Zombie Apocalipse-Polska(4)

95 18 21
                                    

31.12.2018
Rozdział 4
Pierwsza krew

Nowy rok, godzina 10:43. Cisza jak nigdy w ten dzień. Wszyscy byli na swoich stanowiskach, ja w swojej budce snajpera, Wuja kończył wzmacnianie ogrodzenia od strony lasu, Mama i Ciocia siedziały w pokoju przy kawie i rozmawiały. Możnaby było powiedzieć-dzień jak codzień. Ale kto siedzi na balkonie z Glockiem przy nodze i karabinem snajperskim opartym o ścianę obok? Napewno nikt w Polsce przed końcem świata. Codziennie odzywaliśmy się ze stacji radiowej do najbliższych budynków które mają radiostację, syn Wuja i Cioci był teraz w swojej szkole w Nukenio's.  Narazie nikt nie wiedział co z nim, czy wogóle żyje... Ale o godzinie 13:56 nastąpił odezwała się szkoła z Nukenio's. Mówił Dimitri-syn Wuja i Cioci. Usłyszałem głos Dimitriego-Nie martwcie się o mnie, niedługo przyjadę, mam auto przygotowane i jakieś pukawki,będę po nowym roku.-powiedział Dimitri z typowo Ruskim akcentem. Coś o Dimirim-wysoki szczupły wysportowany chłopak, dobry gracz, lubi język Rosyjski, kreatywny, pomocny i szczery.
Godzina 00:10  było już późno, i poraz pierwszy w moi życiu sylwester był bez strzelania fajerwerkami. Zanim wszystko szlag trafił byłem przeciw strzelaniu w sylwka, a to co było po końcu to był cudowny smak wygranej nad wszystkimi którzy strzelali, a teraz pewnie są martwi.
*6 godzin później*
Głowa bolała jak jasna(...). Wyszedłem z łóżka i zacząłem szukać środków przeciwbólowych. Przypomniało mi się że zostawiłem je w samochodzie. Ubrałem się szybko, wziąlem Glocka do kabury. Otworzyłem drzwi, zszedłem ze schdków i udałem się do samochodu. Znalazłem, wziąłem. Zamknąłem drzwi i zza pleców zostałem postrzelony w tył głowy. Zginąłem...

Obudziłem się zlany potem i blady, odrazu wziąłem prysznic i się ubrałem. Wziąłem Glocka i Shotguna. Wyszedłem na dwór i nikogo nie było. Dokładnie przeczesałem teren i nikogo nie było. Przynajmniej wtedy nikogo nie było. Wróciłem do domu, zjadłem sam śniadanie, po czym poszedłem do budki snajpera. Usłyszałem dziwny dźwięk, taki, którego nie słyszałem od dawna. Był to ryk silnika. Spojrzałem w dół, ale wszystkie nasze auta stały ze zgaszonymi silnikami. Nacinąłem orzycisk dzwonka do drzwi, który był jak alarm. Wszyscy zbiegli się do budki. Odrazu dźwięk samochodu przykół ich uwagę. Wszyscy wzieli Glocki i to co było pod ręką z broni palnej. Ciocia i Mama ustawiły się za garażem, Wuja podszedł do bramy, a ja przygotowałem karabin snajperski do oddania strzału. Pod nasz fort podjechał biały Chevrolet Suburban z 1996 roku. Auto podjechało pod podjazd. Skrzypnął zaciągany ręczny. Otworzyły się drzwi, z pojazdu wyszedł Dimitr, powiedział
-Otwórzcie bramę
Powiedziałem-Dobrze że jesteś! Już idę.
Poszedłem do bramy i otworzyłem 3 kłódki i odwiązałem dwa łańcuchy, i pchnąłem bramę w bok. Otworzyła się bardzo głośno skrzypiąc. Trzeba będzie nasmarować prowadnicę-powiedziałem. Chevrolet wjechał do srodka. Dimitri miał 19 lat. Ale to co zrobił z tym autem to ja nie... Dwie dziury w zderzaku, a z nich wystające dwie kwadratowe rury które trzymały taran. Na szybach były kraty, na dachu zamontował halogeny. Tylny zderzak był osłonięty stalową rurą, do felg dospawane były ostrza. Wysiadł z gabloty i pierwsze co rzucało się w oczy to, że w jednej ręce miał AK-47 a w drugiej UZI. Za paskiem miał nóż wojskowy i kabure z Rewolwerem Magnum 50,a na plecach miał zawieszony kij baseballowy.Jednym słowem WOW! Dimitri zapytał
-Co mnie ominęło?
Opowiedzieliśmy mu o wszystkim co działo się przez ostatnie dwa miesiące. Kiedy wszyscy wszystko wiedzieli Dimitr powiedział
-idę się wypakować, Zordock, weźmiesz coś? Byłoby super.
-No wezmę, ale najpierw mi pokaż co tam masz.
Dosłownie 3 minuty później powiedziałem
-stary?! Ty wojskowych z wszystkiego okradłeś? Mój wzrok skupił się na Wielkiem Karabinie snajperskim. Dimitr wiedział o co chcę się zapytać. Powiedział
-Możesz brać co chcesz
Nasz fort wkońcu był uzbrojony po zęby i zaopatrzony w mnóstwo zapasów żywności. Dimitri przyśpieszył rozwój naszego fortu o jakieś 4 miesiące.

