Rozdział
Kiedy dochodzimy do szkoły zatrzymujemy się przed bramą. Nie mogę uwierzyć własnym oczom. Hala która niegdyś była perłą wsi (zarazem największą halą w gminie) teraz stoi w ruinie, chociaż określenie "stoi" jest bardzo na wyrost. Budynek szkoły jest w lekko lepszym stanie. Dach jest nadal cały. Część w której znajdowała szkoła podstawowa i "zerówka" jak zwykło się mawiać na oddział przedszkolny są w niezłym stanie, ale druga część w której znajdowało się gimnazjum jest w podobnym stanie co hala sportowa.
-Jakim cudem wyście tu przeżyły? - pytam z nieukrywanym zdziwieniem i zakłopotaniem-
-Cicho! - ucisza mnie Gabrysia- Pytania później. - mówi cichym prawie niesłyszalnym głosem-
Na początku nie zrozumiałem o co chodzi, ale po chwili zobaczyłem stojącego na wraku zardzewiałego samochodu mutanta. Wygląda jak pies,a może to kot? Tylko taki przerośnięty i to bardzo dużymi zębami. Sam nie wiem.
-Co to jest?! - pytam jak najciszej-
-Coś na kształt psa. Nazywamy ich "Słuchaczami" Nie widzi nic, ale słuch ma wyczulony jak cholera. Jeśli cię tylko usłyszy masz dwie opcje. Spierniczać ile sił w nogach, albo odmówić modlitwę i grzecznie na niego poczekać. Niestety w większości razy możliwa jest tylko ta druga opcja. Nas na razie nie capnął żaden z nich, ale znaleźliśmy jedno z ich miejsc obiadowych... straszny widok. Zwykle nie podchodzą tak blisko i polują w stadach ...coś mi tu śmierdzi.
Patrzę na moich towarzyszy, przykładam palec do ust żeby dać im znak by byli najcichsi jak umieją. Oni natomiast kiwają głowami żeby oznajmić, że rozumieją.
-Więc jaki plan? - pytam się czujnie obserwującej pole Gabrysi-
-Obejdziemy go - mówi cichym lecz stanowczym głosem- W piwnicy są drzwi.
-Okej -mówię i ręką daje innym znak do wymarszu-
Skradamy się przy resztkach ogrodzenia które jakimś cudem nie zostały zdmuchnięte przez falę uderzeniową. Gabrysia wciąż bacznie obserwuje "słuchacza". Nie rusza się. Czeka na ofiarę? Nie mam czasu żeby o tym rozmyślać trzeba jak najszybciej dotrzeć do tych drzwi.
Dochodzimy do zardzewiałej furtki. Zielona farba którą kiedyś była pokryta niemal całkowicie znikła. Otwieram ją delikatnie tak żeby narobić jak najmniej hałasu. Kiedy otwieram furtkę tak jak na złość wydaje przeszywający pisk. Głowa "słuchacza" nienaturalnie szybko przekręca się w naszą stronę. Patrzymy na siebie przez parę sekund, o te parę sekund za długo... Niespodziewanie słuchacz zawył, a zza jego pleców wyłonili się jego kompani. Sześciu? Siedmiu? Nie było czasu liczyć trzeba było uciekać.
Ruszać się! - zawołała Gabrysia- Do piwnicy!
Nie trzeba było nam dwa razy powtarzać. Czym prędzej ruszyliśmy ku drzwi do piwnicy. Dobiegliśmy do drzwi. Stawiały lekki opór,ale po chwili poddały się. Dziewczyny wbiegły pierwsze. My zostaliśmy na zewnątrz by dać dziewczyną czas na otwarcie drzwi wewnątrz.
CZYTASZ
Droga ku Nadziei
Fiksi IlmiahSłońce. Świeże powietrze. Trawa. Przyjdzie nam żyć w świecie bez tych wydawało by się pospolitych rzeczy. Wszystko zniknęło w mgnieniu oka gdy atomowy deszcz spadł na ziemię zbierając za sobą krwawe żniwo. Kraj jest w ruinie. Powierzchnia nie jest j...