thirteen

317 43 5
                                    

Dzieci opuszczały w pośpiechu salę, żegnając się ze mną krótkim "Do widzenia". Dzierżyłam w dłoni długopis, z czerwonym atramentem i zaznaczałam błędy w opowiadaniach, które uczniowie napisali na minionej lekcji. Promienie słońca wpadające do pomieszczenia przez ogromne okna, przyjemnie oświetlały moje miejsce pracy.

Mikroskopijne cząsteczki kurzu, których taniec mogłam obserwować, dzięki padającemu na nie świetle, tańczyły w rytmie poruszającego się powietrza. Z tej perspektywy, roztocza zdawały się mienić w słonecznym blasku.

Wzdrygnęłam się lekko, kiedy cień padł na punkt moich obserwacji. Spodziewałam się któregoś z uczniów, chcących zadać mi pytanie, dlatego podskoczyłam, gdy zorientowałam się, kto faktycznie przede mną stoi.

Kobieta ściągnęła okulary przeciw słoneczne, w złotych oprawkach i jakby w zwolnionym tempie, potrząsnęła swoimi idealnie ułożonymi, ciemnymi włosami, o średniej długości.

Na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech i brunetka rozłożyła ręce, jakby właśnie zakończyła występ na scenie.

— Bree? — zamrugałam kilka razy, nie mogąc uwierzyć w jej obecność.

— We własnej osobie, kochana siostro.

~~~

Przyglądałam się uważnie, jak siedząca przede mną dziewczyna, miesza białą słomką, swoje truskawkowe smoothie.

— Czemu przyjechałaś wcześniej? — pytanie, jakie cisnęło mi się na język odkąd się spotkalyśmy, wreszcie opuściło moją buzię.

Bree odłożyła szklankę na kawiarniany stoliczek i wzruszyła ramionami.

— Udało mi się wziąć wolne trochę wcześniej, dlatego jestem — poprawiła fryzurę reką, a drugą, chwyciła za szklankę ze swoim napojem. — Z resztą, chciałam zobaczyć jak się masz!

Złożyłam ręce pod biustem i uniosłam brwi do góry.
— W takim razie, gdzie jest Ryan i Mark?

Mogę się założyć, że znowu pokłóciła się ze swoim mężem, zwykle, jak już do mnie przyjeżdżają, są razem.
Ich związek jest dosyć specyficzny. Bree i Ryan są swoimi przeciwieństwami. Ona jest ekstrawertykiem, lubi podejmować się ryzyka i jest wybuchowa. On natomiast jest przeważnie spokojną osobą, która ceni sobie ciszę i spokój. Mimo tego, że się różnią, tworzą zgrane małżeństwo, wychowujące małego Marka, który przyszedł na świat trzy lata temu.

Ryan Spencer należy do tej ogromnej listy powodów, dla których nasi rodzice są z niej dumni. Bree poznała go zupełnie przez przypadek, w okolicznościach, którymi wolą się nie chwalić, dlatego też mało kto ma o tym pojęcie. Moja pijana, nastoletnia siostra szła przez most, z którego krawędzi prawie spadła, przed czym uchronił ją ten introwertyczny, wzorowy student. Ich relacja ewoluowała dosyć długo, ale w końcu zostali małżeństwem, a na świat przyszedł ich syn.
Sprawiają wrażenie zgranej i cudownej pary, jednak są to tylko pozory.
Brunetka wywróciła oczami w geście wyraźnego, poirytowania.
— Posprzeczaliśmy się — wzruszyła ramionami. — Wszystko już sobie wyjaśniliśmy, więc chłopcy są w drodze.

Zacisnęłam usta w linię i powoli kiwnęłam głową.
Trzeba mieć cholerne szczęście, aby znaleźć osobę, która będzie akceptować nasze wady i odpuszczać nam drobnych, głupich błędów.

— No! Coś się zmieniło? Poza kontuzją ręki? — klasnęła w dłonie, ożywiając atmosferę, przy czym przyciągnęła w naszą stronę zmieszane spojrzenia klientów lokalu. Podniosłam na nią swój pytający wzrok. Ta tylko wywróciła oczami i ściszonym tonem dodała:
— Masz kogoś?

Zaczęłam się krztusić moją kawą. W panice złapałam serwetkę, leżącą na stoliczku i przycisnęłam ją do buzi. Bree zmarszczyła brwi z niesmakiem i przyglądała się mojej reakcji. Na szczęście, udało mi się przełknąć napój. Gdy dotarło do mnie co właśnie zrobiłam, wbiłam wzrok w blat stołu i przez chwilę tak siedziałam, trawiąc całe zajście.

Odkaszlnęłam niezręcznie i wygładziłam materiał spódnicy.

— Nie, to znaczy... Nie zupełnie — pokręciłam głową, gubiąc się w zeznaniach. — To nie ma znaczenia— ściszyłam głos.

Kobieta położyła się tułowiem na stole i przygryzając wargę, wyciągnęła w moją stronę dłonie. Iskierki ekscytacji sprawiały, że jej oczy się mieniły jaśniej od blasku słońca wpadającego przez okno.
— Chcę znać wszystkie szczegóły — szepnęła, kiedy na jej twarz wpłynął chytry uśmieszek.
Tego dnia, wywróciłam już oczami z jej powodu chyba sto razy.
Co dokładnie jej powiedzieć? O tym, jak nawiązałam jakąś relację z moim uczniem, którego później pocałowałam na imprezie, że jego przyjaciel próbuje mnie od niego odciągnąć, bo twierdzi, iż to nie odpowiedni człowiek, jednak to trudne bo Jimin jest wprost idealny?
— Nie ma o czym mówić. — wzruszyłam ramionami, mieszając swój napój.

Dziewczyna z dezaprobatą opadła na oparcie krzesła i tracąc zainteresowanie moją osobą, zajęła się swoim smoothie i wyglądaniu przez okno, na nowojorski krajobraz.

~~~

Zamknęłam drzwi do ostatniego już pomieszczenia, które przedstawiałam siostrze. Skoro zostaje u mnie na kilka dni, warto byłoby zapoznać ją z moim skromnym mieszkaniem.
Wspomniałam jej o Sam, ale nie zagłębiałam się w jej charakterystykę, napomknęłam jedynie coś o tym, że jest trudna.
Przeniosłyśmy się do kuchni, szłam za nią, dlatego zauważyłam jej rozbawione spojrzenie, jakie rzuciła na przyczepioną do lodówki listę zasad.

Tak jak też się spodziewałam, zbyt znudzona moją osobą, wetknęła nos w swojego smartfona i odpłynęła.

Odbiłam swoje ciało lekko od kuchennego blatu, znudzona. Zakręciłam się w kółko, gdy w mojej kieszeni rozbrzmiał dźwięk przychodzącej wiadomości. Potykając się o własne nogi, sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni i w pośpiechu wyciągnęłam urządzenie.
Odblokowałam telefon i nie czekając chwili dłużej, sprawdziłam skrzynkę odbiorczą.

Zmarszczyłam brwi, po odkryciu nadawcy, którym był Jungkook.

jungkook: dzisiaj pod twoim blokiem, godzina 19

Wypuściłam głośno powietrze z ust i zerknęłam na Bree znad komórki.
Może powiem jej po prostu, że wychodzę z koleżanką?

Przepraszam, za tak długą nieobecność i nudny rozdział! Powracam i mam nadzieję, że dalej ze mną jesteście 😅 Następna część będzie ciekawsza, obiecuję, ten miał być o wiele dłuższy, ale nie chciałam zwlekać.
love yall

tutor | P.JMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz