Yuu od zawsze nienawidził zjazdów rodu. Wszystko zaczynało się już w momencie, gdy musiał przekroczyć bramę rozległej posiadłości. Uważał, że jego własny dom jest ogromny, ale to miejsce było jakieś pięć razy większe. Nie lubił go głównie właśnie za to, że jest takie duże i puste. Ciche.
Same spotkania rodziny, w których był zmuszony uczestniczyć, bardziej przypominały religijne uroczystości. W miarę możliwości, starał się jak najczęściej ich unikać, jednak w swojej sytuacji nie mógł sobie na to pozwalać zbyt często. Na szczęście, za kilka dni miał wrócić do szkoły, więc była to ostatnia narada, w jakiej brał udział – oczywiście w najbliższym czasie.
Zajmował miejsce pośrodku uformowanej z siedzących podkowy. Siedział po prawej ręce drobnej staruszki, która wyglądała, jakby przy najmniejszym podmuchu powietrza miała się rozkruszyć i rozwiać, niczym kurz. Było to jednak złudne wrażenie, gdyż głowa rodu, nie dość, że zachowywała niezwykłą żywotność, to jeszcze nigdy nie traciła swojej godnej, wyprostowanej jak napięta struna, postawy.
Kompletnie nie biorąc przykładu ze swojej babci, młody Nishinoya siedział zgarbiony, z brodą podpartą na dłoni. Jego głowy nie zaprzątały rodzinne dylematy, nad którymi miano za chwilę dyskutować. Myślał o bardzo prostych rzeczach, takich jak zbliżający się powrót do Karasuno i ostatnim meczu siatkówki, jaki widział w telewizji. W swojej wyobraźni czuł już zapach lakieru na deskach sali gimnastycznej i odgłosy stąpających po niej z piskiem sportowych butów.
Koniec z gnieceniem się w formalnym stroju, koniec z angażowaniem się w sprawy, które ani trochę go nie interesowały. Koniec z tradycyjnymi grzecznościami i wyniosłym słownictwem. Właściwie najbardziej nie znosił panującej tu powagi i skupienia, jakby od podjętej w tej sali decyzji zależały losy ogromnej rzeszy ludzi. Chłopak doskonale wiedział, że rola klanu w życiu najbliższych mieszkańców od lat traciła na znaczeniu. W tym miejscu nie miał już zapaść żaden decydujący werdykt. Czasem jednak doznawał wrażenia, że tylko on ma taką świadomość.
Siedział ze wzrokiem wbitym w martwy punkt, gdy do sali, przez rozsunięte drzwi, wkroczyła trójka małych dziewczynek. Wszystkie trzy miały włosy związane w dwa małe koczki po bokach głowy, z których spływały kaskady kolorowych wstążek. Odświętne szaty słaniały się za nimi, wyraźnie za długie w stosunku do drobnych sylwetek. Dziewczynki niosły przed sobą tace z kolorowymi filiżankami, nad którymi unosiła się para.
— Noya-san! — krzyknęła jedna z nich, a wszystkie trzy podbiegły do Nishinoyi. Najwyższa, zadowoleniem na twarzy, wyciągnęła w jego kierunku swoją tacę, a pozostałe ustawiły się za jej plecami. Babka spojrzała na nich z ukosa, więc Nishinoya tylko poklepał dziewczynkę po głowie i wskazał kciukiem w prawą stronę.
Tradycja nakazywała, aby napój podano najpierw głowie rodu. Dla małych była to ważna rola, dlatego dziewczynka szybko się zreflektowała i podała tacę odpowiedniej osobie. Dopiero, gdy babka trzymała już w ręku swoją filiżankę, Nishinoya przyjął taką samą. Uśmiechnął się do młodszych kuzynek, a te radośnie wymaszerowały z pomieszczenia. Nawet nie spróbował zawartości naczynia, ponieważ wiedział, że znajduje się w nim to samo okropieństwo, co zazwyczaj.
Ze znużeniem przysłuchiwał się, jak babka rozpoczyna kolejne bezsensowne spotkanie. Poza tym, że dostrzegł wśród gości nową twarz, od ostatniego razu nic się nie zmieniło.
Gdy tylko zobaczył w kącie jasną czuprynę, natychmiast wiedział, że jej właściciel nigdy przedtem się tu nie pojawił. Wszyscy członkowie rodziny mieli włosy ciemnego koloru. Sam Yuu wyróżniał się mocno jednym, rozjaśnionym pasemkiem, za który musiał zapłacić ogromną złością ze strony babki, dającą mu się we znaki aż do teraz. Chłopak o jaskraworudych włosach był drobnym nastolatkiem, wyglądającym, jakby sam nie wiedział, co robi w tym miejscu. Szeroko otwarte brązowe oczy wbił w siedzącą obok Nishinoyi staruszkę, przemawiającą od dobrych dziesięciu minut.
CZYTASZ
Słodkie tajemnice | Nishinoya x Hinata
FanfictionŚwiat, w którym Nishinoya i Hinata spotykają się w całkowicie innych okolicznościach, niż można było przypuszczać, nie jest promienny i beztroski. Ich rzeczywistość usnuta jest z nici wielu tajemnic, pochowanych głęboko w trzewiach każdej z rodzin...