USA, Detroit
21 Grudzień 2038 rok, godzina 10;35Moje ukochane Detroit, to miasto zaskakuje swoją architekturą nie jednego przybysza. W sumie samej nie chce mi się wierzyć, że w tak krótkim czasie cały świat może się tak zmienić. Gdy miałam 16 lat powstał pierwszy android, ludzie pierwsze sceptycznie podchodzili do tej maszyny. Dorastałam z ludzi mającymi problem z nadużywaniem technologii, teraz nikt nawet na to nie patrzy.
Patrzyłam, jak obłoki tańczą razem z samolotem, powoli samolot obniżał swój lot a ja oglądałam piękną panoramę Detroit. Tu słońce dopiero co wstaje a w Hiszpanii jest w zenicie. Nie lubię zmian czasu, ale lepiej jest się wyspać niż później chodzić jak żywy trup. Odebrałam z taśmy walizkę i mogłam spokojnie pokierować się do wyjścia. Jedyne co zobaczyłam to android, który na kogoś prawdopodobnie czekał
-Witam jestem Connor, android przysłany przez CyberLife. Ty pewnie jesteś Eveline Gonzales, miałam panią odebrać z lotniska
-Możesz nie mówić pani, czuje się z tym taka staro, mów mi po prostu Eveline. Miałam nadzieje, że pojedzie po mnie ktoś inny -powiedziałam z zwodem posłusznie udając się za androidem
-Emily Gonzales nie mogła się zjawić z powodu ważnego spotkania w wieży CyberLife, mamy panienkę podnieść pod wyznaczony budynek
-Jest ktoś jeszcze? -posłałam mu zdziwione spojrzenie.
Nie musiałam długo czekać, aby zobaczyć o kogo chodziło, przyśpieszyłam tempo i rzuciłam się mu na szyje
-Evelyn do cholery złamiesz mnie zaraz
-Dopóki będziesz żył to cię tak będę witać, nie ma odwrotu -odkleiłam się niechętnie od wujka
-Poruczniku Anderson jak chcemy zdążyć to musimy już wyruszyć -upomniał się android.
Włożyłam walizkę do bagażnika i wsiadłam na miejsce pasażera
-Jaka jest sytuacja po rewolucji? Z europejskich mediów nie dowiedziałam się za dużo, raczej są bardziej zainteresowane kto zdobędzie Antarktydę -westchnęłam oglądając panoramę Detroit
-Androidy uzyskały jedynie prawo do sprawiedliwego sądzenia, do mieszkań oraz do pracy. Spokojnie wszystko się już uspokoiło a ja zostałem detektywem od spraw defektów
-Gratuluje awansu, chociaż jestem zła, że nie zadzwoniłeś do mnie ani razu -teatralnie przebrałam bardziej sztywną pozę z rękami złożonymi na sobie
-A wiesz jak kurewsko drogie są połączenia za ocean? Ja nie jestem twoją matką, której już się po przewracało
-Ha ha ha bardzo śmieszne, uśmiałam się do rozruchu -powiedziałam znudzona.
Gdy dojechaliśmy, szybko wysiadałam z pojazdu i podeszłam do strażników androidów
-Evelyn Gonzales, córka Emily Gonzales. Rodzicielka oczekuje powrót -powiedziałam tą samą kwestie którą powtarzam jak tylko tu jestem.
Strażnik bez wahania mnie przepuścił, wsiadłam z walizką do pojazdu i wyruszyłam z jednym na wyprawę przez most. Przejażdżka nie trwała długo, była krótka, ale przyjemna.
Wysiadłem z małego pojazdu wraz z walizą, wejście oczywiście musiało przyznać dostęp z czym nigdy problemu nie miałam. Podeszłam do recepcjonistki, nakazała abym usiadła w poczekalni. Nie lubiłam tu przychodzić, prawie każdy element w tym budynku był biały, wygląda to jakby ktoś wyssał koloryt z tego budynku. Wyjęłam swoje słuchawki i zaczęłam słuchać tak zwanych uspokajaczy. Nie powiem, bo byłam okropnie zmęczona, moje oczy z każdą sekundą robiły się coraz cięższe. Niestety zmuszona jestem przełączyć na coś żywszego, nie mogę przecież zasnąć na krześle. Nagle usłyszałam znany dla mnie dźwięk powiadomienia, niechętnie spojrzałam na wyświetlacz
CZYTASZ
Detroit: You'Ve Changed me
Fanfiction-Byłem głupi nie rozumiesz, oślepiły mnie blaski fleszy. Teraz tak cholernie mi brakuje waszej bliskości -Trzeba było się tak jak ja o pamiętać, teraz jest za późno nie rozumiesz? Zniszczyłeś uczucie między nami, myślisz, że mi było łatwo ją wychow...