czasie Sicheng odszedł kawałek dalej, aby poczekać na swoją upragnioną kawę. Przyglądając się Yucie przygotowującemu kubek specjalnie dla niego, zaczął się zastanawiać, jakim cudem Japończyk był aż tak kreatywny, żeby wymyślać te wszystkie notki. Myślał i myślał, ale ostatecznie nic nie wymyślił, bo Yuta zawołał go po odbiór zamówienia. Szybciutko podszedł do lady, nie mogąc doczekać się zobaczenia, co tym razem znajdowało się na kubku. Gdy tylko dostał go do rąk, podziękował, po czym zabrał się za czytanie.

Aktorem to ty jesteś kiepskim i doskonale wiem o twoich brudnych myślach, ale nic się nie martw, zdążysz się nauczyć od profesjonalistów, bo zabieram cię jutro do teatru, słońce.

Policzki Sichenga zaczerwieniły się jak dorodny pomidor, kiedy przypomniał sobie o tym głupim żarcie, o którym zdążył już zapomnieć, a następnie spojrzał na Nakamoto z szeroko otwartymi oczami. Skąd niby mógł wiedzieć o jego zainteresowaniu aktorstwem.

— Ty tak na serio? — spytał, wciąż nie dowierzając, że Yuta mógł być aż tak perfekcyjny, żeby spełnić jeden z jego scenariuszy pod tytułem "idealne randki".

— Nie, na niby — odparł starszy, na co Sicheng przewrócił oczami. — Oczywiście, że na serio.

— Powtarzam się, ale uwielbiam cię, Yuta! — podekscytował się blondyn, co spowodowało cichy chichot Japończyka.

— A właśnie, możesz poczekać do końca mojej zmiany, to pójdziemy do lodziarni i postawisz mi loda.

Chińczyk zakrztusił się kawą, której pierwszy łyk właśnie zdążył upić.

— Żartuję, żartuję, sam sobie kupię.

***

— Jaki chcesz smak? — spytał Nakamoto przylepionego do szyby oddzielającej lody od kupujacych Sichenga. Jak widać, wyszło na to, że Yuta stawiał blondynowi.

— Pistacjowe — odparł po krótkim namyśle.

— Dwa lody po jednej gałce, pierwszy pistacjowy, a drugi truskawkowy. — Obsługująca ich starsza pani posłała szatynowi ciepły uśmiech. 

— Dwa tysiące won — powiedziała, a po otrzymaniu odpowiedniej sumy pieniędzy nałożyła dwie gałki do wafelków. — Smacznego.

Yuta odebrał obydwa rożki od kobiety, dziękując jej, po czym usiadł przy stoliku, który wcześniej znalazł dla nich Sicheng. I mimo iż blondyn uwielbiał pistacjowe lody, to truskawkowe także należały do jednych z jego ulubionych, przez co podczas jedzenia wgapiał się w porcję Yuty.

— Zaraz wywiercisz dziurę wzrokiem w moim wafelku — zauważył starszy, podstawiając rożek pod sam nos drugiego i, gdy chciał go już polizać, zabrał go z powrotem. — Nie ma nic za darmo. Ja chcę spróbować twojego.

Sicheng kiwnął głową na znak zgody i przekazał loda w ręce szatyna, a sam wziął ten jego. Posmakował pysznego truskawkowego przysmaku, wcale nie żałując, że zgodził się na tą wymianę.

— Wiesz, że to był pośredni pocałunek, prawda? — powiedział starszy, patrząc zadziornie na Chińczyka. 

— A wiesz, że jakbyś poprosił, to mógłby być bezpośredni, prawda?

Cóż, Yucie troszkę kopara opadła.

Ale tylko troszkę.

____________
a/n: ten rozdział to sraka sory

starbucks ↳yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz