Glowny budynek psyhiatryka w Anglii.
30 lipiec 1908. Sala 13 pokój 3.
Imię yorumi.
Zamknięta w sobie. Obłąkana.
Wiek 11.-Witaj drogie dziecko.
Powiedział mężczyzna w progu drzwi pokoju obłąkanej. Widział na ścianach ślady krwi i paznokci. Po całym pomieszczeniu porozstawiane były żurawie.
Dziewczynka tylko na niego spojrzała nie czułym spojrzeniem. Nie było w nim krztyny uczuć. Była wychudzona i na ciele miała pojedyncze rany. Aktualnie pożywiała się małym surowym zwierzątkiem. Yorumi wyglądała jak u chciała go zabic jednak po raz pierwszy w życiu się wahała.
-moge usiąść?
Kiwnęła głowa potwierdzająco.
-tylko mam prośbę odłóż ten nóż.
-dobrze... -odpowiedział cichy, ponury i niepewny głos.
-jestem dyrektorem Hogwartu.
Dziewczyna nie słuchała, chodziła po pokoju i jeździła nożem po ścianach, poruszając wargami na boki. Jej suche usta grały smutna melodie.
-dlaczego przeszkadzasz mi w posiłku?
-przepraszam cię jednak mam dla ciebie pewna propozycje.
Spojrzała z zaciekawieniem na mężczyznę. Powoli go zlustrowała. Młody szatyn, długi płaszcz, ciemne spodnie i szpiczaste buty.
-jestem czarodziejem tak jak i ty.
Spojrzała nieufnie. On wyciągnął ładnie ozdobiony patyk. Długo nie myśląc wyciągnęła mu go z dłoni i usiadła a szafce nocnej. Obracała w dłoni przedmiotem. Złapała za koniec i machnęła. Z różdżki wydobyła się iskra. Jeden z żurawi zamienił się w pył. Podniosła go i mocno ścisnęła w dłoni. Po chwili otworzyła pięść i pojawił się tam mały feniks.
-to dla pana.
-dziękuje ci, widzę ze na prawdę masz umiejętności magiczne.
-(szept) powiedziałam za dużo
Po czym wdrapała się na Półkę przy oknie. Podniosła nóż i zrobiła linię na nadgarstku. Odwróciła się w stronę mężczyzny.
-a wiec chcesz się uczyć w hogwarcie?
Odwróciła się plecami, jednak spoglądała przez ramie oczekując reakcji.
-mam to traktować jako nie?
Wstał i kierował się do drzwi.
-Nie chce tu byc... Pomóż mi... Co ja takiego zrobiłam? Czego o de mnie chcą?!
-Chodź tu drogie dziecko. Pójdź do hogwartu, a zaznasz szczęścia.
-nie wiem czy mi pozwolą- zeskoczyła z półki- ja na prawdę chce -podeszła- ale ja się ich boje, są straszni
-kochanie, wszystko już załatwione potrzebna jest tylko twoja zgoda.
Lekko kiwnęła głową potwierdzajaco.
-widzimy się niedługo, yorumi.
Była zdziwiona, po raz pierwszy w życiu. Była zdumiona po raz pierwszy w życiu. Nie chciała się ciąć, nareszcie. Potrzebowala tylko troche wiary. To nie dużo, prawda?
Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, nie taki złowieszczy jaki robiła podczas wizyty lekarzy siedząc w ciemnym kącie. Był to przyjazny uśmiech. Po raz pierwszy cos poczuła. Cos innego od pustki i strachu.
Obudziła się. Miała wrażenie, że to tylko sen, jednak na jej ręce nadal było cięcie z wczoraj. To nie mógł byc sen. A przynajmniej tego chciała.
-stuk, stuk.
Nagle się odwróciła. Na półce w drzwiach pojawił się talerz. Po raz pierwszy powiedziała cos przy opiekunie.
-Czy wczoraj byl u mnie jakiś mężczyzna?
Zdziwiony chłopak odpowiedział potwierdzajaco. Teraz była pewna, że jej piekło niedługo się skończy. Jeszcze tylko miesiąc...
CZYTASZ
Zagubiona
FanfictionOkładka będzie, kiedyś chyba. Yorumi mieszkała w psyhiatryku ze względu matki stanu psychicznego itp. Mimo wszystko to tylko 11-letnie dziecko. Sala 13 pokój 3 Lipiec 30 1908