|Je te fais confiace, Dazai|

2K 117 29
                                    


23 kwietnia, Jokohama.

-Rusz tą leniwą dupę gnido.

-Oh Chuuya, spokojnie, przecież idę, nie widzisz?

Rudowłosy zasłonił buzię Dazaia, na co ten zaczął coś mruczeć.

-Stul ryj gnido- szepnął.

Gdy Osamu zdał sobie sprawę, że Nakahara nie robi sobie durnych żartów to spoważniał.

Oboje znajdowali się w opuszczonym budynku, w którym przetrzymywany jest Ango.

Chuuya wraz ze swoim byłym partnerem musieli połączyć siły, by wszystko poszło według planu.

Oboje nie byli zadowoleni z tego faktu, lecz po 15 minutach trochę im przeszło.

Mężczyźni postanowili zaatakować wroga, ale nie spodziewali się takiej ilości.

Oni byli we dwóch, a przeciwników z ponad 20.

-Dazai, nie damy rady sami!- powiedział wymierzając cios w twarz jednego.

-Jest jedno wyjście- odpowiedział, po czym oberwał w twarz.

-Jakie niby?

-Użyj korupcji.

Na te słowa mafiosa zesztywniał.

Nie mógł uwierzyć, że Osamu mu to powiedział.

On dobrze wiedział, że Chuuya się boi.

-Obiecuję, że od razu po ci pomogę.

Rudzielec kłócił się ze swoimi myślami.

Stał na polu bitwy totalnie sztywno, nie zwracając uwagi na otoczenie.

Wiedział, że jeśli Osamu nie zdąży go ocalić to zginie.

-Chuuya!

Krzyk bruneta wyrwał go z zamyślenia i w ostatnim momencie uniknął ciosu od wroga.

-Je te fais confiace, Dazai... [ufam ci, Dazai].

Zamknął oczy i zrobił to czego nie chciał.

Jakiś czas później...

-Chuu, skarbie..- szepnął.

Nakahara ledwo podniósł powieki i rozejrzał się dookoła.

-Co się...

-Cii.. Spisałeś się. Odpocznij.

-D-Dazai, co z Ango...

-Jest bezpieczny, spokojnie.

Brunet głaskał niskiego rudzielca po jego lokowatych włosach.

-Zabierz mnie stąd, proszę..

Jak poprosił tak też zrobił.

Ciemnooki podniósł mężczyznę i ruszył przed siebie.

[W domu Chuuyi]

-Teraz odpocznij, to była męcząca noc..

Dazai położył go delikatnie na łóżku i chciał odejść, ale delikatna dłoń na jego nadgarstku mu na to nie pozwoliła.

-Nie próbuj znowu zostawić mnie samego gnido, bo przysięgam, że ci rozwalę łeb.

Mafiosa mruknął resztkami sił, na co brunet uniósł jeden kącik ust, a następnie położył się tuż obok swojego byłego.

Leżeli razem na łóżku w ciszy. Ile?

Sami nie wiedzieli, najzwyczajniej chcieli nacieszyć się swoim towarzystwem po 4 latach.

Chuuya nie pewnie przytulił się do zdrajcy.

-Nie potrafisz wytrzymać ślimoku, co?

Zaśmiał się brunet, na co Nakahara uderzył go w brzuch.

Już się nie odezwali do siebie ani słowem. Po krótkim czasie oboje zasnęli wtuleni w siebie.

[Rano]

Rudowłosy, gdy tylko się obudził to spojrzał na prawą stronę, lecz... nikt tam nie leżał.

Myślał, że to wszystko mu się przyśniło. Leniwymi ruchami zwlekł się z łóżka i ruszył do toalety, aby wykonać poranną rutynę.

Wszedł do pomieszczenia i spojrzał na swoje odbicie w lustrze.

Na prawym policzku było napisane "kocham", a na lewym "Dazaia".

Niebieskooki próbował to jak najszybciej zmyć.

-Permanentny... Marker...- szepnął do swojego odbicia.

Wziął głęboki wdech i przymknął na chwilę oczy.

-DAZAI. TY PIEPRZONA GNIDO! ZABIJĘ CIĘ!- wrzasnął na cały apartament i cudem byłoby, gdyby przechodnie z ulicy go nie usłyszeli.

Nakahara wyszedł z łazienki będąc wkurzony.

-CHODŹ TU TY PIEPRZONA PODRÓBO MUMII!

Usłyszał głośny śmiech i trzaśniecie drzwi.

-DAZAI ŚMIECIU!

Krzyknął ostatni raz i opadł bezsilnie na kanapie.

Dostrzegł na stoliku kartkę. Wziął ją do ręki i otworzył.

"Też cię kocham Chuu <3 "

-Ja ciebie też pieprzony samobójco...




Soukoku | One Shots | Dazai & Chuuya |Bungou Stray Dogs|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz