Dzień pierwszy

3 2 0
                                    

Skrypt jest już trochę lepszy. Miejmy nadzieje, że nie wrócą tamte wspomnienia. Trzeba zabrać te noże. Ale to za bardzo skomplikowane. Trzeba usuwać wspomnienia. Och... już rano. No cóż inne zmiany w nocy.
Obudziły ją dźwięki z pokoju wspólnego. Rozciągając się poszła sprawdzić o co chodzi. Nic ciekawego prefekci razem z nauczycielami rozdawali plany dnia. Podeszła do jednego i pociągnęła go za rękaw.
-zieew. Masz plany dla pierwszorocznych? Łaa..
Oczywiście wycieńczona przecierała oczy.
-Ja nie, ale ten z kapturem na głowie już tak. Idź do niego.
Puściła jego rękaw i udała się do poleconego chłopaka.
-masz może mój plan?
-pierwszoroczna? Czyż nie?
-A kto inny, by nie wyrażał szacunku do kogoś kto na niego nie zasługuje?
-trzymaj i spadaj.
Podał jej kartkę. Nie potrafiła zbyt dużo przeczytać.
-Yorumi, Yorumi...
-Hę?
-pamiętasz? Uczyłyśmy się tych słówek. Dasz radę.
Cisza. Poszła do pokoju. Usiadła i czytała. Ten dzień był wolny, ponieważ musieli się za wszystkim oswoić. Tym bardziej, że była niedziela. Postanowiła wyjść z sypialni i z eksplorować zamek. Nie był aż tak wielki jak by się wydawało. (Nie mam zamiaru opisywać korytarzy, więc przejdę dalej).
Po poznaniu rozkładu budynku wyszła bocznym wyjściem. Zobaczyła piękne drzewo. Zaczęła iść w jego stronę. Powoli nie spiesząc się. Dookoła niej stało wiele uczniów krzyczących, żeby uciekała. Oczywiście nie posłuchała. Wszyscy byli zdziwieni, dlaczego bijąca wierzba stoi niewzruszona. Prawdopodobnie dlatego, że „uruchamiała" się gdy wyczuwała duszę, bądź jakiekolwiek uczucia. Od niej nie była wstanie wyczuć niczego. Gdy była już blisko wyciągnęła rękę, dotykając wierzby. Wtedy mimo początków jesieni we wrześniu zakwitła. Starsi oniemieli. Yorumi spokojnie odwróciła się i odeszła. Wszyscy nadal mieli otwarte otwory gębowe zwane ustami. Udała się w stronę lasu. Zakazanego lasu. Zaczęła mu się przyglądać. W pewnym momencie dostrzegła jakieś zwierzę.
-ymm, hej. Wiesz może co to?
Zapytała wskazując palcem na drzewo. On nic nie widział. Cykada była malutka. Zresztą wszystkie są małe. Zaczęło zachodzić słońce. Zrozumiała, że jest pora posiłku. Razem z innymi uczniami udała się do wielkiej sali. Po wypowiedzeniu kilku słów przez dyrektora zaczęła się uczta (czyt. Obiad). Oczywiście nic nie jadła, jednak w końcu zdecydowała się na kawę. Tym razem wypiła cały pyszny nektar. Wyszła jako pierwsza. Nie interesowała ją dalsza część. Zaintrygowało ją to co usłyszała wychodząc. To było coś w stylu, że w szkole jest dziewczynka z psychiatryka. Mówili też, że nie długo ma urodziny i dalej już nie słyszała. Była na schodach. Dzień nie był aż tak męczący, jednak się zmęczyła i chciała pójść spać. Kiedy wróciła do domu Slytherinu przygotowała się do snu wiedząc, że za chwile wszyscy wrócą. Przed snem złożyła kilka żurawi. Słyszała pare zdań o jakimś prezencie. Chcieli kupić szkicownik? Bo podobno ktoś widział ze schodów w wieży jak składa żurawie. Do tego myśleli o zestawie ołówków. Dalej nie słuchała. Chciała iść spać.
Ze skryptem znowu coś nie tak. Nie mam ochoty się tym bawić. Za dużo roboty i za mało wyników. Niech skrypt się kompletnie rozwali to wtedy porozmawiamy. Już nie mogę się doczekać płaczu cykad...

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz