--- ε 3 з ---

1.6K 259 80
                                    

------------ ε ♢ з ------------

Byłem często zrozpaczony. Spragniony bliskości i zrozumienia. Pozbawiony sił do tego, by choćby spróbować walczyć o lepsze jutro. Potrzebowałem iskry. Jakiegokolwiek środka zapalnego, pozwalającego ruszyć do przodu. Zamiast tego wyłącznie spadałem w dół, by finalnie roztrzaskać się o dno.
Stracić rozum.

— Udajesz, że mnie nie słyszysz? —

------------ ε ♢ з ------------

— Zrobiło się jakoś zimniej, nie uważasz?

Yuta podniósł zamglony wzrok i popatrzył uważnie na Doyounga, który otulił się ramionami. Brunet zdążył zblednąć i pogrążyć się w jakichś zagadkowych myślach, od kiedy tylko zjawili się na zawołanie ordynatora.

Pielęgniarze siedzieli przed izolatką, do której zaprowadzono nowego pacjenta i oczekiwali, aż Min Yoongi wróci z recepcji. W środku owianego tajemniczą aurą pomieszczenia, znajdował się skuty Park Jimin, trzech dyskutujących policjantów i Eunmi, która przyniosła kilka koców, według zalecenia swojego przełożonego. Nim zniknęła w środku, z niepokojem poinformowała ich, żeby zajrzeli w nocy do Taehyunga, któremu musiała podać leki uspokajające.

— Drżysz, od kiedy go zobaczyłeś — zauważył Nakamoto, pocierając nos. — Ale to dobrze. Myślałem, że tylko we mnie wzbudził te dziwne uczucie.

— Wygląda jak duch — wyszeptał Kim, przymykając powieki. — A jego oczy? Widziałeś, jakie były puste? On na pewno kogoś zabił, hyung.

— Myślę, że możesz mieć rację...

— A ja natomiast myślę, że jako pracownicy szpitala psychiatrycznego, z tak wieloletnim stażem, powinniście doskonale wiedzieć, że póki nie będziemy mieli tego czarno na białym, to nie powinniśmy gdybać na ten temat.

Mężczyźni prawie się o siebie pozabijali, kiedy wystraszeni nagłą obecnością ordynatora, w popłochu podnieśli się z ławki. Min taki miał charakter. Skradał się, niczym cichy zabójca. Nigdy nie było słychać jego kroków, pojawiał się znikąd, zupełnie bezszelestnie. Personel, w chwilach skrajnego wynudzenia, często obstawiał, że ich przełożony był istotą pozaziemską.

— Hyung, jeżeli nie przestaniesz nas tak straszyć, to niedługo wylądujemy tutaj jako pacjenci! — Kim trzymał się za serce, próbując uspokoić rozszalały oddech.

— To nie taki zły pomysł. Z chęcią pomyliłbym wasze leki — zażartował Yoongi, z uwagą przeglądając jakieś kartki. — Przynieśliście wszystko, o co prosiłem?

— Tak, rzeczy są już izolatce.

— To jesteście wolni. Ale nie śpijcie zbyt głęboko. Możliwe, że będę was potrzebować.

Pielęgniarze skinęli głowami i oddalili się w stronę pokoju socjalnego. Lekarz natomiast stał jeszcze chwilę w miejscu, patrząc na grube, niedomknięte drzwi, w których umieszczone zostało niewielkie okienko z grubego szkła. Przedostawało się przez nie pomarańczowe światło, a ze środka docierały stłumione głosy.

Nie lubił tego miejsca. Zawsze omijał je szerokim łukiem, rzadko zezwalał na trzymanie tam ludzi, czasem zastanawiając się, czy chodziło o ich dobro, czy może o to, że po prostu sam nie chciał przekraczać tego progu. Pacjenci nie bez powodu zaczęli nazywać go pokojem paniki.

Wchodząc do środka, traciło się jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa, choć izolatki często przyrównywane były do swego rodzaju bunkrów. Twórcy horrorów skądś musieli brać inspirację dla otaczających pacjenta gąbek i kaftanów bezpieczeństwa. Przed remontem było jeszcze gorzej; łyse, białe jak mleko ściany kusiły wyłącznie do tego, by roztrzaskać sobie o nie głowę. Na tyle mocno, że lokator Taehyunga zrobił to niespełna rok wstecz.

◦ Panic room ◦ [yoonmin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz