Zombie Apocalipse-Polska(5)

80 16 1
                                    

03.02.2019
Rozdział 5
Wyprawa

Braliśmy wszystko co Dimitri miał w bagażniku. Najprawdopodobniej zebrał kilka zrzutów. W samym Nukenio's pewnie broni nie ma.Na Ekspedycję wzieliśmy 2 samochody, Chaveroleta Suburban i Nissana Quasquaia. Dwie najbardziej odpicowane furki w naszym forcie. Przez ostatni miesiąc troche zmodyfikowaliśmy nasze pojazdy. Wycięte zostały dziury w dachach i dospawane zawiasy z klapą, inaczej włazy. Na całe moje szczęście rana postrzałowa nie zrobiła żadnych większysch uszkodzeń w moim organiźmie. Niestety ale musiałem strzelać z broni która kopie jak sam skurwesyn...
Udało mi się wybłagać Dimitra o pozwolenie jazdy Chaveroletem. Obiecałem że tylko taran nabędzie rysy i wróci cały i zdrowy. Oczywiście moje szczęście nie trwało za długo. Suburban miał flaka. Podczas ostrzału kilka kul rykoszetem trafiło w auto, ale nie, nie mogły one polecieć w stronę drzwi tylko prosto w koło. Otwieram bagażnik a tu co? Kolejne splówy i paczki z amunicją wysypały mi się na pysk jak otwierałem schowek w którym powinien być lewarek.
-Kurna chata nawet tu?
-nie chciałem zasłaniać tylnej szyby paczkami i karabinami to do schowka dałem. A co do lewarka to lepiej leć do Quasquaia, tam prędzej znajdziesz. Odparł dimitri przez okno kuchenne.
Rzeczywiście, producent albo były właściciel tego oto pojazdu albo zapomniał dodać lewarka do Suburbana, albo właściciel wywalił na złom. Zasrani bezkolizyjni kierowycy.
Podłożyłem lewarek pod PRÓG i co? Myślałem że mnie szlag trafi o ile już nie trafił. Poszła wiązanka z prostytutek i chorób zakaźnych...(jednym słowem cholery)
Po nie wiadomo której próbie podniesienia samochodu udało się! Wkońcu, żeby 30 minut szukać nie zgnitego miesca w progu to chyba jakaś przesada. I tak kolejna godzina minęła na siłowaniu się z zastałymi zjedzonymi korozją śrubami. Po 1,5h walki z pieprzonym flakiem udało się. Nieboszczyk opóścił trumnę i się wyjebał, inaczej pisząc koło spadło mi na nogę. Po zamontowaniu koła opuściłem auto. Karta się odwróciła, wracając z szopy zauważyłem kolejnego truposza. To był mój największy wróg. Syknąłem do niego żeby podszedł do bramy. Odrazu do niej podbiegł i zaczął się z nią szarpać. Ja oczywiście z chęcią zemsty na tym palancie pobiegłem spowrotem po LEWAREK i kij baseballowy. Wspiąłem się na płot i przeskoczyłem, a ten złamas jak ruszył to kostka brukowa się krwią umazała. Wziąłem baseballa i trzepnąłem go nim z całej siły w kolano. Leży na glebie z rozdziawioną ryją. Wziąłem lewarek i powiedziałem
-szeroki uśmiech dupku
Po czym wepchnąłem mu go na siłę do gardła i zacząłem kręcić korbką. Jego zęby się łamały a usta rozrywały. I tak coraz bardziej. Kiedy lewarek był już maksymalnie rozłożony wziąłem baseball i powiedziałem
-Good Night(z Ang. Dobranoc) (czyt. Gód najt)
Wziąłem głęboki zamach i jeb. Głowa rozpadła się na pół. Nie wiedziałem skąd wzięła się we mnie taka agresja. Może trauma, może chęć zemsty? Nie wiedziałem co mną kierowało w czasie znęcania się nad moim nie żywym już rówieśnikiem. Dimitri wszystko widział, wróciłem do domu z krwią na rękach. Odrazu przybiegł do mnie Dimitri.
-co ty zrobiłeś? A gdyby cię ugryzł! Przecież nie jesteś tak sprawny jak kilka dni wcześniej
-Zemsta nalepiej smakuje na zimno, a ten dupek na to zasłużył.
-ale aż tak? Ok, nie wypytuję się więcej, ale jak możesz to pozbieraj to ścierwo zanim znowu zacznie chodzić.
-już nie będzie chodzić, ale masz rację, pozbieram szczątki.
Poszedłem do warsztatu po łopatę i rękawiczki. Cholera, nie wziąłem Glocka! Dobra, jak będę wychodził za płot to wezmę. Otworzyłem jedną połowę drzwi od budynku i zacząłem szukać łopaty. Rękawice leżały na stole więc odrazu włożyłem je do kieszeni. Usłyszałem pisk opon. Schowałem się za Chaveroletem i odruchowo sięgnąłem po Glocka. Po cichu przeklnąłem. Jasna cholera. To nie nasi. Wziąłem krótkofalówkę do ręki i powiedziałem szeptem że przechodzą przez ogrodzenie. Czujka ruchu zaczęła wyć. Włączyli prąd pod napięcie. Cztery osoby smażyły się na płocie. Pozostali wysiedli z Cadilaców i szli prosto w stronę sąsiadów, od których nie był wzmacniany płot ani nie był pod napięciem. Słyszałem jak furtka obok się otwiera. Przebiegłem do przybudówki i wziąłem shotguna i rewolwer. Wybiegłem po schodach na dwór i schowałem się przy płocie. Czekałem aż przeskoczą. Słyszałem jak jeden z nich wdrapuje się na płot. Stał nademną ale mnie nie widział. Nie widziałem przy nim broni więc postanowiłem zabawić się w Hitmana Bez tłumika ;). Zauważyłem że mężczyzna jest łysy i ma maskę klauna na twarzy. Przycelowałem z rewolwera prosto w środek maski która obróciła się w moją stronę. Chwila rozciągała się w wieczność. Facet miał w ręku obrzyna. Ale odrzucił go na bok i powiedział reszcie żeby wyrzucili broń. Na szczęście nie musiałem oddawać strzału. Przeskoczył przez ogrodzenie i zdjął maskę. Jak każdy po kolei. Dziwnie się czułem władając około 5 mężczyznami w wieku około 35 lat. Ale to ja trzymałem obrzyna i rewolwer. Mieli na sobie kamizelki kuloodporne które zaczeli powoli odpinać. Jeden z nich wyciągnął pistolet zza pasa i wymierzył we mnie. Odrazu nacisnąłem za spust obrzyna. Shotgun wyleciał mi z ręki. Osobę mierzącą do mnie odrzuciło na maskę Chaveroleta. Zaczął pluć krwią. Pomimo tego że do mnie mierzył zwołałem resztę, tak naprawdę to wołać nie musiałem bo wszyscy zbiegli się na środek podwórza po usłyszeniu strzału. Kamizelka skutecznie ochroniła go przed śmiercią ale miał połamane żebra i najprawdopodobniej wyłamane kilka zębów od uderzenia twarzą w maskę. Biały Chaverolet miał maskę i szybę całą we krwii. Wuja szybko pobiegł po medykamenty i zaczął opatrywać przybłędę. Wszyscy zaczeli się przedstawiać po koleji. Było dwóch afroamerykaninów z imieniami Joe i Max. Reszta była rasy białej i wszyscy odziwo wmiarę płynnie mówili po Polsku.
Max -My jesteśmy z Amerika. Przepraszam za Steva. On być zły na nas że my oddać broń. Nie zabić nas proszę.
-Spokojnie, nie zabiję was. Ale jedna prośb
Przerwał Max
- My zrobić wszystko
-oddajcie broń i zdejmijcie kamizelki kuloodporne.
- dobra pan
Po czym wszyscy wyrzucili swoją broń i zdjeli kamizelki.
Joe- Pan nas nie zabić?
Nie zabiję was ani nie skrzywdzę, bo nie atakowaliście nas. Mam na imię... nie ważne. Wolę jak do mnie mówią Zordock.
-dobrze Zordock, co mamy zrobić?
Wuja! Wyłącz płot elektryczny!
-Nie krzycz!-powiedział Max chórem z Joe'm.
-Dlaczego? Odparłem
-Oni słychać wszystko. I biec do miejsca dźwięk. Csiiiii!
Okej, ale tu jesteście bezpieczni, rozgościcie się.
-Ci dwaj to Frank i Mark, bracia-powiedział Max.

Zombie Apocalipsa PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz