Rozdział 4 "Wspomnienia„

194 17 2
                                    

USA, Detroit
23 Grudzień 2038 rok, godzina 11;43
Perspektywa Evelyn

Moja głowa pękała w szwach od bólu, światło raziło mnie wraz z powolnym otwarciem oczu. Co się ze mną do cholery działo, pamiętam jedynie jak wychodziłam z taksówki a blond włosa androidka mi w tym pomagała.

Próbowałam o własnych siłach wstać, ale pewna postać mi to uniemożliwia

-Powinna Pani teraz odpoczywać -odeszła i odsłoniła zasłony wpuszczając promienie jasnego światła i gasząc sztuczne -Czy wyraża Pani zgodę na wpuszczenie odwiedzających?

-Tak oczywiście -powiedziałam wzbudzając się jeszcze ze snu.

Pielęgniarka kiwnęła głową i pobiegła do drzwi. Miałam pewne obawy kto to będzie, ale jak zobaczyłam w progu zmartwioną twarz mamy.

-Dziecko moje drogie w coś ty się wpakowała, nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam

-Mamo wszytko w porządku, ale co się tak właściwie stało, że tu trafiłam

-Zemdlałaś na rękach Chloe, ona sama cię tu przywiozła i mnie poinformowała, niestety... Miałaś ciężką kontuzje nogi i musieli ci ją amputować.

Widziałam łzy na jej policzkach, przy pomocy jej ręki wstałam i przytuliłam do niej. Nie chciałam, aby płakała, wiem jakie to dla niej ciężkie i nie chce tego po sobie rozpoznać. Gdy się od siebie odkleiłyśmy odsunęła część pościeli.

-Wykonałam ją własnoręcznie, Elijah pomógł mi przy jednej rzeczy. Chciałam, aby jak najbardziej przypominała zwykłą, lekarze mówią, że to kwestia czasu i się przyzwyczaisz

-To dziwne, ale dziękuje, nigdy nie słyszałam, aby ktoś miał kończynę androida

-Bo jesteś słonko pierwsza, zobaczysz, że nawet nie poczujesz różnicy, chociaż jak się zranisz to wyleje się trochę tryrium ale tym się nie przejmuj. U góry masz mały, prawie niewidoczny wlew jak byś utraciła tyrium

-Nie wiem co powiedzieć, z jednej strony się cieszę a z drugiej przeraża

-Przejdzie ci z czasem... Nie wiem czy to dobry moment, ale Hank chciałby się z tobą zobaczyć, jak chcesz mogę zostać

-Nie, nie trzeba, możesz go wpuścić.

Gdy po kilku chwilach się pojawił, szybko wypuściłam powietrze

-Mogłem cię cholera nie obwiniać za to, dopiero Connor mnie kilka chwil po tym upomniał. Uświadomił mi, że się nadajesz, zawsze się nadawałaś.

Chciałam wstać i go przytulić, ale jeszcze nie panowałam zbytnio nad nogą, złapał mnie dopiero android, który akurat wszedł do sali. Pomógł mi ponownie usiąść na łóżku szpitalnym a ja to skwitowałam pół uśmiechem. 

-Pewnie wiesz jak bardzo nie umiem się gniewać -powiedziałam zakładając rękę na rękę

-Ile by tu taki takich wymieniać -zaśmiał się pod nosem wspominając wszystko -pamiętasz, jak raz byliśmy w sklepie ze słodyczami

-Pamiętam, mama nie chciała w tedy mi kupić lizaka, tupnęłam nogą i siadłam do nich tyłem na podłodze

-Wystarczyło jedno spojrzenie Emily a twoja złość wyparowała

-Który dziś jest -powiedziałam rozglądając się szybko na boki

-Panienko Gonzales, jest dwudziesty czwarty grudnia, dzień przed chrześcijańskim świętem nazywanym Wigilią -Connor jakby nigdy nic włączył się do rozmowy

-Nie musisz mi mówić tak oficjalnie, wystarczy Evelin -zaśmiałam się lekko -Connor widać, że dla mojego wujka jesteś jak rodzina, może chciał byś z nami świętować Wigilię?

-Nie wiem, czy mógłbym...

-Oczywiście że tak, więcej znaczy weselej -powiedziała moja mama, która właśnie opierała się o futrynę w drzwiach

-Jeszcze kilka minut temu chciałaś mi oderwać łeb, skąd taka zmiana -Hank najwyraźniej zdziwiony zachowaniem Emilie

-Wystarczy mi radość w jej oczach, nic więcej nie pragnę naprawdę, ale jeszcze raz do czegoś takiego dojdzie to będzie nie miło

-Ty się nigdy nie zmienisz, podobne jak dwie krople wody -aż nie poznaje wujka, może jemu trzeba kogoś po prostu znaleźć.

Connor, jak gdyby nigdy nic stał obok Hanka i patrzył na mnie jakby zmartwionym wzrokiem, był także prawdopodobnie myślami w innym świecie. To wydawało się z naukowego punktu widzenia tak nierealne, ale prawdopodobne. Naukowcy tak długo szukali, jak zrobić maszyny myślące, ale jak się to udało to narzekają. Jak byłam małą dziewczynką to w Japonii stworzyli androida, który odpowiadał na pytania. Niestety to nie było to co ma być, była strasznie robotyczna i nie przypominała człowieka. Dzięki tyrium wszystko ruszyło do przodu.
Defetyzm nie jest wirusem jak większość mówiła, jest to raczej przełom a zarazem finał w tworzeniu żywej istoty. "Wojny androidów "wcale nie było, była tylko w wiadomościach, aby odeszli od nich, ale każdy krok tych istot miał ogromne znaczenie. One walczyły tylko o szacunek, który powinien być, tak jak przedmiotów dla nas wartościowych takich jak zabawka z dzieciństwa.

Nawet nie zorientowałam się, kiedy zostałam sama w sali z Connorem, który pozostawał w niezmiennej pozycji.

-Nie rozumiem twojego zachowania, ani tego, że w mojej bazie danych nie ma nic o tobie

-To trudne, ale tak musiało po prostu być, informacje są, ale w tajnej bazie danych, jest bardzo dobrze chroniona więc wtajemniczonych jest nie wiele. Proszę usiądź przecież nie musisz tak stać, ja nie gryzę obiecuje.

Ostrożnie podszedł do mnie i zajął miejsce obok mojego łóżka.

-Czym były dla ciebie te wspomnienia, jakie to uczucie je wspominać

-Cudowne, chociaż niektóre wspomnienia dobijają. Życie ludzkie jest trudne, bo ono samo podkłada nam pod nogi kłody których próbujemy z naszych sił je przeskoczyć. Te radosne wspomnienia dużo bardziej chcemy pamiętać niż te przykre. Człowiek rodzi się jako bezbronne dziecko, które rodzice próbują chronić, to dzięki nich ma te najlepsze chwile a zarazem wspomnienia

-Ja ich jeszcze nie mam, chociaż mam te których chce się wyzbyć

-Nauczysz się z nimi żyć i zdobędziesz jeszcze więcej, nie trzeba się martwić za wcześnie -powiedziałam kładąc mu rękę na ramieniu i lekko się uśmiechając.

Do pokoju weszła pielęgniarka, próbowała pomóc mi wstać, ale na darmo. Connor wstał i poradził sobie z tym od razu, posadził mnie na wózku inwalidzkim. Wiadome mi było, że jadę na rehabilitację, aby móc normalnie chodzić. Widziałam tylko oddalające się twarze bliskich, niestety mama pojechała już pewnie do CyberLife.

Perspektywa Emilie

Najchętniej rzuciła bym przeszłość w kąt, żyła, jak gdyby nigdy nic. Dla czego nasza rodzina nie mogła być normalna, wszystko się w jeden dzień rozsypało. Jestem zła na siebie za wszytko, pomimo że to jego po nie kąt wina.

Moje auto pędzi przez opustoszałe drogi, celem był nowoczesny dom. Nie powinnam tu być, ale jednak jestem, jestem po prostu mu to winna... 


No to teraz czekany na kolejny rozdział, w którym jestem w połowie ale co tam.

Aktualizacja: Cosplay Connora prawie gotowy, jeszcze muszę kupić led i będzie cudownie.

Napiszcie co sądzicie o rozdziale i na razie żegnam się z wami. Miłych spędzonych świąt życzę wam.

Detroit: You'Ve Changed meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz