Juu ichi

301 37 12
                                    

Mecz był ciężki, ale się udało.

Hinata do końca nie był w stanie uwierzyć, że naprawdę do tego doszło. Stał się częścią drużyny jednak równie mocno nie mógł powstrzymać się od spoglądania na wejście do sali, ciągle oczekując pojawienia się w drzwiach znajomej postaci. Podczas rozgrywki, gdy wrzały w nim emocje, zdarzało się, że zapominał o tym na chwilę, zdobywając punkt, ale w pewnym momencie znów powracały do niego natarczywe myśli.

Nie wiedział, czy bez nich grałby lepiej. Chyba nie. Ale na pewno byłby spokojniejszy — gdyby Nishinoya przyszedł.

Na zewnątrz ściemniło się, zapłonęły przyszkolne lampy, a decyzja kapitana dawno zapadła. Chłopaki z drużyny sprzątali salę lub przebierali się w szatni. Panowała rozluźniona atmosfera — wszyscy gratulowali pierwszakom dołączenia do zespołu. Część tych pozytywnych emocji udzielała się również Hinacie, zwłaszcza gdy ktoś podchodził konkretnie do niego. Zaraz potem jednak ogarniał go przygnębiający humor, gdy raz po raz kierował wzrok na ciężkie, rozsuwane drzwi, z ociąganiem zbierając do kosza rozrzucone piłki. Nawet nie zauważył, gdy wszyscy rozeszli się do domów. W sali pozostał już tylko on i Sugawara.

— Zaraz będę zamykał — powiedział starszy, wyciągając klucze z kieszeni bluzy. Shouyou dopiero sięgał po swoją. — Pierwszy raz widzę, żebyś robił wszystko tak powoli. Jakoś mało w tobie energii, a to dziwne, skoro udało ci się dostać do drużyny. Powinien rozpierać cię entuzjazm! — rzekł z lekkim uśmieszkiem.

Hinata także rozchmurzył się na te słowa.

— Ale ja cieszę się jak jeszcze nigdy w życiu! — zaoponował, a Suga przyglądnął się mu podejrzliwie. — Nie wiem, czemu masz co do tego jakieś wątpliwości.

W końcu uporał się z założeniem ubrania i mogli ruszyć w kierunku drzwi, wyłączając po drodze oświetlenie.

— Nie mam wątpliwości. Po prostu wyglądasz nieswojo. — Jego ton był nad wyraz troskliwy i Hinata nabrał ochoty, by opowiedzieć mu chociaż o części swoich wątpliwości. A nie były one przecież bardzo skomplikowane. — Podczas meczu też wyglądałeś na rozproszonego. Jakby coś cię gnębiło. Co chwila spoglądałeś na drzwi, a gdy przyszło co do czego, opóźniasz jak możesz moment, gdy będziesz musiał przez nie przejść.

Rozgrywający okazał się bardzo dobrym obserwatorem, lecz Hinata niekoniecznie uważał, żeby w tym momencie było mu to na rękę. Rozległo się pstryknięcie wyłącznika i sala gimnastyczna pogrążyła się w ciemności. Jedyne światło dostawało się teraz przez próg drzwi, z umieszczonych na terenie szkoły reflektorów. Chcąc nie chcąc, Shouyou był w końcu zmuszony do opuszczenia budynku.

Zaraz po przekroczeniu progu, powitało go orzeźwiające, wieczorne powietrze. Za jego plecami Sugawara zamykał drzwi, brzęcząc pękiem kluczy, których odgłos brzmiał jak świąteczne dzwonki. