Sometimes it's cold in LA

142 18 2
                                    

- Muszę tam jechać - wypaliła Kady, odkładając telefon na stół. Dziewczyna zaczęła iść w stronę schodów, po czym wbiegła na górę.

Wstałem powoli i starałem się zrozumieć, co miała zamiar zrobić. Bo wątpiłem, że faktycznie chciała w jednej chwili wszystko rzucić i lecieć na Hawaje, aby zidentyfikować ciała rodziców i je pochować.

Wszedłem niepewnie na górę i zobaczyłem otwarte na oścież drzwi pokoju Kady. Zajrzałem do środka i zobaczyłem, że wyciągnęła walizkę, którą położyła na łóżku i wrzucała do niej swoje rzeczy.

- Co robisz? - spytałem zdziwiony.

- Pakuję się, nie widać? Muszę tam lecieć, Daniel. Nie mogę zostać w domu - odrzekła. Miałem wrażenie, że Kady znajdowała się w stanie hipnozy.

Ukucnąłem obok niej i chwyciłem za ramiona, tym samym zmuszając, aby spojrzała mi się w oczy.

- Wolałbym, żebyś tutaj została. Sprawa Nate'a nie jest jeszcze przesądzona i powinnaś zostać w mieście. W każdej chwili mogą wezwać cię na komisariat, żebyś złożyła więcej zeznań albo coś takiego. Naprawdę wolisz tak ryzykować?

Starałem się brzmieć spokojnie. Musiałem pamiętać o tym, co jej groziło. Wiedziałem jednak, że przed chwilą zostałem oficjalnie jej chłopakiem i miałem za zadanie ją wspierać. Wiedziałem, że i tak zrobię wszystko, co ona zechce, ale za zadanie miałem dbanie o to, aby podjęła jak najlepszą decyzję.

Kady spuściła wzrok na podłogę i odetchnęła.

- Nie mam wyjścia, Daniel. Czy mógłbyś zarezerwować bilety na najbliższy możliwy lot? Ja zapłacę. Mam dużo pieniędzy, więc nie o to chodzi. Proszę, żebyś poleciał ze mną.

Ten dzień chyba nie mógł mnie jeszcze bardziej zaskoczyć.

- Chcesz, żebym poleciał z tobą na Hawaje? - spytałem powoli, jakby starając się sobie to uświadomić. - Jesteś pewna?

- Tak. Tylko ty możesz mi pomóc. Nie mam na kogo liczyć. Proszę, pomóż mi.

Nie zastanawiając się dłużej, nachyliłem się nad Kady i pocałowałem ją w czoło, po czym wstałem i podszedłem do laptopa dziewczyny, stojącego na jej biurku. W czasie, kiedy Kady się pakowała, wpisywałem potrzebne dane. Zarezerwowałem dwa bilety na lot, który miał się odbyć za siedem godzin. Czułem, że wplątuję się w niezłe bagno, ale Kady mnie potrzebowała. To było najważniejsze.

- Gotowe - oznajmiłem, drukując bilety.

- Dziękuję. Czy znasz kogoś, kto mógłby nas zawieźć na lotnisko? - spytała Kady, która była poważnie przejęta pakowaniem.

- Zadzwonię do kogoś. Daj mi chwilę - odpowiedziałem, wychodząc na korytarz.

Oparłem się plecami o ścianę i wziąłem głęboki oddech. Porywałem się na coś szalonego.

Wybrałem numer Jonah i czekałem, aż odbierze.

- Mógłbyś zawieźć mnie i Kady na lotnisko za jakieś cztery godziny? - spytałem, nawet się nie witając.

- Czekaj, Seavey. Co takiego się stało? Coś mnie ominęło? - odpowiedział pytaniem Marais. Niemal widziałem, jak uśmiechał się po drugiej stronie słuchawki.

Odszedłem bardziej na bok, aby Kady nie słyszała tego, co za chwilę miałem powiedzieć Jonah. Wolałem jednak ominąć fakt, że byliśmy parą. Chciałem, aby moi przyjaciele dowiedzieli się tego w bardziej dogodnych okolicznościach. Pragnąłem to z nimi świętować, ale na razie miałem do wykonania ważną misję.

Smooth Charm - Daniel SeaveyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz