7.04.2019
Rozdział 9
Złe nowiny
Brandon miał przestrzeloną na wylot jamę brzuszną w dwóch miejscach. Dostał kilka lekarstw i zaczęto operację. Bałem się o jego życie, w końcu nie chciałem jego śmierci. Chciał dobrze dla mnie... szkoda mi go było. Ciocia zabrała prawie wszystko z karetki więc ma mnóstwo miejsca. Ale nie tyle co Peugeot Boxer który stał za domem. W GPS-ie miałem miejsce skąd wyruszyłem karetką. Wsiadłem do Peugeota i przekręciłem kluczyk w stacyjce. Z silnika dobiegł suchy odgłos rozrusznika. Auto nie zapala. Sprawdziłem światła, pewnie akumulator się rozładował. Opony też trzeba podpompować. Idealnie jak na dzisiajszy dzień. Godzina 9:18 zacząłem naprawiać dostawczaka. Podjechałem karetką za dom i podłączyłem kable. W międzyczasie przyniosłem elektroniczną pompkę do kół. Zacząłem pompować, po chwili opona była już twarda. I tak jeszcze trzy razy. Jak byłem przy lewej tylnej oponie to coś za mną zaczęło szarpać płot. Był cholernie agresywny. Wziąłem krótkofalówkę i krzyknąłem
-Mamy tu szwendacza,nieźle wkurwiony, oddam strzał.
Gdy wziąłem broń usłyszałem wystrzał. Takiej broni chyba nie mieliśmy. Ale zombie który szarpał płot miał wyrwę w bani. Schowałem się za murkiem. Wyjrzałem lekko. Na ulicy stał mężczyzna, około 32 lata. Trzymał w ręce krótką dwururkę. Powoli wyjąłem Glocka z kabury i wychyliłem się całkowicie. Miał zaciętą minę. Ubrany był na kowboja. Za nim stał Cadilac Escalade z "3" namalowanym białą farbą na drzwiach kierowcy oraz z małym ale podrapanym i powgniatanym taranem. Auto nie miało jednej lampy z przodu. Mierzyłem do niego z Glocka, trzęsłem się jak galareta. Powoli odłożyłem mój pistolet i podniosłem ręce do góry. Po paru sekundach facet schował broń do kabury którą miał na nodze. Bardzo przypominał mi Tallahasse z ZombieLand. Tymbardziej że z jego auta wysiadły dwie kobiety i jeden nieco młodszy facet. Facet wyglądał jak Columbus, wyższa i starsza dziewczyna wyglądała jak Wichita a ta mniejsza jak LittleRock. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Uczczypnąłem się mocno w rękę. To nie sen. Powoli podeszłem do nich z Glockiem za paskiem i z maczetą w dłoni. Włożyłem ją do kabury którą miałem na plecach. Tak jak Glenn z Serialu The Waking Dead. LittleRock uśmiechnęła się lekko a Wichita poważnie na mnie patrzyła. 15 lat niedługo skończę, a ta młoda chyba jest w moim wieku. Nie wiem,jak tu zostaną to wtedy pomyślę żeby zagadać. Skleciłem słowa w mojej głowie i powiedziałem
-Cześć, kim jesteście? Przypominacie mi postacie z ZombieLand...
-What? ZombieLand hmmm, yes. Im playing in this film! Yes i am Tallahasse, This is Colombus she is Wichita and this is LittleRock. But im... No names
Gdy mężczyzna powiedział jej imię zarumieniła się. Miała nie zadbane włosy. Chyba każdy z nich jest w podróży od kilku tygodni.
Po dłuższej chwili całkowitej ciszy pokiwałem głową i powedziałem
-Hi, im Zordock and im live here. It's my base. We have many cars and guns. You and your group can be witch me? Witch my group? Please Tallahasse. My English is nit good.
-We will take a look at this place and then decide.
Powiedział Tallahasse
Nie wierzyłem własnym oczom i uszom. (XD znowu)
Woody! Omg nie mogę w to uwierzyć! Ale czego oni szukają w Polsce? Nie mam pojęcia ale niech zostaną...
[Teraz ich dialogi będą pisane po Polsku ponieważ wiem że nie każdy musi aż tak sobie tłumaczyć co jest napisane.]
Podszedłem do Escalade i sprawdziłem ich bagażnik. Torba z strzelbami, jakieś noże trochę magazynków, dwa kanistry z benzyną i kilka szyszek(granatów).
-Niezły sprzęcik... to zostaniecie u nas? Mamy też tego trochę. Ale to już zasługa Dimitra...
-Może, ale pytanie, czy wy jesteście grupą przetrwania dla nastolatków czy jest ktoś dorosły. Mamy dorosłych i emerytów. Ja jestem najmłodszy. Ogólnie to ja jestem tutaj jednym z 5 założycieli tej grupki. Nie było bo tak łatwo gdyby nie mój ziomek Dimitri który z Nukenio's przywiózł mnóstwo karabinów i innych. Pamiętam jak zmieniałem opone to ze schowka w bagażniku paczki z amunicją się wysypały.-
-Brzmi ciekawie... gdzie zostawić auto?
- jak chcecie to pod bramą. Zaprowadzę cię-
Powiedziałem do Mężczyzn gdy przypomniało mi się o Franku. Nie wiem czy przeżył... Ale próbowałem mu pomóc... Wiem dlaczego mam zabandażowane plecy. Ciocia sprawdzając ranę powiedziała że coś się mi wbiło. Powiedziała też że to wygląda jak ślad po wbiciu noża.
Jak tylko przypomniałem sobie o tej rozmowie miejsce ugodzenia nożem zaczęło boleć i pulsować. Byliśmy obok bramy. Wziąłem krótkofalówkę do ręki i powiedziałem
-Mamy gości, są pokojowo nastawieni.
-przyjąłem- powiedział Dimitri
Otworzyłem furtkę i wprowadziłem Columbus i LittleRock na podwórze.
-Wow! Niesamowite...-powiedziała LittleRock
Usmiehnąłem się pod nosem i znowu odezwałem się przez krótkofalówkę
-Wyłączcie elektryczny płot na wjeździe i czujki. Po chwili Tallahasse z Wichitą. Zostawili auto na podjeździe i zaczeli oglądać wszystko. Po chwili wszedliśmy wszyscy do domu. Pierwsze co rzucało się w oczy to to że był prąd. W powierrzu wisiał zapach medykamentów. Odrazu pobiegłem na górę. Nie wiem dlaczego ale LittleRock cały czas za mną chodziła. Wchodząc zauważyłem nowe bronie. Na szafce stała otwarta gablota z nożami. Chyba wszystkie rodzaje. Na samej górze były dwie maczety o długości około pół metra. O ścianę były oparte Shotguny i karabiny. Na drzwiach pojawiły się tabliczki z napisami jakie jest to pomieszczenie. Była Toaleta,pokój lekarski,pokój wypoczynkowy i kilka innych. Przyśpieszonym krokiem podszedłem do pokoju Lekarskiego. W środku unosił się zapach krwii oraz wody utlenionej. Widziałem czyjąś nogę. Chyba Brandona, bo Frank ich nie miał. Ktoś zacharczał za drugą zasłoną. Szybko sięgnąłem po Glocka i powoli odbezpieczyłem do trybu strzału. LittleRock powoli się cofnęła i wybiegła z pokoju. Kopnąłem w kosz przy drzwiach i usłyszałem
-Kto tam!- głos był zduszony i to był głos Franka a Brandon sięgnął po coś na półce. Usłyszałem szczęknięcie metalu.
-To ja, Zordock. Kto tak charczał?
-Ja nie, to chyba ty Frank, nie?
-Co ja, ktoś obok- odparł Frank
Zauważyłem że jest jeszcze jedna zasłona.
-Ktoś tu jeszcze był?-powiedziałem półgłosem do dwóch mężczyzn.
-Jakiś facet z sklepu... jak mu tam, Henry albo inny typek... -odpowiedział cicho Frank. Podszedłem do ostatniej zasłony. Prześwitywała lekko. Widziałem krzywą posturę człowieka. Był odwrócony do okna. Szybko odsunąłem zasłonę. Wtedy zauważyłem że jest blady i że to on charczał... odwrócił się w moją stronę z takim pędem że krew poleciała po bokach zasłon i na moją bluzkę. Wystrzeliłem. Ale nie trafiłem w głowę i kula przeleciała przez żywe truchło i rozbiła okno. Nacisnąłem za spust jeszcze raz ale nie usłyszałem huku wystrzału lecz sczęknięcie metalu. Koniec naboi. Szwendacz oparł się o szafkę. Powoli się zbierał do wstania gdy wyjąłem nóż z kabury i wbiłem mu go w szcęke. Krew i zęby trupa poleciały na podłogę i na mnie. Byłem cały we krwii. Próbowałem wyjąć nóż ze szczęki. Zaklinował się.
Zombie próbował mnie zaatakować resztkami szczęki więc puściłem rączke noża. Szafka pod trupem się załamała więc zostało mi tylko jedno. Odbiłem się od ściany i wbiegłem w szwendacza i wypchnąłem go przez okno. Kawałki szkła poraniły moje ręce i twarz. Odległość między dachem a ziemią nie była duża. Jakby sam skoczył to może bym sobie kostkę skręcił. Zombie przeleciał orzez skrawek dachu i po sekundzie opadania uderzyliśmy o dziwo w miękki żółty piasek. Obok leżał kamień. Szybko wstałem z szwendacza i gdy ten próbował wstać roztrzaskałem jego głowę kamieniem. Wokół kamienia który zgniótł czaszkę powstały smugi krwii. Źle się poczułem. Po kilku minutach zauważyłem LittleRock w oknie. Była roztrzęsiona. Leżałem na piachu i czułem jak odchodzą mi siły. Widziałem LittleRock podbiegającą do mnie. Ogarnęła mnie ciemność.~Zordock.T~
CZYTASZ
Zombie Apocalipsa Polska
Short StoryJeden dzień, jedna godzina, jedna minuta i sekunda. Potrafią zmienić wszystko. Tak jak w tym przypadku. Zaczyna się Apokalipsa Żywych Trupów, początki, które z reguły są najtrudniejsze udało się przetrwać ale sprawy zaczynają się komplikować. Czy ud...