USA, Detroit
24 Grudzień 2038 rok, godzina 15:34Poprosiłam androidkę aby sama zawiozła prezenty do domu, zapewniłam że dołączę później. Poprosiłam jedynie abym na siebie uważała, posłałam najszczerszy z możliwych uśmiechów. Taksówka, w której aktualnie się znajdowałyśmy, stanęła obok jednego z parków. Powoli postawiłam jeden z kozaki na białym puchu i dzięki kulom wstałam. Niestety musi minąć pewnie czas abym się przyzwyczaiła, na razie jestem na to skazana. Chcę teraz tylko odpocząć, wyciszyć się przed tym wspaniałym wydarzeniem.
Usiadłam na ławce w samym środku zimowego ogrodu. W lato wyglądał tak nowocześnie a śnieżną porą było zupełnie inaczej. Wyprostowałam nogi i lekko pochyliłam się w tył zamykając oczy. Ten stan pozwalał mi usłyszeć dźwięki, które na ogół nie zauważamy w codziennym pośpiechu. Mogła bym tak cały czas bujać w obłokach wśród darów matki natury.
-Przepraszam można się dosiąść? -powiedziała najwyraźniej dziewczyna, chyba że to chłopak z wysokim głosem.
Otworzyłam oczy od niechcenia i wyprostowałam się
-Tak, pewnie -powiedziałam odsuwając się trochę bliżej skraju
-Dziękuje bardzo -powiedziała najwyraźniej czymś zmartwoina
-Może chciała by pani popadać, widzę, że coś dziś humor nie dopisuje
-A co byś zrobiła, gdyby pani najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa wyjechała daleko za ocean i nawet nie chciała się odezwać
-Może ma coś co zatrzymuje ją na dłużej, jest wiele takich sytuacji i długo by wymieniać
-Przepraszam, że niepotrzebnie pani zawracam głowę
-Przecież to nic takiego.
Trwałyśmy tak w ciszy przez dłuższą chwilę, wydawała się taka znajoma, ale nie wiedziałam dla czego. Przypomniałam sobie o soczewkach, które nadal nosiłam. Pośpiesznie złapałam za torebkę, wyjęłam pudełko, zwinnym ruchem ścigałam jedno i drugie i wsadziłam w wyznaczone miejsce. Dziewczyna patrzyła się na mnie jak na wariatkę, ale zignorowałam to. Byłam przyzwyczajona do takich reakcji, przecież nikt normalny nie ściąga soczewek w środku parku.
-Szukałem cię Evelyn, porucznik chciał by abyś towarzyszyła nam w śledztwie -niespodziewanie przed mną stawił się Connor
-I tak nie mam nic do roboty a siedzieć sama do wieczora nie mam ochoty -powiedziałam wstając ostrożnie, podpierając się kulami
-Nie nudziła byś się, pewnie pańska mama jest w domu
-Pisała wiadomość, że nie będzie w domu do wieczora, Chloe wraz z kucharzem zajmują się organizacją. Chociaż mogła bym i tak zadzwonić do Susan, ale ona teraz spożywa kolacje i spędza czas z rodziną
-Czyli chodzi o to, aby spędzić czas z najbliższymi
-Otóż to, chociaż w tym roku nie będzie całej -powiedziałam wysiadając na miejsce pasażera.
W pojeździe czekał już Hank i stukał jakiś rytm na kierownicy. Jak zawsze ubrany w pstrokatą koszule i czarny płaszcz.
-To w jaką sprawę chcesz mnie zagłębić -powiedziałam kładą ręce pod głową, aby się rozciągnąć
-Connor czyń honory -powiedział Hank uważnie obserwując drogę oraz jak mnie wzrok nie myli z uśmiechem
-Nie jest to duża sprawa, jednak wymaga ona naszej obecności. Dziś rankiem doszło do napaści androida wobec mieszkańca. Jeśli ustalimy, że człowiek był winien to on poniesie konsekwencje
-Czy wiemy coś jeszcze? Z kimś mieszkał? Oraz czy ma kryminalną przeszłość?
-Coś ty, takie dokładne informacje dostaniemy na miejscu, ale przyznaje, że dobrze cię tam przygotowali -odezwał się nagle Hank z lekko zachrypniętym głosem
-To tylko podstawa góry lodowej, sam wiesz, ile tego jest naprawdę
-Weź mi kurwa nie przypominaj, wystarczy mi to co wiem
-Chociaż co jakiś czas warto przypominać sobie takie kwestie
-Weź mnie nie wkurwiaj okey, do mojego sygnału nie oddalasz się -powiedział wychodząc z pojazdu, drzwi nie oszczędzał, bo słychać było trzask.
Rozkładając się byłam szczęśliwa, że media się jeszcze nie wcisnęły. Zazwyczaj to nich sprawa błaha i nieistotna, chociaż i tak Folower powie prasie jak będzie to coś grubszego, jak nie to tylko wspomną o tym tylko. W środku były już porozkładane były karteczki z ewentualnymi poszlakami.
-Dzień dobry jestem porucznik Anderson a to mój partner w śledztwie oraz moja podopieczna, można opowiedzieć co się tak naprawdę tu zdarzyło?
-Gdzieś w rannej godzinie prosiłem naszego androida, aby zrobił zakupy świąteczne, odmówił i rzucił się nagle na mnie - było w nim coś dziwnego, nie dało mu się ufać z oczu.
Gościu najwyraźniej coś kręcił, za bardzo spokojnie to powiedział. Owszem ma ślady na sobie szarpaniny, ale to go nie usprawiedliwia w żaden sposób. Studia nauczyły mnie jednej najważniejszej rzeczy -poczekaj z zarzutami do samego końca, bo możesz wpakować w tarapaty niewinnego gościa.
-Jak ma na imię pański android -wujek popatrzył na mnie jak bym popełniła przestępstwo, wysłałam mu jedynie pytające spojrzenie
-Jeffrey, syn nadał takie jemu
-Gdzie jest reszta domowników? -drążył zniecierpliwiony porucznik
-Syn jest obecnie na studiach, moja żona w pracy a android zwiał na strych, aresztujcie go i będzie po kłopocie -wyraźnie się niecierpliwił, każde następne pytanie wprawiało go w jeszcze większe zniecierpliwienie oraz lekką złość
-Rozejrzymy się a pan nie może nam przeszkadzać i najlepiej się nie ruszał -mruknął Hank pod nosem -A ty młoda nie rób nic, dopóki nie dam ci sygnału.
I jak niby mam się przy nim uczyć? Nie powiem, bo sprawa wydaje się być ciekawa, nie ufam temu człowiekowi za grosz, on ma coś w sobie co odrzuca. Jeśli ta kobieta faktycznie za niego wyszła to była bardzo odważna, a wnioskując po wieku ich syna to wytrzymała sporą ilość czasu. Dom wyglądał bardzo schludnie, nowocześnie, ale przełamany elementami z poprzednich wieków. Jedyne co nie grało w tym domu to faktyczne ślady po walce oraz co dziwne ślady po tyrium. Facet jakby faktycznie został zaatakowany to on miał przecięcia czy siniaki a on wygląda jak po niewielkiej bójce.
-Tu chodzi o coś grubszego, widzisz, ile tu jest tego tyrium? -rzuciłam cicho w stronę RK800
-To jest niewielka część do tego co już wyparowało, dzięki skanerze widzę to co niewidoczne dla ludzkiego oka. Model androida to PL700, wpuszczony do produkcji kilka dni temu.
-A popatrz tutaj.
Powiedziałam odsuwając szkatułkę, za którą były nie dopatrzone stare ślady po zaschniętej krwi. Dioda androida na krótką mini sekundę stała się czerwona. Idąc dalej, w progu od gabinetu były reszki świeżej krwi...
Dobra jedno wiem na pewno, jak mam wenę to piszę dalej a nie odwlekam. Może tym sposobem rozdziały będą się faktycznie pojawiać w każdy piątek.
Po za tym pozdrawiam każdego maturzystę który zdaje egzamin ustny. Ja na razie mam dzięki wam od cholery zastępstw ale są też normalne zajęcia! Mam dla was pewną radę, oczyscie umysł godzinę przed i potraktujcie to jako normalną odpowiedź (To pomaga, sprawdzałam)
A co do rozdziału to się już dzieje, nie będzie tu na razie nie wiadomo czego bo to jednak jeszcze studentka.
W ogóle jak w waszym odczuciu wygląda waszym zdaniem ten rozdział?
CZYTASZ
Detroit: You'Ve Changed me
Fanfiction-Byłem głupi nie rozumiesz, oślepiły mnie blaski fleszy. Teraz tak cholernie mi brakuje waszej bliskości -Trzeba było się tak jak ja o pamiętać, teraz jest za późno nie rozumiesz? Zniszczyłeś uczucie między nami, myślisz, że mi było łatwo ją wychow...