03.01.2019
Siedziałem na balkonie, było spokojnie, przynajmniej do czasu. Wziąłem lornetkę do ręki i zacząłem obserwować okolicę. W ułamku sekundy usłyszałem strzał. Chwilę później kula przeleciała przez ramię. Upadłem na zimne kafelki. Snajperka za którą się złapałem wypadła mi przez barierkę.Ból był nie do zniesienia, próbowałem wstać ale nie mogłem. Każdy ruch powodował wielki ból. Czułem jak krew wytryskuje z mojej dziury w ręce i rozlewa się na balkonie. Usłyszałem kolejne strzały.Ktoś do mnie podszedł i zaczął ciągnąć w stronę korytarza.Po chwili poleciały na mnie kawałki szkła z drzwi balkonowych. W międzyczasie usłyszałem jak kule wbijają się w frontową ścianę domu. Za moim ciałem rozciągnęła się krwawa linia. Usłyszałem jak ktoś wchodzi po schodach. Ogarnęła mnie ciemność.

05.01.2019
Obudziłem się i poczułem odrazu ból głowy. Leżałem na łóżku, ciężko mi się oddychało. Wstałem z łóżka z wielkim trudem. Na półce obok łóżka leżał Glock. Spojrzałem na miejsce postrzału. Rana była zabandażowana i pulsowała. Bandaże były przesiąknięte krwią. Usłyszałem głosy wszystkich. Rozmawiali o mnie. Wziąłem Glocka
*Rozmowy z parteru*
-A co jeśli tego nie przeżyje?
-Będziemy musieli się pozbyć zwłok, to chyba oczywiste.
-Jaka jest pewność że nie zamieni się w jednego z tych potworów? Mamy już na nich plan, byle nas tylko nie zaskoczył, wchodzimy do jego pokoju z bronią, PRZEŁADOWANĄ I GOTOWĄ DO STRZAŁU!
-Ok, przygotujmy jedzenie
-Co tak hałasuje na górze?
-O cholera, Zordock!
-Dimitri! Bierz Shotguna!
-Ok, ale Nie chcę go zabijać!
-Ale chyba będziesz musiał.
ZORDOCK
Podszedłem do lustra, byłem blady i wychodziło na to że miałem złamany nos. Przynajmniej dowiedziałem się skąd moje problemy z oddychaniem.Potknąłem się o szafkę która się przewróciła. Usłyszałem krzyki z dołu. Zszedłem po schodach kurczowo trzymając się barierki. Za ciche to to nie było. Usłyszałem przeładowanie shotguna.
-E e e, to ja. Spoko, żyję... jeszcze.
Usiadłem w kuchni i zjadłem pierwszy posiłek od dwóch dni. Ubrałem się w ciuchy moro i buty Glany. Wkońcu był śnieg. Zapytałem się reszty
-Co się wtedy stało?
-Ktoś zaatakował bazy i straty są ogromne.
-Nic nikomu się nie stało?
-Tylko ciebie postrzelili, ale Zombie wdarł się do środka i rzucił się na Dimitra. Ale nic mu nie jest.
-Co z moją snajperką? Spadła z balkonu jak do nas strzelali.
-Ogólnie to cała, ale lunetę trzeba wymienić, bo spadła na nią i się potłukła.
-Wyjdźmy przed dom, zobaczę straty.

Stałem przed frontową ścianą domu dziadków. W wielu miejscach poodpadał tynk. Cała sciana była usłana małymi dziurami po kulach. Okna były powybijane. Przeszliśmy do drugiego domu. Płot był rozerwany w dwóch miejscach i Chaverolet który wtedy stał przy bramie miał dziury w drzwiach. W jednym i drugim domu ściany frontowe oberwały najmocniej. Trzeba było przejechać się do TRANCEWOOD-miasta oddalonego 24 kilometry od HURSHWIL. Główne cele podróży to sklep z bronią i sklepy medyczne. Trzeba przygotować się do ekspedycji.
     
~Zordock~

Zombie Apocalipsa PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz