27.03.2019
Rozdział 8
UcieczkaDrzwi od zbrojowni rozleciały się na kawałki. W środku było mnóstwo broni różnego rodzaju. Pistolety,karabiny,Pm-y,karabiny snajperskie,wyrzutnie rakiet, w pizdziec skrzyń z podpisem "Ammo". Wziąłem kalasnikova i wystrzeliłem serię w stronę napastników. Sam sobie nie poradzę. Coś poleciało w moją stronę, to coś jakby OŻ KURWA,GRANAT! Szybko złapałem go i rzuciłem spowrotem. Trzy sekundy później wybuchł. Mało brakowało... zmieniłem magazynek i położyłem kalasnikova na jedej ze skrzyń. TERAZ SIĘ ZACZNIE ZABAWA! HA!HA!HA! Wziąłem wielką maszynówkę. Ledwo co ją trzymałem. Wychyliłem się na korytarz i strzelałem na oślep. Słyszałem jak kule odbijają się od ścian, jak łuski uderzają o podłogę. Ale z tego wszystkiego najbardziej było słychać jak naboje przeszywają ludzi którzy strzelali do mnie. Nie wiem dlaczego, ale chciałem ich zabić. Kilka miesięcybtemu bym nawet o tym nie pomyślał. A teraz robię rzeźnię. W kilku ścianach powstały dziury na wylot,okna,drzwi i wszystko co mogło zostać trafione z miejsca z którego strzelałem było zniszczone. Ludzie z karabinami leżeli na ziemi a na nich kawałki ścian i innych przedmiotów. Wszystko zniszczone. Granat który wybuchł zrobił dużą wyrwę i zapalił dywan który leżał na podłodze. Słyszałem jak ktoś biegnie. Wziąłem Kalasznikova i rozglądałem się. Ktoś przebiegł przed moją lufą inpodbiegł do jednego z trafionych. Stwierdzał zgon chyba. Tak na to się mówiło zanim wszystko się do góry dupą wywaliło. Wziąłem kamizelkę kuloodporną,hełm wojskowy, całe ubranie bojowe. Ta niby zbrojownia była naprawdę przechowalnią jedzenia,picia i innych produktów. Znalazłem tam klucze od kilku samochodów,krótkofalówki,radiostację, granaty dymne,petardy,paczki papierosów, wielkie kartony Lay's i Pringelsów. Obok jeszcze było z 20 pudeł z Big Snack,Top Chips i inne marki Chipsów i prażynek. Na regałach były poustawianie energetyki,Pepsi,Coca-Cola, Sprite i inne napoje gazowane. Sam nie dam rady. Kurwa, gdybym miał telefon. Coś uderzyło mnie w głowę. Wszystko było jak za mgłą, ale wyjąłem pistolet i zacząłem strzelać na oślep. Słyszałem jak kule ryją ściany aż po 7 strzałach usłyszałem jak ktoś krzyknął. Wzrok powoli wracał do normy. Zauważyłem że kula trafiła afroamerykanina(Murzyna)
Mężczyzna trzymał się za brzuch i patrzył na mnie. Odrzucił strzelbę i upadł na kolana. Wskazał mi skinieniem głowy podejść. Powiedział
-Jestem Brandon, myślałem że jesteś szwendaczem. Zrobiłem nalot na tą bazę. Chciałem sprawdzić czy nie jesteś przemieniony. Przepraszam...
-Prosze Pana!
Brandon zemdlał. Widziałem i słyszałem jak oddycha. Sprawdziłem puls, słaby. Ale jest. Zacząłem zdejmować z niego Szaro-Oliwkową koszulę gdy uświadomiłem sobie że to gliniarz. Szybko owinąłem jego ranę zakrwawioną koszulą i zacząłem go ocucać. Powoli otworzył oczy i spanikował. Pytał krzyzcząc
-Gdzie ja jestem! Ja nie żyję! Błagam pomo...
-żyje Pan, staram się panu pomóc! Spokojnie, szybko. Jak strzelałem do tych palantów to widziałem karetkę na podjeździe. Prosze ze mną...
Powiedziałem pomagając Brandonowi wstać. Szliśmy korytarzami, wszędzie leżały truchła. Jeden już miał drgawki, przyśpieszyłem kroku gdy usłyszałem jęki z jego strony. Czyli że był ugryziony. Zauważyłem karetkę, powinna być otwarta. Rzeczywiście, otworzyłem drzwi z tyłu. Brandy położył się na noszach, i odrazu skręcił z bólu. Przypiąłem go pasami i dałem znieczulenie. Wybiegłem z paki i zamknąłem drzwi. Wsiadłem za kierownicę, przed oczami miałem chwile wypadku tym Dodgem. Odruchowo sięgnąłem do stacyjki ale uderzyłem się w palce o zimny metal. Nie ma kluczyków a stan Policjanta się pogarsza. Jak to było z tymi kablami... Powoli przypomniałem sobie jak odpalać na kable. Kiedyś widziałem na YouTube jak facet tira na kable odpalał. To ja nie dam rady, oczywiście że nie haha. Walnąłem z kolby(mam torbę z bronią na fotelu pasażera) w schowek gdzie powinny być wszystkie kable. Wyleciały trzy, Niebieski,Czerwony i Żółty. Wziąłem mój nóż i rozciąłem wszystkie odcinając zabezbieczenie z gumy. Połączyłem Niebieski z Czerwonym. Kopnął mnie prąd. Odskoczyłem od kabli. Jednym uderzeniem rozerwałem spowrotem dwa kable i tym razem połączyłem Niebieski z Żółtym. Zapaliły się światła. Wypadł Fioletowy kabel. Z tego co pamiętam to on i Czerwony do zapłony służyły. Więc znów rozciąłem kabel usuwając otoczkę i powoli zetknąłem ze sobą dwa kable. Poleciało trochę iskier. Ale po kilku próbach auto zaczęło kręcić i odpaliło. Schowałem kable do schowka j zamknąłem go. Zapomniałem wziąć jedzenia. Szybko wybiegłem z karetki i zacząłem nosić jedzenie na pakę. Zajęło mi to z 10 minut. Zanim udałem się po prowiant spytałem Brandona czy polepszyło mu się. Pokiwał głową na tak i uśmiechnął się. Dopowiedział że napił by się czegoś i zapalił. Po tym dałem mu Piwko i Papierosy. Jechaliśmy już z 30 minut. Droga co chwile była zatarasowana i trzeba było objeżdżać albo przesuwać samochody. Ale że jestem leniwy a karetka ma wytrzymały taran to spychałem je z drogi. Włączyłem GPS-a i wyszukałem moją lokalizację. Był słaby sygnał. Ledwo co widoczny ekranik wskazał że jakieś 50 kilometrów z tąd jest Hurshwil. Znałem tą drogę, często jeździłem nią z babcią,dziadkiem,Wujem i Mamą. Jeździliśmy tu do lekarza babci bo ma Miażdżycę. Po wielu minutach wjechałem do mojej miesjscowości. Aż przyśpieszyłem ale przypomniałem sobie co było ostatnio jak tak szarżowałem. Odpuściłem nogę z gazu i auto zwolniło. Brad zapytał się gdzie jesteśmy bo zaczyna go boleć. Powiedziałem że zaraz będziemy na miejscu a tam mam Ciocię która pracowała w szpitalu.
Starszy odetchnął z ulgą. Po kilku minutach dojechaliśmy pod bramę. Zatrąbiłem. Wszystko było tak jak zwykle. Dimitri otworzył drzwi z ShotGunem i spojrzał ze zdziwieniem na karetkę która wcofywała w charakterystyczny sposób pod bramę. Tylko ja tak wjeżdżałem że z jednej strony miałem parę milimetrów do słupka a z drugiej dwa metry. Z niepewnością wyszedł i wycelował w siedzenie na którym siedziałem. Na jego twarzy zagościł uśmiech. Uśmiechnąłem siè również a Dimitr otworzył mi bramę. Wjechałem do środka i zacząłem opowiadać mu o wszytkim i odrazu zawołałem Ciocię żeby pomogła Bradowi. W karetce był sprzęt medyczny.~Zordock.T~
CZYTASZ
Zombie Apocalipsa Polska
KurzgeschichtenJeden dzień, jedna godzina, jedna minuta i sekunda. Potrafią zmienić wszystko. Tak jak w tym przypadku. Zaczyna się Apokalipsa Żywych Trupów, początki, które z reguły są najtrudniejsze udało się przetrwać ale sprawy zaczynają się komplikować. Czy ud...