Rozdział 8 „Żyje..."

145 11 5
                                    

USA, Detroit
24 Grudzień 2038 rok, godzina 17;14

Idąc dalej, w progu od gabinetu były reszki świeżej krwi. Popatrzyłam się na Connora z lekkim zdziwieniem, on jedynie podszedł bliżej.

-Ten pokój jest moim miejscem pracy i nie życzę sobie, aby ktoś do niego wchodził -powiedział nagle pan domu i zagrodził nam przejście

-Jesteśmy z policji kryminalnej a pan jedynie utrudnia nam pracę -Connor zabrzmiał jakby na siłę próbował udawać zimnego.

Odburknął coś pod nosem, coś czuje, że nie jest trzeźwy, bo zaśmierdziało mu alkoholem z ust. Dla czego umknął mi ten fakt? Z każdym następnym najmniejszym posunięciem wskazówek pojawia się coraz więcej a nieskończona ilość pytań przeraża.

Wzrokiem poszukiwałam wujka, dla czego jak go potrzebuje to go nie ma? Głośno westchnęłam i podeszłam do jednego z kręcących się tu policjantów. W jakim celu tu był? Szuka sensacji? Ciekawi go sprawa? Tego nigdy się prawdopodobnie nie dowiem. Spytałam się go o porucznika i pokazał mi ręką drugą stronę pokoju, w którym się wcześniej znajdowaliśmy.

-No przecież -walnęłam się z otwartej dłoni w czoło na znak zrezygnowaniu a partner moich rozmów był wyraźnie zniesmaczony moim zachowaniem.

Ominęłam funkcjonariusza i ruszyłam w stronę mego celu. Faktycznie, nadal stał w tym samym pokoju i analizował poszczególne elementy. Od początku nie ufał nowej technologii, chociaż wraz z pojawieniem się Connora zaczął się do niej przyzwyczajać, chociaż i tak nic nie pobije starych dobrych metod.

-Chyba znalazłam coś co może cię zainteresować.

Porucznik popatrzył się na mnie z pod łba a ja posłałam mu mój zwycięski uśmiech. Podążał za mną aż do miejsca znaleziska. Czasami zastanawiam się co mu siedzi w tej głowie, od kąt tu przyjechałam to był zupełnie inny niż wcześniej. Rozumiem, że od śmierci Cole popadł w alkoholizm to i tak wspierał mnie jak tylko mógł w najtrudniejszych momentach mojego życia. W pewnym momencie zaczął coraz rzadziej to robić, zabierał mnie na komisariat lub sama do niego gnałam. Nie miałam nikogo prócz najbliższej rodziny, prawie całe dni zamknięta w domowym zaciszu.

Porucznik analizował poszlakę starannie, po mimo tego, że wcześniej Connor podał mu wyniki jak na tacy. W pewnym momencie wydał pozwolenie na przeszukanie gabinetu a ja dodałam szybko przegapioną tabliczkę obok owej plamy krwi.

Szybko dołączyłam chłopaków i mogłam pomóc w szukaniu innych śladów. Niestety ten zaszczyt ominął mnie chyba wielkim łukiem, Connor błądził w pobliżu pięknego wersalskiego lustra. Pomieszczenie to było w zupełnie innym stylu niż poprzednie pomieszczenia, miało się wrażenie jakby przeniosło się kilka lat wstecz. Obok lustra stała niewielka biblioteczka z zapomnianymi już papierowymi książkami, co jakiś czas przedstawiały się przeróżne rzeźby. Przed zwierciadłem stało biurko w tym samym stylu, na nim stos najprawdopodobniej dokumentów oraz akcesoriów biurowych. Na wprost stało ogromne okno, przez które wpadały już schodzące coraz niżej promienie naturalnego światła.

Wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku, lecz niedotarte smugi z krwi utwierdziły mnie w przekonaniu, że prawdopodobnie facet blefował odnośnie położenia najbliższych mu osób.

Większość osób uznało by mnie za nie normalną, nikt nie dotykał by obramowania czyjegoś lustra kawałek po kawałeczku. Nie omijałam żadnego szczegółu, moje palce w jednorazowej rękawiczce dotknęły nawet najbardziej odległych kącików w zwierciadle. W pewnym momencie poczułam małą nierówność. Próbowałam na różne sposoby to ruszyć, ale dopiero jak nie chcący pociągnęłam do góry palec, usłyszałam ciche kliknięcie. Android pewnie je usłyszał, ponieważ zjawił się w trybie natychmiastowym obok mnie.

Odsunęłam się parę kroków w tył a lustro otworzyły się samoistnie. Zajrzałam powoli w środek ciemnej otchłani a tam związane były dwie osoby. Connor oświetlił je i mogłam się im bardziej przyjrzeć. Był to chłopak prawdopodobnie rok ode mnie młodszy i kobieta w średnim wieku, leżeli zakrwawieni oraz nieprzytomni w koncie. Android poszedł poinformować resztę, ja w tym czasie udałam się do dwójki, aby sprawdzić puls. Na szczęście żyli, lecz ich oddechy były nierówne. Chłopak w pewnym momencie otworzył powoli powieki

-Spokojnie jesteśmy tu z policji Detroit i nie mamy zamiaru wam nic zrobić -powiedziałam próbując mu od wiązać materiał z ust

-Czy .... Czy ona żyje -powiedział a jego wzrok utknął w kobiecie

-Oczywiście, wszystko się ułoży zobaczysz -powiedziałam spokojnie.

Dopiero teraz zauważyłam, że znajdują się w plamie krwi a chłopak trzyma się za bok

-On wam to zrobił...?

-Wściekł się, że mama chciała się wyprowadzić ze mną i Jeffreyem. Nie mogła już wytrzymać, jak ojciec pił i wciągał to pieprzone Bordo -powiedział ledwo

-Gdzie jest android?

-Jest tutaj, ale jego stan wymaga gruntownej pomocy. Próbował powstrzymać ojca...

-Trafiliście pod dobre ręce -uśmiechnęłam się szczerze do niego.

Nie musiałam długo czekać, bo pogotowie przyjechało w tępię natychmiastowym. Ja jedynie podeszłam do androida wskazanego przez chłopaka. Jego biokomponenty zostały w wielu miejscach uszkodzone, cieszył mnie fakt, że jedynie pompa była cała i można by było go po składać do kupy.

Po zadzwonieniu do CyberLife o odpowiednie służby, powiedziano mi, że muszę zaczekać, bo są też u innego androida.

Oparłam się o ramie Connora, który nie wiadomo skąd się tu pojawił i patrzyłam na uszkodzonego robota. Niby to tylko kupa kabli a zdołał uchronić rodzinę, do której się tak mocno dostosował. Przed rewolucją mógł by zostać w tym momencie zniszczony, a facet mógł by normalnie chodzić po mieście. Dziś taki czyn jest nie do pomyślenia, teraz on stanie przed sądem i trafi za kraty. Cieszę się, że androidy traktowane są tak samo jak ludzie, nigdy nie zawiniły a dostawały za nic. Ludzie chyba nie są z tego zadowoleni, ale kiedy byli? W trakcie rewolucji nie było pracy, po tak samo a teraz podobnie. Czemu życie musi być tak powalone? Dla czego nigdy nie będzie nam dobrze? Czy powiemy kiedyś pas? Na te pytania chyba nigdy nie będę mogła odpowiedzieć. 

Czy kiedyś wena zaszczyci mnie na dłuższy czas? Ale i tak pierwszy dynamiczny rozdział! Cholerne zwycięstwo w moim etapie. Nie jest idealne ale ważne że mi się udało.

A po za tym winna jestem bo zaczęłam ponownie grać w minecraft i nieudolnie próbuje zrobić coś dużego i dobrego.

I tak, po poprawiałam błędy w rozdziałach na wordzie.

Detroit: You'Ve Changed meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz