Zombie Apocalipse-Polska(6)

61 14 1
                                    

05.02.2019
Rozdział 6
Napad
Żywność była na wykończeniu, wkońcu mieliśmy 12 osób które ciężko pracowały. Jak jechaliśmy na stację to zauważyliśmy w sklepie obok wyjazdu z osiedla przy przesówanych drzwiach wisiały kartki z napisem :TU SĄ ŻYWI! POMOCY. Postanowiłem że pokażemy kto rządzi HURSHWIL i okolicą. Chłopaki z Cadilaców mieli szefa, a dokładnie to był jakiś mafiozo. Mówili na niego Joker chociaż nim nie był. Miał srebrne zęby i ubrany był w jakieś ciuszki z lumpeksu. Chociaż czasami zachowywał się jak chory psychicznie. Ale ja myślę że udawał takiego psychola tylko dlatego że lubił postać Jokera. Po 5 dniach wziął jednego z 3 Cadilaców i pojechał w stronę miasta. Zabrał pare paczek z amunicją i dwa pistolety. Jakoś nie bardzo przejeliśmy się tymi stratami. Miałem plan, wybłagam Dimitra o Suburbana, i pojadę z Maxem,Frankiem i Markiem do sklepu. Kartki wyglądały na dopiero co naklejone. Wzieliśmy maski Kalunów,shotguny i kałachy. Wsiedliśmy do Chaveroleta i ruszyliśmy. Na osiedlu chodziło kilka trupów na których się wyżywałem otwierając drzwi tak żeby je jedynie rozjuszyć. I po chwili biegło za nami jakieś 20 zimnych. Max i Mark otworzyli szyby z tyłu i zaczeli ostrzał na mini hordę. Po jakiś 2 minutach nie było ani jednego szwendacza za nami. Szyby spowrotem zostały zasunięte(tak dla bezpieczeństwa). Podjechaliśmy pod sklep z piskiem opon. Wzieliśmy kałachy do rąk i ruszyliśmy w stronę drzwi. Zgromadzeni w środku ludzie byli przerażeni. Uderzyłem z kolby o szklane drzwi na których powstały liczne pęknięcia. Szkło było chartowane. Ale nie kulo odporne. Gestem ręki kazałem odsunąć się od frontowego wejścia i zatkać uszy. Krzyknąłem do Maxa
-podaj mi shotguna!
-prosze ale czekać Zordock. Jeszcze amunicja
Powiedział do mnie mężczyzna.
-Strzelam!
Wystrzeliłem z shotguna w szybę w której powstały liczne dziury i pęknięcia. Shotgun jak zwykle wyleciał mi z ręki i wylądował kilka metrów. Max wziął strzelbę i wrzucił ją na pakę Suburbana. Kopnąłem z buta w szybę ale ta nie ustąpiła. Frank podszedł do drzwi z kałachem. Powiedział
-Zordock, patrz. Wystarczy rozciąć. Wziąłem nóż i zaczałem robić dziurę. Po paru minutach można było wejść do środka. Ludzie spoglądali na nasze maski z przerażeniem. Wzieliśmy wózki sklepowe i zaczeliśmy chodzić po alejkach. Byłem w 3 alejce i zauważyłem zimnego z nożem w głowie.Sprawdziłem dokładnie czy jeszcze nie wstanie. Ani drgnął. Kopnąłem w truchło, zjechało bezwładnie po regale. Dla pewności trzepnąłem z kolby w nóż który wbił się jeszcze głębiej. Źle mi się zrobiło, poczym zwymiotowałem do kosza który stał obok. Postanowiłem że przejdę do innej alejki. Zbieraliśmy wszystko co się mieściło. Max tłumaczył wszystkim że zabierzemy ich w bezpieczne miejsce. W sklepie nie było dzieci, większość ludzi była około 30-stki. Szukaliśmy czegoś do wywarzenia drzwi. Przez szybę zauważyłem Dodge'a Grand Caravan z 2005 roku.
Zapytałem się
-Do kogo należy Dodge Grand Caravan? Mężczyzna pokazał na alejke w której leżał sztywny. Podeszłedłem do zdechlaka i zacząłem go przeszukiwać. Zaciskał je w ręce. Były i klucze do auta które stało na parkingu. Na parkingu było około 5 aut ale Dodge było jednym z samochodów, które bardzo chciałem posiadać. Przypomniały mi się czasy jak internet i telewizja działały normalnie. Oglądałem co jakiś czas film "The Town". W tym filmie Dodge służyło do ucieczki. Pomyślałem, skoro drzwi się nie otwierają to trzeba im pomóc. Strzały pewnie ściągnęły już z 20 szwendaczy zmierzających prosto w naszą stronę. Wróciłem do środka i powiedziałem wszystkim żeby poszli do działu z mięsem i przewrócili pies obok drzwi od magazynu. Słychać było jak idą. Bałem się jak cholera. Nie wiem dlaczego. Ale bałem się widoku sąsiadów których znałem od zawsze. Byli tacy których bym najchętniej rozstrzelał jeszcze przed apokalipsą, ale są też osoby które lubiłem. Na podłodze leżała MP3 która nadawała się do użycia. Zobaczyłem jakie utwory ma. Zdziwiłem się, ponieważ był tam utwór Imagine Dragons "Sucker for Pain". Założyłem słuchawki na uszy i póściłem kawałek. Po 10 sekundach trupy były przy szybie. Krzyknąłem
-OGNIA!!!
Mieliśmy ze sobą AK-47 i M4. Prawie równo z refrenem zaczęła się krwawa jazda. Zombie upadała ci chwilę i co chwilę coraz więcej krwi rozmazywało się na wyprutej szybie. Zamknąłem oczy żeby nie patrzeć do kogo strzelam. W magazynku skończyły się kule. Musiałem otworzyć oczy. Cztery metry przedemną był stos trupów. Zauważyłem że jeden z nich to moja przyjacółka. Leżała z kulą w czole i z rozszarpanym tuowiem. Łzy napłynęły mi do oczu. Odrzuciłem kałacha i wybiegłem ze sklepu. Wsiadłem do Dodga i go odpaliłem. Ruszyłem z piskiem opon. Po 10 minutach jazdy zdałem sobie sprawę że nie mam nawet noża. Droga przebiegała spokojnie. Przed ostrym zakrentem leżały zwłoki jakiegoś mężczyzny. Spojrzałem na licznik, jechałem prawie 100 na godzinę. Skręciłem lekko kierownicą, ale tylne koła złapały poślizg na resztkach ciała. Obróciło pojazd który wpadł do rowu. Nic nie widziałem. Strasznie wszystko latało po całym aucie. Ogarnęła mnie ciemność.
*15:46*
Otworzyłem oczy. Auto leżało na dachu, czułem że coś mnie trzyma za klatkę piersiową. Naszczęście to był tylko pas bezpieczeństwa. Byłem zdezorientowany. W aucie unosił się zapach spalenizny i benzyny. Przypomniałem sobie co stało się przedtem. Musiałem jak najszybciej uwolnić się z auta. Odpiąłem pas i spadłem na kawałki szkła które leżały na dachu(auto było na dachu to i kawałki szkła też). Pomyślałem
KTO DO CHOLERY STAWIA KOLCE NA DACHU
Wstałem i wyczołgałem się z wraku. Auto było zmasakrowane. Wszędzie leżały szkła i elementy karoserii. Zacząłem biec w kierunku powrotnym. Auto eksplodowało za moimi plecami. Siła odrzutu wyrzuciła mnie na 3 metry w górę. Spadłem na plecy, wszystko mnie bolało. Zacząłem się rozglądać wokół. Nie było nikogo. Nagle poczółem jak mi cholernie zimno. Podniosłem się z zrytej ziemi. Spojrzałem w stronę auta. Miałem nadzieje że będzie leżał jakiś Glock lub inna broń. Choćby nóż. Lecz nic nie było. Zastanawiałem się czy pojadą za mną. Eksplozja była na tyle duża że te kilka kilometrów napewno było słychać wybuch. Szedłem poboczem. Było spokojnie. Zbyt spokojnie. Sprawdzałem każde auto. Wszystkie poniszczone i splądrowane. Na ziemi leżało rozbite lusterko. Przejrzałem się w nim. Miałem rozcięty łuk brwiowy i roztrzaskany nos. Z ust sączyła się świeża krew. Niewiedziałem czy żyję. Czy jestem jednym z nich. Ale raczej nie. Nie zachowywałem się tak jak szwędacz. Przeszedłem kilka kilometrów. W sklepie nadal była moja grupa. Chodzili i zbierali żywność. Usłyszałem warkot silnika. To nie było nasze auto. Jakieś 800 metrów za mna jechał bus który był dostosowany do panujących warunków. Zacząłem biec w kierunku sklepu. Przedarłem się przez szybę. Max przycelował w moim kierunku
-Zordock! Jak ty wyglądasz?
-jedźmy do domu. Potem opowiem

Zombie Apocalipsa PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz