- Co, do cholery? - spytałem chyba trochę za głośno, bo kilku klientów odwróciło się w naszą stronę i posłało mi zdziwione spojrzenie.
- Policja twierdzi, że mieli za mało dowodów, aby zatrzymać go na dłużej. W areszcie nie można siedzieć w nieskończoność - odparła Kady. Jej spokój mnie zadziwiał. Może już tak przywykła do bólu i sensacyjnych wiadomości, że przestały robić na niej wrażenia.
- Jak to, mieli za mało dowodów? Przecież się przyznał! Powiedział, że zabił twoich rodziców!
Kady westchnęła i spojrzała mi się w oczy.
- Zmienił zeznania.
- Za składanie fałszywych zeznań grozi kara, więc prędzej czy później trafi za kratki - syknąłem, wkurzony nie na żarty.
Kady umilkła, a ja knułem w głowie plan wsadzenia Nate'a do więzienia. Nie wierzyłem, że policja tak po prostu go wypuściła. Przecież to było nielogiczne. Skoro najpierw się przyznał, to powinni przyjrzeć się sprawie dokładniej. Oczywiście, że zmienił zeznania. Miał takie prawo i chętnie z niego skorzystał, aby nie spędzić za kratkami reszty swojego życia. Jak jednak mógł tak zwyczajnie stamtąd wyjść, skoro na Hawajach dopiero co znaleziono dowody zbrodni?
Po śniadaniu wróciliśmy do hotelu. Kady z niecierpliwością czekała na telefon od policjanta, aby dowiedzieć się szczegółów dotyczących pogrzebu rodziców. Proponowałem jej, abyśmy wyszli na spacer i usiedli na plaży, ale Kady stanowczo odmawiała. Chciała zaczekać tutaj, aby być dostępna w razie potrzeby. Rozumiałem ją, ale naprawdę chciałem, aby przynajmniej na chwilę przestała myśleć o niepotrzebnych rzeczach.
Chciałem wyjść z propozycją zarezerwowania biletów powrotnych do Los Angeles, ale wolałem powiedzieć o tym Kady dopiero po pogrzebie jej rodziców.
Po tym, jak siedzieliśmy bezczynnie przez kilka godzin, w końcu zadzwonił telefon. Kady rzuciła się na niego, jakby był to ostatni kawałek jedzenia na świecie.
- Słucham? - powiedziała drżącym głosem.
Nie słyszałem rozmowy, ale obserwowałem uważnie twarz Kady. Miałem nadzieję, że nie dzwonili z Los Angeles, aby znów powiedzieć coś o Natcie.
Cierpliwie czekałem, aż dziewczyna skończy rozmawiać. Kiedy już to się stało, spojrzałem się na nią wyczekująco.
- Pogrzeb odbędzie się jutro. Dostaniemy adres przez wiadomość. Mamy stawić się na cmentarzu przed dwunastą. To wszystko - powiedziała Kady, nawet się na mnie nie patrząc. Wiedziałem, że przechodziła przez okropną stratę, ale zaczynało mnie boleć to, że tak bardzo mnie ignorowała. Wielokrotnie powtarzałem jej, że mogła na mnie liczyć, ale ona jakby zamknęła się w sobie.
- Potrzebujesz czegoś? - spytałem, wstając i podchodzącej bliżej niej.
Kady pokiwała przecząco głową. Tak wiele bym dał, aby spojrzała mi się w oczy. Odkąd przylecieliśmy na Hawaje, była jakby w innym świecie. Z trudem mogłem się z nią porozumieć.
- Przejdziemy się, Kady - powiedziałem, przejmując inicjatywę. Chwyciłem ją za rękę i wyciągnąłem z pokoju. Dziewczyna szła obok mnie zupełnie, jakby była w transie.
Na całe szczęście, do plaży dotarliśmy po kilku minutach. Co prawda, było tu trochę turystów, ale udało mi się znaleźć w miarę ustronne miejsce, tuż przy jednej z wielu palm.
Usiadłem na rozgrzanym piasku i pomogłem Kady usadowić się koło mnie. Dziewczyna położyła głowę na moim ramieniu i ścisnęła mnie za dłoń.
- Przepraszam, Daniel - powiedziała nagle. Wzdrygnąłem się.
- Za co mnie przepraszasz? - spytałem, kompletnie zbity z tropu.
CZYTASZ
Smooth Charm - Daniel Seavey
Fiksi RemajaUsiadłem na piasku i spojrzałem się w niebo, które namalowane było różnymi kolorami zachodzącego słońca. Przechyliłem głowę w bok i spojrzałem się na dziewczynę siedzącą obok mnie. - Pięknie, prawda? - spytałem, mrużąc oczy. Nie usłyszałem odpowiedz...