Roździał 11 „Życiowa szansa"

109 13 12
                                    

USA, Detroit
25 grudzień 2038 rok, godzina 7:30

Karmazynowa walizka siłowała się ze mną, na kto jest lepszy. Wygrałam bitwę, która była nie lada wyzwaniem. Zadowolona z siebie wzięłam jeszcze płaszcz w rękę i mogłam ruszać. Nie obyło się bez wyrazów tęsknoty rodzicielki, zapewniałam ją, że ten czas szybko przeleci. Gdy się oderwałam z uścisku pognałam w stronę windy.

Przez szybę taksówki mogłam jedynie oglądać ostatni raz panoramę Detroit. Madryt nie jest tak śnieżną krainą jak USA, ale pamiętajmy, że też nie za ciepłą w porach zimowych.

Zahaczyłam jeszcze o posterunek policji, podobno miałam się tam zjawić jeszcze na parę minut. Nie wiem co ode mnie chce Fowler, podobno wezwanie nie jest tak dobrą wiadomością. Przywitałam się z pracującą na recepcji androidką, przekazałam wezwanie a ta zwolniła mi bramki. Była dość wczesna godzina, mało kto krzątał się po korytarzach i mogłam w spokoju dojść do wyznaczonego celu. Za zgodą popchnęłam masywne szklane drzwi i czekałam tak naprawdę na nie wiadomo co.

-Cieszę się, że jednak zgodziłaś się przyjść, od początku widziałem w tobie potencjał. Akcja, w której wzięłaś udział była tylko potwierdzeniem. Po ukończeniu studiów zostaniesz przyjęta od zaraz Sofio -powiedział chłodno, ale dało się słyszeć tą dumę w głosie

-Skąd kapitan wie?

-Wiem wiele różnych rzeczy, jak nie będziesz chciała to możemy dalej tuszować papiery

-Prawdopodobnie za niedługo nie będzie trzeba i dziękuje za to wyróżnienie

-Nie mydlij sobie tym oczu, zobaczymy jak będziesz pracowała Kamska

-Nie zawiodę pana -powiedziałam na wychodnie.

Byłam z siebie dumna, ciężka praca i zarywanie nocek nie poszło ma marne. Niestety zbliżające egzaminy nie pozwolą mi na odpoczynek. Z uśmiechem opuściłam posterunek i wsiadłam ponownie do taksówki.

Zapłaciłam odpowiednią sumę i mogłam ruszać. Walizka wydawała ciche odgłosy idealnie komponowały się z panującym gwarem na lotnisku. Oddałam bagaż i mogłam przejść w specjalną strefę odpoczynkową przed lotem. Zatrzymały mnie odgłosy bardzo dobrze mi znane, odwróciłam się a na moją twarz wkradł się uśmiech.

-Młoda a pożegnać to nie łaska? Connor mi truł żebym się chociaż tu zjawił -porucznik mówił tak szybko jakby właśnie przebiegł maraton

Podbiegłam do nich i z całych sił obojga przytuliłam. Kocham przytulić osoby z którymi tak mocno się związałam.

-Nikogo się nie spodziewałam, a na pewno nie was -powiedziałam opierając rękę o bok

-W Madrycie jest aż tak ciepło? -powiedział porucznik z lekkim szokiem

-Nie jest za ciepło, ale zwykły sweter i apasza to nic wielkiego

-Jakie to uczucie lecieć tak wielką machiną -zapytał jak dotąd cichy Connor

-Ludzie reagują różnie, długie loty są okropnie męczące, ale da się je wytrzymać. Szkoda, że androidy nie mogą zwiedzać świata

-Nie dano nam takiej możliwości, ale raczej inne kraje nie będą chciały nas przyjmować po rewolucji -powiedział przejęty Connor

-To tylko kwestia czasu. Obawiam się, że to już pora, a jeszcze muszę przejść trochę lotniska

-Obiecaj, że wrócisz do nas cała i zdrowa -Hank złapał mnie za ramiona

-Obiecuje -porucznik przyciągnął mnie tak, że teraz wtulał się w moje chude ciało

-Connor chodź, wiem doskonale, że też byś chciał -powiedziałam wyciągając jedną rękę w jego stronę

-Nie wiem czy mogę -powiedział zmieszany obecną sytuacją

-Czasami po prostu warto nie myśleć, a zrobić to co serce podpowiada.

Kilka sekund później wszyscy trwaliśmy w uścisku, nie musiałam nic mówić jak bardzo będę tęsknić. W tym chodź krótkim czasie zdałam sobie sprawę jak bardzo zmieniło się moje życie. Największą życiową szansę dał mi właśnie Fowler, nigdy bym nie pomyślała, że powie mi waśnie to czego się nie spodziewałam. Jedna akcja, w której pomagałam, dała mi przepustkę na dalsze rozwijanie się.

Gdy skończyliśmy trwać w jednej pozycji, wujek podał mi jeszcze jeden papierek

-Ostatni egzamin praktyczny masz z głowy -patrzyłam na niego z niemałym zdziwieniem

-Ale kiedy...

-W terenie, to ty rozgryzłaś elementy, których policja nie znalazła, wykazałaś się nie małą spostrzegawczością -android posłał mi niewielki uśmiech.

Pożegnałam ich jeszcze z osobna, nie mogę pojąć, że za niedługo skończę rok akademicki, zamieszkam na stałe w Detroit i stanę się członkiem DPD. Wysłałam im jeszcze serdeczny uśmiech i oddaliłam się w odmęty lotniska.

Przesuwałam palcem po szklanym ekranie smartfona, szukając numeru przyjaciółki. Nacisnęłam rozmowę wideo a kamerkę skierowałam na pas startowy, z kąt wylatywały najróżniejsze maszyny. Widząc odebraną słuchawkę wzięłam głęboki oddech i zamieniłam pozycje kamery

-Mam nadzieje, że nie masz planów na sylwestra -powiedziałam cicho z brzmieniem ziewania

-Nie mogę się doczekać, gdy się wreszcie zobaczymy, będziesz mi musiała opowiedzieć wszystko -powiedziała z tym swoim podstępnym uśmieszkiem

-Oho wołają, widzimy się w Hiszpanii kochana... 

Taki dziś spokojny rozdział, bo trochę się dziać będzie w Hiszpanii. Dziękuje że trwacie ze mną i nie zrezygnowaliście jeszcze z czytania

Detroit: You'Ve Changed meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz