------------ ε ♢ з ------------
Okres szczęścia i uśmiechów zazwyczaj szybko przechodził. Czasem przez jakieś wydarzenia, czasem euforia sama znikała. I choć myślałem, że wszystko mam za sobą, że wyciągniesz mnie z tego piekła, coś znowu poszło nie tak.
— Wracamy do punktu wyjścia. —
------------ ε ♢ з ------------
31 grudnia
Dopiął swego.
Nawalił się jak dzika świnia, przy okazji nieco rozrabiając w restauracji, za co miał ochotę spłonąć ze wstydu. Do tego Suran zebrała za niego cały ochrzan i musiała go wyprowadzać z lokalu. Potem zawieźć do domu, po drodze wysłuchując niezrozumiałego lamentu, by finalnie dociągnąć go do łóżka, kiedy nie był już w stanie chodzić o własnych siłach.
Od rana wydzwaniał do niej z przeprosinami. Było mu naprawdę głupio. To jak ją ostatnio potraktował, było dnem dna, zwłaszcza, że dziewczyna nie zdawała sobie z tego sprawy i jeszcze przeszła przez niego takie piekło.
— Przestań już — powiedziała po raz któryś, ciężko wzdychając. Czekała już na odprawę. — Kiedy tylko cię zobaczyłam, wiedziałam, że miałeś gorszy dzień. Przewidziałam taki scenariusz, dlatego taktycznie wybrałam knajpę, która znajdowała się pięć minut spacerkiem od twojego domu.
— Żartujesz? — wyszeptał, popychając drzwi budynku. Skinął do znajomego ochroniarza. — Miałem wrażenie, że wracaliśmy dobrą godzinę.
— No wiesz... — Zaśmiała się melodyjnie. —Trochę utrudniałeś drogę, więc się dłużyło.
Zassał wargi.
— Suran, ja naprawdę nie wiem co powiedzieć. Chyba nigdy nie było mi tak wstyd.
— Daj już spokój, bo zaczynasz mnie wkurzać. — Przez ton jej głosu mógł przysiąc, że w tamtej chwili zmarszczyła nos, co było dla niej charakterystyczne. — Powiedz lepiej, jak się czujesz. Jest kac?
Tak, moralny.
— Okropny.
— Nie dziwię się, kochany. Nie żałowałeś sobie wczoraj. A powiesz mi w końcu, skąd ta cała frustracja? W życiu nie widziałam, żeby ktoś wylał tyle łez, co ty wczoraj.
Nie pamiętał tego, jak płakał. Jednakże po stanie jego oczu, których przestraszył się rano w lustrze, a także ilości wilgotnych chusteczek, poutykanych w każdą możliwą kieszeń ubrań, jakie miał na sobie poprzedniego wieczora, mógł śmiało stwierdzić, że tak właśnie było.
— Sam nie wiem — skłamał, pokazując swój identyfikator w kolejnym oknie. — Chyba za długo i za dużo ostatnio w sobie dusiłem. Wyszło mi to uszami, wiesz jak jest.
— Wiem, wiem. No cóż. Mam nadzieję, że jak następnym razem wpadnę w odwiedziny, to zjemy normalną kolację. I najlepiej na drugim końcu miasta, bo coś czuję, że w okolicy tamtej restauracji są porozwieszane twoje zdjęcia z dopiskiem: tego pana nie obsługujemy. A tymczasem muszę kończyć, już otworzyli bramki. Trzymaj się, Yoongi. I nie puszczaj.
Yoongi zaśmiał się bezradnie.
— Dzięki, Suran. Za wszystko.
— Zawsze możesz na mnie liczyć.
Wrzucił komórkę do kieszeni i przeszedł w stronę recepcji. Wszystkie oddziały były do siebie tak podobne, że gdyby nie mało znane mu twarze, pomyślałby, że wszedł do P4. Jednak jego wizytą cieszyło się P7, które obrał sobie za cel już sekundę po przebudzeniu.
CZYTASZ
◦ Panic room ◦ [yoonmin]
FanficGdzie Park Jimin to morderca, a Min Yoongi jest święcie przekonany, że wszyscy się mylą. Inspiration: Au/Ra - Panic Room