Zombie Apocalipse-Polska(14)

21 3 0
                                    

15.04.2019(Ten sam dzień)
Rozdział 14
Wkońcu nowa kuchnia

Bill był pracownikiem sieci tych sklepów ogrodowych. Rzadko tu przyjeżdżałem. Nie pamiętam jak dokładniej nazywał się ten sklep. Wszystkie znaczki dawno temu wypłowiały a szyld był z Neonòw ale podczas jednej z wichur zerwał się z dachu i zatrzymał na płocie cały połamany. Zapytam się go o nazwę.
-Bill, jak nazywa się sieć tych sklepów?
-Trevor's .
Odpowiedział suchym głosem. Wszedłem jeszcze do działu  z ciuchami. Wziąłem nowe buty, a właściwie to wszystko co możliwe. Gdy wróciłem po ostatnie rzeczy i zauważyłem bluzę. O dziwo orginalna z WestlandWeekend, biorę. Ostatnie wydarzenia zostawiły ślady nie tylko na ciele ale też uświadomiły jak bliska jest śmierć. Mężczyzna miał na ramieniu ewidentnie ugryzienie. Zakrywał je bluzą ale spocił się bo... trochę to brzmi jak rozwój wirusa, może grzyba albo innego cholerstwa w The Walking Dead. Im bliżej mózgu ugryzienie tym szybciej osoba się przemienia w czasie od kilku minut do 8 godzin. W takiej sytuacji zarazki i inne bakterie na zębach i w jamie ustnej zarażonych przedostają się do rany i tak powstaje zakażenie. Skrzywił się jak zobaczył moją minę. Cały czas wpatrywałem się w ugryzienie. Szkoda mi go, wydaje siè pomocny i miły. Zapytam się go o to.
-Yy, Bill co ci się stało w rękę?
-Musiałem...
-Co musiałeś?
-Moja żona, dziecko... obudziłem się bo usłyszałem krzyk Valentine. Zerwałem się z łóżka i zobaczyłem moją żonę wykrwawiającą się z dzieckiem na rękach. Ben miał dziwne szare oczy i z ust ciekła mu krew... Musiałem to zrobić,ale jeden z zarażonych dziabnął mnie przez okno.
-Jezu... Współczuję ci...
Powiedziałem ze łzami w oczach.
-Jak się tu dostałeś?
-Chciałem się powiesić, ale usłyszałem samochód. Szukałem tu piwa, chciałem się upić jeszcze żeby zapomnieć. Ale nic nie znalazłem.
-Alkohole są w Paysticku, to sklep który jest kawałek stąd.
Mogę tam podjechać.
-Byłbym bardzo wdzięczny. Ale, jak zastaniesz mnie przemienionego to nie wachaj się. Zabij mnie wedy. Czuję że długo nie pociągnę.
Nic już nie mówiłem tylko wsiadłem do dostawczaka. Zapiąłem lasy i gaz do dechy. Wyleciałem na drogę, gdyby jeszcze gliny tu stały to bym miał przesrane bo łamię wszystkie przepisy. Z piskiem opon zatrzymałem auto pod Paystickiem, przy jednym z aut za którym się chowałem podczas strzelaniny leżał zgniły kawałek mięsa. Wbiegłem do środka. Mało nie wywróciłem się na kawałkach szkła i resztach elementów samochodu po wybuchu. Przypomniałem sobie o kawałku mięsa na parkingu i stanąłem jak wryty. Odwróciłem się na pięcie i pobiegłem do ścierwa. Na zgniłym mięsie był but i kawałek roztrzaskanej kości. Zrobiło mi się źle. To były nogi Franka. Nie chciałem na to dłużej patrzeć i wbiegłem do sklepu. Wziąłem cztery kraty piwa różnego rodzaju i firmy i tak zwany minibarek z 100ml wódeczkami. Wziąłem też dwie inne marki Wódki i włożyłem do auta. Zawróciłem i szybko odjechałem spowrotem pod Trevor's. Bill opierał się o murek. Wysiadłem i zapytałem z ręką na pistolecie
-Wszystko okej Bill?
-Tak, jeszcze jestem człowiekiem.
Wziąłem skrzynkę piwa i zaniosłem do niego. Następnie pare buteleczek z minibarku. Usiadłem obok Billa i opowiedziałem mu o histori Franka. Trochę mnie suszy, napiłbym się czegoś. Może spróbuję.... Dobra, biorę. Sięgnąłem po butelkę z piwem i otworzyłem. Pierwszy alkohol w ustach. Wziąłem trochę do ust i odrazu wyplułem.
-Łee, gorzkie cholerstwo! Chcesz trochę? Jak nie to wywalę tą butelkę.
Mężczyzna bez słowa wziął butelkę i powoli popijał. Nagle upuścił butelkę na podłogę. Spojrzałem w oczy ugryzionego, były same białka,lecz po chwili pojawił się lekko niebieski kolor. Przyłożyłem ucho do jego ust, było to niezbyt bezpieczne ale musiałem. Był spoko, ale... Muszę go zabić. Wziąłem Glocka i wstałem. Stałem bokiem do zwłok kumpla, tak szybko go poznałem i tak szybko mnie opuszcza. Przycelowałem w czoło, łzy zaczęły mi napływać do oczu. Nagle zaczął pluć krwią. Huk wystrzału wyjątkowo mocno zabolał mnie w uszy. Spojrzałem w stronę truchła. Miał otwarte czy i usta, i dziurę w czole, za ciałem był rozprysk krwi. Trzeba go zakopać. Skoro nie żyje to dam go na pakę, zakopię go na działce. Wziąłem jeszcze dwie deski na krzyż i wsiadłem do auta. Jak dobrze że mam taką kratę pomiędzy kabiną kierowcy a paką. Wrazie by mnie zaatakował to mnie nie dorwie. Jechałem do domu w spokoju, nic szczególnego po drodze nie było. Zaparkowałem auto na pod domem i wysiadłem. Przejrzałem się w lusterku, twarz, trochę zadrapań i nie ułożone włosy, podkrążone oczy. Super, wyglądam jak trup. Wziąłem karabin do ręki i otworzyłem drzwi od boku. Ciało leży tak jak leżało więc już nie wstanie. Wziąłem taczkę i przeciągnąłem zwłoki na nią. Zostawiłem taczkę przed bramą i zacząłem wypakowywać rzeczy z auta ciuchy dla wszystkich. Denerwuje mnie to że to ja jadę na zakupy i to wszystko dygam do domu. Ale co, nikt się nie zainteresuje. Wziąłem bluzę znalezioną w sklepie, czapkę z daszkiem w moro i nowe buty . Idę do pokoju się przebrać. Zdjąłem obecne ubrania i obejrzałem się w lustrze. Wszędzie siniaki i zadrapania.  Założyłem szarą bluzkę na krótki rękaw, wyżej wymienioną bluzę,czapkę oraz buty. Nawet spoko ubranie, ciekawe co u LittleRock. Zacząłem szukać ją w domu, nigdzie jej nie ma, pewnie jest w piwnicy. Zszedłem na dół i zcięło mnie z nóg. W piwnicy do trzeciego szczebla była krew. W niej pływało z 20 osób, a właściwie to ciała. Coś we mnie pękło. Wziąłem karabin i zmieniłem magazynek na inny z kulami wybuhowymi. Szybko przebiegłem do domu obok i wszedłem do piwnicy. Było tam 12 osób które klęczały zakneblowane i wszyscy to główne osoby które założyły ten fort. Ciocia,Wuja,Mama,Dimitri(wyklinający coś pod nosem ale nie zrozumiale przez szmatkę),Steve,Frank,Brandon, Max,LittleRock,Columbus i Talahasse z miną bardziej niż wkurw****. W koncie stało dwóch zasrańców z nożami i Kalasnikovami. Upuściłem karabin i podniosłem ręce do góry. Ale nie uklęknąłem na kolana. Opuściłem ręce i spojrzałem na jednego z nich patrząc z góry. Dostałem kopa w kolano i skrzywiłem się niemal upadając na ziemię. Zacisnąłem zęby, wróciłem do poprzedniej pozycji. Zrobiłem chyba najlepszą rzecz z możliwych. Zamachnąłem się i uderzyłem napastnika w twarz, ten schylił się, wypluł coś, ale nie czekając z łokcia łupnąłem mu w plecy i złapałem za bok i kopałem w klatkę piersiową i brzuch. Drugi w tym czasie zaczął mnie atakować od tyłu. Upadłem na glebę, i dwóch napastników zaczęło mnie okładać. Usłyszałem czyjś krzyk i huk serii wystrzałów,nagle przestali uderzać. Ledwo co widziałem, ale ktoś do mnie podbiegł. Wyciągnąłem rękę w stronę osoby stojącej przedemną i resztką siły powiedziałem
-Lit,Litt...le... Rock
Ogarnęła mnie ciemność.

~Zordock.T

Zombie Apocalipsa PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz