chapter two

983 53 30
                                    

!!! kochani, dziękuję za te dwa komentarze!! zmotywowaliście mnie i macie kolejną część :)
postaram się dodawać po rozdziale codziennie (jest ich łącznie 6), a potem jeśli będziecie chcieli, mogę przetłumaczyć kolejnego os z Maylorem, bo mam parę takich cudnych :)
A i akcja tu się będzie coraz bardziej rozkręcać, więc stay tuned !!!

~2807 słów, sprawdzone~

          
Sześć miesięcy później

Brian bierze kolejny łyk piwa i opiera się o bar, jego oczy wlepione w tańczący przy przygaszonym świetle tłum.

To jeden z niewielu lokalnych gejowskich barów, które Brian lubi- muzyka jest dobra i nie za głośna, a barman zna go na tyle dobrze, że zawsze jest w stanie zapewnić mu kilka darmowych drinków. Cóż, wszystkie i tak ma dzisiaj za darmo- jest to rodzaj dodatku do ich dzisiejszego występu w tym miejscu, więc bycie w Queen jednak przynosi jakieś korzyści.

Koncert zdecydowanie zaliczał się do tych udanych; zagrali kilka nowszych piosenek, które zostały dobrze przyjęte i Brian czuje jakby to właśnie był moment, w którym ich kariera zaczyna nabierać tempa. Oprócz tego, w końcu dotarli się jako zespół. Freddie zawładnął sceną i publiką i prawdopodobnie udało się mu dzisiaj zrobić najlepsze show dotychczas. John znalazł w końcu swoje miejsce; zintegrował się z grupą i Brian zastanawia się teraz, jak mogli sobie kiedykolwiek radzić bez niego. A Roger jest niesamowity jak zawsze. Brian uwielbia mieć możliwość patrzenia na to jak zatraca się w piosenkach, ze skupieniem i czystą pasją wymalowaną na twarzy. Pochłonięty muzyką jest najpiękniejszy.

Brian dostrzega Rogera składającego swoje bębny. Blondyn mówi coś do Johna, który siedzi na krańcu sceny i stroi swój bas, coś co rozśmiesza młodszego na tyle, żeby odrzucić głowę do tyłu i zaśmiać się głośno. Brian naprawdę cieszy się, że ta dwójka dobrze się dogaduje. John ma dobry kontakt z każdym, a Brian nie może uwierzyć, że mieli na tyle szczęścia w znalezieniu idealnego basisty, szczególnie po paśmie bardzo przeciętnych, z którymi próbowali przez kilka miesięcy wcześniej.  Nawet Freddie kocha Johna, a Freddiemu nie jest ławo zaimponować.

Brian skanuje tłum i nie może wyszukać Freddiego w ciasnej gromadzie tańczących mężczyzn. Przypomina sobie go wychodzącego z Jimem, jego chłopakiem, albo i nie (właściwie to trochę za nimi nie nadąża; to zmienia się tak często). Brian zaczyna się zastanawiać czy Freddie nalegał żeby tu zagrać właśnie dlatego, że wie, że jest to jedno z ulubionych miejsc Jima.

'Nieźle wam poszło stary' obcy mężczyzna podchodzi do Briana i zajmuje miejsce obok niego przy barze. Wygląda na kilka lat starszego niż Brian, jest przystojny i ubrany w marynarkę, jeansy i koszulę z dwoma rozpiętymi guzikami.

'Dzięki' Brian oferuje mu mały uśmiech. Normalnie nie przepada za rozmowami z nieznajomymi w barach, ale nadal buzuje w nim energia pozostała po występie. 'Cieszę się, że ci się podobało'

'Tak. Zdecydowanie mi się podobało' szczerzy się starszy, kiwając w stronę sceny. 'Co to było za show'

Brian śledzi jego spojrzenie, padające na Rogera i nagle ma nieodpartą chęć stanięcia przed nim i zablokowania mu widoku, jakby w jakiś sposób miało to ochronić jego przyjaciela.

'Jesteście świetni' Oczy nieznajomego wracają do Briana. 'Naprawdę świetni. Nie widziałem tak reagującego tłumu od dłuższego czasu. Naprawdę was kocha'

Komplement nieznajomego jest przyćmiony przez jego ciągle powracający wzrok do Rogera, jest w nim coś ze zdobywcy.

'Pracuję dla wytwórni', dodaje, obracając kufel piwa. 'Mojemu szefowi spodobałaby się wasza muzyka.'

Somebody to Love |maylor one shot| tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz