VII

529 9 1
                                    

Draco

-A teraz już naprawdę chodź, bo nasz gość się niecierpliwi.-pociągnąłem ją w kierunku schodów.

Kiedy byliśmy już na górze i wprowadziłem ją do odpowiedniego pokoju nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Moja matka, trzymana przez ojca. Z różdżką przy szyi. Matka Ess na podłodze, martwa.-Czemu akurat dzisiaj?!-zadawałem sobie te pytanie. Wyciągnąłem różdżkę i skierowałem ją prosto w ojca.

-Zostaw ją.-krzyknąłem.Kontem oka spojrzałem na Essy która leżała właśnie przy swojej matce, łzy ściekały jej po policzkach.

-Drogi synu, one nie zasługują na życie. Wszystkie są zdrajcami krwi, tak ta twoja Ess również.-skierował wzrok na Ess.

-Nie mów tak o nich, O NIEJ!-zacisnąłem mocniej dłoń na różdżce.

-Nie rób czegoś czego potem będziesz żałował Draco.-powiedział nadal spokojnym tonem.

-Conjunctivitis!-ogłuszam ojca podbiegając do Ess, łapię matke i ukochaną. Deportujemy się do salonu po Parkinson i Zabiniego. Ich również żwawo łapię i znowu deportujemy się w piersze miejsce które sobie wyobraziłem. Jest to domek letni nad morzem. Przyśnił mi się kiedyś, sam nie wiem dlaczego akurat tutaj nas deportowałem.

~*~*~

-Mamo!!-krzyczę podbiegając do matki z Ess w ramionach. -Mamo, pomóż!-ponawiam błagania i kładę moje słonko na trawie. Mocno krwawi. Deportacja musiała spowodować rozczepienie na brzuchu, i powstały duże postrzępione rany.

-Draco...dlaczego tutaj.-wydaje się oszołomiona.-Skąd znasz miejsce pobytu Andromeny?-zapytała podchodząc do Ess.

-To nie jest teraz ważne, pomóz jej...proszę.-błagam matke, kocham moje słonko nie chce jej stracić. -Pans, Zabini idźcie się na coś przydać.-wyganiam ich nie z powodu bo nic nie robią, po prostu jestem w rozsypce a nie chce okazywać uczuć przy nich.Posłuchali się, poszli do domku zapukać do drzwi. Po moich policzkach zaczynają spływać łzy, pierwszy raz od dłuższego czasu.

-Draco, będzie dobrze-Rennervate!-matka rzuca zaklęcie na ranę Ess,ona zdrowieje, jej rana goi się lecz ona sama nadal rozpacza po stracie.

-Słonko-nie-rób-tak nigdy-więcej.-jąkam się przez łzy, wtulając się w jej brzuch.Odwzajemniała uścisk.Po chwili przybiegała do nas ładna kobieta , podobna do mojej matki.

-Chodźcie do środka tutaj nie jest bezpiecznie.-pomogła mi i Ess podnieść się z ziemi. Czyli jednak te dwie niedojdy się na coś przydały.Kieruję się z Ess w strone domku. PO chwili nie zauważam nigdzie matki ani kobiety. Stoją za nami i...czy one się właśnie obieły, i czy moja matka właśnie płacze. Dobra kieruję się dalej do domku.

Essy

Weszliśmy właśnie do domku. Draco nadal mnie podtrzymywał, jakby się bał że zaraz znowu upadnę. Jedyne co czułam kiedy ułożył mnie na łóżku na pierwszym piętrze , to ból w okolicy brzucha. Przeszywający ból, wręcz nie do wytrzymania. Nie wiem co się stało,i czemu to tak boli.

-Draco...-poczułam jakby w moim gardle znajdowała się pustynia. -Co się stało?-byłam nie świadoma tego co się stało zupełnie jakby kto rzucił na mnie obliviate.

-Zemdlałaś.-powiedział dziwnie spokojnie lecz musiał kłamać, unikał mojego spojrzenia jak ognia.

-Draco. Powiedz prawdę.-chwyciłam go za podbródek aby na mnie spojrzał.

-Powiedziałem.-znowu spuścił wzrok. Teraz byłam pewna że coś ukrywa, ale co?

Draco

Królestwo SlytherinuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz