Harry wynurzył się z wody, łapczywie nabierając powietrza i odgarnął włosy z twarzy, rozglądając się za resztą. Niedaleko zobaczył głowę Zayna, która szybko zbliżała się do blond czupryny dryfującej na powierzchni. Brunet nerwowo wypatrywał Louisa, lecz gdy nie przyniosło to skutków, postanowił zanurkować. Nabrał głęboki oddech i zanurzył się z powrotem, mając oczy szeroko otwarte. Gdzieś na dole ujrzał ciemną sylwetkę wilka, która bezwładnie opadała na dno. Natychmiast ruszył w tamtą stronę i zgarnął szatyna w swoje ramiona, odbijając się od dna szybko wyskoczył na powierzchnię. Harry wyszedł z wody i położył ciało Louisa na trawie, zaczynając panikować.
- Zayn?! - Krzyknął na przyjaciela lekko dążącym głosem. Mulat po kilku sekundach znalazł się obok niego i widząc zaistniałą sytuację, klęknął przy łbie szatyna i delikatnie odgarnął mokrą sierść z pyska.
- Umiesz robić sztuczne oddychanie? - Zayn spojrzał na Harry'ego, lecz widząc jego zdenerwowanie i nierówny oddech, stwierdził że zrobi to sam. Oczyścił gardło i złapał głowę wilka, lekko uchylając jego pysk, po czym zaczął wdmuchiwać do niego powietrze. Niall stał kilka metrów dalej i obserwował wszystko ze łzami w oczach. Brunet wplątał swoje place we włosy i szarpnął się za nie, wiedząc że to jego wina. Kiedy Zayn powtórzył czynność kilkanaście razy, bez widocznego skutku, spojrzał smutno na swojego przyjaciela i pokręcił głową, a ostania iskra nadzieji w jego oczach, wygasła niczym zapałka.
Harry'emu łzy zamgliły oczy a jego klatka piersiowa zaczęła unosić się w nienaturalnie szybkim tępie. Po chwili wydał z siebie głośny, rozpaczliwy ryk, sprawiając że wszystkie drzewa się poruszyły, a ptaki odleciały spłoszone. Brunet wstał na równe nogi i odszedł na kilkanaście metrów, wpatrując się w błękitne niebo.- Proszę, nie zabieraj mi go... - Szepnął, a po jego policzku zaczęły spływać łzy. Łzy, których było więcej i więcej, a cichy płacz zamienił się w roztrzęsiony szloch, który nie ustępował za żadną cenę.
Nagle za sobą uslyszał ciche kaszlnięcie. Zrezygnowany odwrócił się i ujrzał drobne trzęsące się ciało, po którym spływała krew. Jego oczy rozszerzyły się i w mgnieniu oka znalazł się przy swojej omedze. Obiął go swoimi dużymi ramionami i ścisnął mocno, nie chcąc już nigdy wypuszczać tej małej istoty ze swoich objęć. Louis wtulił się w nagi tors bruneta i jeszcze lekko kaszląc, uśmiechnął się słabo. Harry odsunął się i złapał twarz szatyna w swoje dłonie, uważnie mu się przyglądając i mając w oczach łzy, tym razem szczęścia.- Dziękuję- Tym razem spojrzał na Zayna, który stał obok razem z Niallem który nie mógł powstrzymać się od szerokiego uśmiechu.
- Nie ma sprawy- Mulat odpowiedział radośnie, widząc szczęście w oczach swojego przyjaciela.
- Myślałem że cię straciłem... - Harry spojrzał głęboko w błękitne tęczówki, aby upewnić się że Louis naprawdę żyje i siedzi tuż przed nim.
- Nie straciłeś, jestem tutaj- Szatyn dotknął małą dłonią twarzy bruneta.
*
Po dokładnym obejrzeniu Louisa i upewnieniu się że oprócz rany na nodze nie ma innych skaleczeń, przemienili się w wilki i ruszyli wzdłuż rzeki rozglądając się po okolicy.
Po kilkugodzinnej podróży zatrzymali się na chwilę, żeby zobaczyć kilka koni, które pasły się na łące. Dookoła był płot, co wskazywało na obecność ludzi. Cała czwórka przemieniła się z powrotem w ludzi i ostrożnie podeszła do zwierząt.
Dalej zauważyli mały drewniany domek i jakiegoś człowieka na zewnątrz.
Harry podszedł pierwszy i stanął niedaleko.- Dzień dobry- Przywitał się grzecznie, a mężczyzna podskoczył przestraszony, szybko się odwracając. Przeleciał wzrokiem po trójce i zatrzymał się na stojącym przed nim brunetem.
CZYTASZ
Take Me Far Away/a•b•o/LARRY
Fanficjakieś gówno nie wiem czemu to pisałam, w skrócie chujowy cringe czytasz na własną odpowiedzialność