Rozdział 6

274 63 14
                                    

Tom leżał na kolanach Zuzanny, dziewczynie, z niewyjaśnionych dla niej powodów, po policzkach zaczęły spływać łzy. Krukonka odgarnęła czarne włosy z twarzy chłopaka, patrzyła na niego, patrzyła z niewiarygodną czułością. Obejrzała skaleczenia, było ich niewiarygodnie dużo. Zuzanna nie miała wyboru, musiała tu z nim zostać.

- Zostaw mnie. - rozległ się chrupki, chłopięcy głos.

- Pff, a Ty nawet w takiej sytuacji potrafić utrzymać honory. - prychnęła dziewczyna, lecz po chwili dodała - Możesz wstać?

Tom spróbował się podnieść, na nic, jego skaleczone nogi odmówiły posłuszeństwa.

- Nie. - powiedział sucho.

- Chodźmy do skrzydła szpitalnego, przytrzymam cie.

- Jak to sobie wyobrażasz? - zapytał z ironią - Proszę pani, byłem sobie w pokoju życzeń i próbowałem przedostać się do innego świata, gdy ktoś mnie uderzył, taki jest twój plan? - zaśmiał się.

Zuzanna nie zdążyła wydusić z siebie ani słowa, gdy chłopak znowu się odezwał.

- Jeśli tak, to masz moją gwarancję, nie zadziała.

Dziewczyna posłała mu spojrzenie pełne zniecierpliwienia i zmartwienia.

- Tom, jesteś ranny.

- Nic mi nie będzie, możesz iść.

Zuzanna próbowała jeszcze przez chwilę protestować, ale na nic, Tom nie chciał o tym nawet słyszeć.

- Możesz iść. - powtórzył.

- Ale To...

- Możesz iść. - chłopak wypowiedział te słowa z tak mocnym naciskiem, że dziewczyna w końcu odeszła.

Nie spodziewała się nikogo kto mógłby stać przed wejściem do pokoju, ale jej podejrzenia były błędne. Na progu stała ta sama grupka, na której dziewczyna użyła zaklęcia nie wybaczalnego. Zuzanna wyjęła różdżke. Ta czynność jednak wcale jej nie pomogła.

- Expelliarmus. - usłyszała, a już po chwili w ręce, do tej pory trzymającą różdżke, niczego nie było.

- Czego chcecie? - syknęła.

- Żebyś wypełniła pewną przysługę.

- Czego chcecie? - powtórzyła swoje pytanie Zuzanna.

- Nie będziesz musiała robić nic trudnego. Odkryj co knuje Riddle, a będziesz żywa.

- Po co wam to? - zapytała i w tym samym czasie próbowała wyzwolić się z ramion, trzymającego ją chłopaka. Był on wysokim blondynem o piwnych oczach. Zuzannie przypomniał on jej brata, Piotra, tamten także miał tak samo barwne oczy, ale w nich był ten blask, który wydawał jej się symbolem czegoś wielkiego, wielkiego czynu.

- Zmniejsz uścisk, bo potrzebujemy jej żywej, nie martwej, Marley. - Elizabeth zaśmiała się szyderczo, ale na twarzy Zuzanny widać było ulgę, jaką przyniosły jej te słowa.

Chłopak, trzymający ją faktycznie zmniejszył uścisk i teraz dziewczyna mogła przynajmniej spokojnie, bez wysiłku, oddychać.

- A więc zapytam ponownie, czego chcesz, Carter? - podjęła rozmowę Zuzanna.

- Tak jak powiedziałam, nie będzie to nic trudnego, zbliż się jakoś, jak tam chcesz, do Riddle'a i dowiec się co knuje. No chyba że... - Elizabeth skinęła głową w stronę blondyna, a wnet Zuzanna znów poczuła potworny ucisk w okolicach szyi.

- Po co wam to?! - krzyknęła.

- Ciszej bądź.

- Po co wam to? - spytała nieco ciszej dziewczyna.

- To nie jest takie ważne. - pogardliwie odpowiedział jej na to pytanie Marley.

- Jeśli mam coś robić potrzebuję wiedzy, dlaczego mam to robić.

- Nie bez przyczyny trafiłaś do Ravenclaw'u, moja droga. - Elizabeth uśmiechnęła się, lecz ten drobny uśmieszek znikł z jej oblicza, gdy zobaczyła osobę stojącą nieopodal miejsca, w którym stali.

- Masz szczęście na ten raz, ale następnym sie nie wyrwiesz. - rzuciła w stronę Zuzanny. - Marley, ty idioto puść ją wreszcie. - dodała gdy zrozumiała skąd dobiega krzyk, który przed chwilą słyszała. George Marley nadal trzymał Zuzannę za szyje i ciągnął za sobą.

Chłopak puścił Krukonke, a dziewczyna niemalże od razu upadła na ziemię wykończona.

- Zobaczycie jeszcze... - szepneła tylko.

                             

Upadłe Jutro - Tom Riddle and Susanne PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz