Rozdział 0 „Obiecuje"

586 23 12
                                    

Hiszpania, Madryt
20 Grudzień 2038 rok, godzina 7;58

Biegłam, ile sił w nogach, moje serce biło z każdą sekundą coraz szybciej a nogi powoli robiły się miękkie. Zostało mi tak mało do pokonania a czas jakby z sekundy na sekundę przyspieszał. Powoli przed moimi oczami ukazywał się w pełnej okazałości budynek kryminalistyki. Na pięknych marmurowych schodach stała już mulatka o rudej jak wiewiórka kitce, która machała energicznie do mnie. Gdy dobiegłam lekko się schyliłam i zaczęłam głośno dyszeć

-Proszę państwa właśnie nasza szkolna niezdara dotarła wreszcie na czas -zaczęła się cicho śmiać a ja resztkami sił podniosłam głowę i skarciłam ją piorunując wzrokiem

-Ha ha ha, bardzo śmieszne a teraz chodź, bo znów przeze mnie się spóźnimy -pociągnęłam towarzyszę na rękę w stronę sali wykładowczej.

Można pomyśleć, że jak się mieszka tylko przecznicę od budynku nauk nie ma opcji, aby się spóźnić, otóż błąd. Wystarczy mieć w sobie niewinny zły gen i już wszystko idzie nie po twojej myśli.

Na salę weszłyśmy z tłumem innych studentów, mogło by się wydawać, że ludzie niechętnie podchodzą do niego a tu takie zaskoczenie. Ostatni rok jest ciężki ze względu na zbliżający się egzamin. Co raz bardziej jestem zestresowana a zarazem ogarnia mnie smutek. Z rezygnacją wyjęłam z torby laptop, obok postawiłam wcześniej przygotowaną kawą i próbowałam zrozumieć co kol wiek z wykładu. Nagle poczułam, jak ktoś dźga mnie bok, odwróciłam gwałtownie głowę i spotkałam się z zmartwionymi piwnymi oczami mojej przyjaciółki.

-Co się dzieje Eveline, wydajesz się inna niż zwykle a wiesz jak tego nie lubię -powiedziała zmartwiona mi cicho do ucha

-Susan spokojnie nic się nie dzieje -popatrzyłam czy nikt nie widzi i wyjęłam z torby małe pudełeczko -załóż to, to ci wytłumaczę.

Chwilę patrzyła na mnie i próbowała zrozumieć, choć koniec końców posłuchała mnie.

-Teraz mogę ci się zwierzyć, lecz pamiętaj, to urządzenie jest jak taki komunikator czy dyktafon, tylko że zamiast mówić to przekazujemy informacje przez myśli

-Niesamowite a teraz mów, kiedy miała miejsca premiera -była w tym bardzo podekscytowana

-Dotarło do mnie tydzień temu a to jest jak na razie tylko prototyp dla wybranych osób, na rynek dopiero wyjdzie za około pół roku a ja mam zaszczyt je mieć

-Wszystko super, ale odbierasz od tematu, co się dzieje? Co mi nie mówisz a jest na pewno ważne?

-Jest to dla mnie ciężkie, nie chciałam ci tego mówić tak późno, przymierzałam się do tego wcześniej, ale nie miałam odwagi. Mówiłam ci tylko o tym, że jadę do mamy na święta, ale jest jeszcze coś, od razu po skończeniu studiów przeprowadzam się do Detroit

-Jak to wyjeżdżasz?! -Krzyknęła przez przypadek na całą salę Susan, ja tylko złapałam się włosy i zmarszczyłam brwi

-Jeszcze jedno takie coś a wyrzucę cię z wykładu Susanno, nie jesteś tu sama a inni próbują uczyć się na bardzo ważny ostatni egzamin -widać było na kilometr poirytowanie

-Przepraszam, już nie będę tak reagować profesorze -powiedziała ze spuszczoną głową i ponownie usiadła.

Popatrzyłam na nią z żalem, wiem jak nie lubi jak jedna z nas gdzieś wyjeżdża na określony czas. Staramy się niby codziennie dzwonić, ale wychodzi jak wychodzi. Obiecałyśmy sobie, że gdy jedna wyjdzie za mąż to będzie jej druhną, a teraz niby co? Mamy się tak po prostu rozstać? Wiem, że robię źle podejmują tą decyzje, ale wiem jak bardzo są ludzie mojego pokroju teraz potrzebni.

-Obiecaj mi jedno, kiedyś wrócisz do Mediolanu, ale masz wrócić żywa -powiedziała wyraźnie zmartwiona przez komunikator

-Obiecuję a ty miej przy sobie zawsze telefon -położyłam jej rękę na ramieniu i przytuliłam.

Rozmawiałyśmy jeszcze chwile, ale uznałyśmy, że koniec, trzeba się jednak było skupić nawykładzie, aby dać radę skończyć studia.

Gdy profesor uświadomił nas, że wykończył na dziś swą wypowiedź, wszyscy zaczęli się pośpiesznie pakować. Zgarnęłam laptop a urządzenia schowałam spowrotem do pudełeczka.

Gdy emocje opadły już do końca, stwierdziliśmy, że należy nam się jeden z typowych posiłków studenta -pizza. Uwielbiamy plotkować na prze różne tematy przy posiłku, jakoś humor zawsze poprawia się w miarę jedzenia. Niestety przyszedł czas pożegnania, ja zawsze nie chciała mnie puścić. Boi się, że coś może mi się stać, jest około miesiąc po rewolucji androidów a ludzie nadal mają sceptyczne podejście do tego tematu.

W mieszkaniu przywitałam się z moim wujkiem i jego małżonką, która jest w 7 miesiącu w ciąży. Jakoś nigdy nie polubiłam się z nią, ale miałam już na to wywalone, niby lubię poznawać nowe osoby, ale ona pokłóciła moich bliskich. Spytacie się dla czego w wieku 23lat mieszkam z wujkiem? Raczej odpowiedź jest prosta, nie miała bym czasu na sprzedaż mieszkania.

Z szafy ściągałam walizkę i z niechęcią ją otwarłam, nie lubię tej czynności, ale kiedyś trzeba. Niby nie miałam wiele do pakowania, bo i tak pójdę na sklepy, ale teraz znajdź coś co będzie się w to miasto wpasować.

Wybrałam jeszcze szybko ubrania na podróż i mogłam ruszać, pożegnałam się jeszcze z wnukiem. Taksówką bezpiecznie dotarłam do lotniska, aż mi szkoda opuszczać to magiczne miasto. Po całej rutynie mogłam nareszcie mogłam usiąść i posłuchać piosenek których autorzy nie znali androidów, to ciekawe jak ludzie mogą zrobić coś z niczego.

Przed wejściem oddałam bilety do sprawdzenia na biznes klasę, uśmiechnęła się tylko i życzyła miłej podróży. Przyzwyczaiłam się do ciekawskich spojrzeń ludzi, bo przecież tak młode osoby nie latają tą klasą.

Zajęłam swoje miejsce i patrzyłam przez okno jak wielka machina zaczyna się poruszać i wznosi się powodując przyjemne uczucie. Uwielbiam latać samolotem choć żal mi jest opuszczać zawsze bliskich.

Ciekawe czym Detroit zaskoczy mnie tym razem...


Przepraszam ale ten mem jest cudowny

Nigdy nie sadziła bym że zakocham się w grze, a jednak życie pisze własne scenariusze. Mam szczerą nadzieje że nie opuszczę się w tej książce i że dopisze ją do końca. Nie będę się powtarzała przez kogo poznałam Detroit.

Przyznam się bez bicia że wczoraj przeszłam no mniej więcej dobre zakończenia. Przepraszam teraz wszystkich fanów Kary, ale umarła mi w obozie. Ale Luther i Alice żyją! Teraz tylko niech emocje opadną i lecimy po następne 😅

Wracając, rozdział nie był jakiś oh ah ale to dopiero początek! Podzielcie się co sądzicie o takim czymś, w następnym postarałam się bardziej o szczegółowy opis więc nie będzie nudów.

Detroit: You'Ve Changed meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz