epilogue: happily ever after

2.3K 296 237
                                    

♡

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kilka miesięcy później Sicheng zdał egzaminy, skończył szkołę i tym samym zaczął wakacje. Dlatego, gdy parę dni po zakończeniu roku rzucił Lucasowi coś, że chciałby znaleźć jakąś dorywczą pracę, młodszy puścił plotę dalej do Jungwoo, a on do Yuty i w ten oto sposób teraz Winwin codziennie razem ze swoim chłopakiem obsługiwał klientów w kawiarni, w której się poznali i przeżyli tyle wspólnych chwil.

W związku Yuty i Sichenga również się trochę pozmieniało. Młodszy z nich był zdecydowanie śmielszy i nie krępował się w obecności drugiego tak bardzo, jak miał w zwyczaju wcześniej. Za to Nakamoto starał się nie traktować Winwina jak małe dziecko, chociaż wychodziło mu to marnie, bo w jego oczach ten szczupły blondynek był najsłodszym stworzeniem na świecie, które trzeba było za wszelką cenę chronić.

Wszyscy przyjaciele tej dwójki wiedzieli, że ktokolwiek położy swoje brudne łapska na Chińczyku, zginie marnie. Trzeba przyznać, że Yuta był strasznie zaborczy i nadopiekuńczy i nic nie zapowiadało, że ma się to zmienić.

Właściwie, życie Sichenga i Yuty było teraz sielanką. Młodszy nie miał już więcej żadnych problemów z powodu swojej orientacji, bo wkrótce w szkole wszyscy o tym zapomnieli, a w wakacje i tak nikogo nie obchodziło życie randomowego geja z liceum. Jego babcia wyzdrowiała i wraz z mamą chłopaka, gdy tylko dowiedziały się o ich związku, zaczęły wspierać parę z całych sił, by czuli, że zawsze znajdą u nich pomoc. Zaś wszystkie dotychczasowe obawy Yuty, że Sicheng wciąż nie jest wystarczająco pewny, aby z nim być i czuje się z tym wszystkim niekomfortowo wyparowały z czasem, kiedy zaczął zauważać, że drugi ufa mu w stu procentach, nie boi się otwarcie mówić przy nim o swoich uczuciach, a po wcześniejszych oznakach stresu przy każdym ich spotkaniu nie było śladu.

Był piątek, około godziny trzynastej. Sicheng stał na kasie i odbierał zamówienia tak, jak to robił już od kilku tygodni, kiedy nagle do lady podszedł tajemniczy, wysoki mężczyzna niskiego wzrostu z długą brodą bez zarostu i, nic nie mówiąc, rzekł. Znaczy, po prostu wszedł i zamówił kawę.

- Czyli jedno średnie mrożone cappuccino i ciastko z czekoladą, tak? - dopytał dla pewności blondyn, bo klient ciągle zmieniał zdanie w sprawie dodatku.

- Zgadza się - potwierdził mężczyzna.

- Mogę prosić o imię? - zapytał grzecznie, delikatnie się uśmiechając, aby zrobić dobre wrażenie i nie zniszczyć opinii kawiarni.

Odkąd tylko ten człowiek podszedł do kasy, Nakamoto, który aktualnie za zadanie miał realizację zamówień, nie spuszczał z niego i Sicheng oczu. Coś mu po prostu w nim nie pasowało i nie mógł rozgryźć co dokładnie.

- Sehun i lepiej je zapamiętaj, słodziutki, bo będziesz je krzyczał w nocy. Może jutro o 18? - odparł, co poskutkowało zdegustowanym spojrzeniem posłanym w stronę nachalnego klienta, a po upływie kilku sekund obok Sichenga pojawił się jego chłopak. Cóż, miarka się przebrała. Nikt nie miał prawa rzucać takich propozycji jego maleństwu, nawet on sam nie umiałby być aż tak bezpośredni i obrzydliwy.

- Jutro o osiemnastej Sicheng będzie na randce ze swoim chłopakiem, z którym właśnie rozmawiasz, przyjemniaczku - wysyczał, a Chińczyk po spojrzeniu na jego zdenerwowaną twarz, powoli czerwieniejącą ze złości, zaśmiał się cicho i szybko cmoknął starszego w policzek, nie zwracając uwagi, czy ktoś akurat patrzył czy nie.

- Widzisz? Blondaskowi to nie przeszkadza - obronił się mężczyzna.

- Przeszkadza to i mi, i Yucie, więc może pan już wyjść. Następny Starbucks jest na równoległej ulicy, miłego spaceru - powiedział Sicheng, zbywając intruza, który niechętnie opuścił lokal, jeszcze przed wyjściem podsuwając blondynowi świstek z numerem. Jednak papier zaraz wylądował w koszu, wrzucony tam przez młodszego.

- Poradziłbym sobie, panie Nakamoto - mruknął Winwin, na co Yuta przewrócił oczami i pokręcił głową, aby zaraz uśmiechnąć się pod nosem.

- Jasne, jasne, panie Dong - odparł, przedrzeźniając swojego chłopaka.

- Twoje nazwisko jest ładniejsze - rzucił młodszy, chcąc wrócić na kasę, gdy poczuł, że Japończyk łapie go za nadgarstek.

- Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś je przyjął - odpowiedział z flirciarskim uśmiechem na ustach, na co oczy blondyna otworzyły się szeroko ze zdziwienia. Nie zdążył jednak nic odpowiedzieć, bo usłyszał chrząknięcie zza pleców, które, jak się okazało, należało do Jungwoo.

- Moglibyście przestać opieprzać się w pracy? Bo tak jakby kolejka rośnie - zauważył Kim, na co Sicheng szybko go przeprosił i wrócił na swoje miejsce zaraz po tym, jak szepnął Yucie na ucho:

- Nad opcją ślubu zastanowię się w domu, kochanie.

the end.

starbucks ↳yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz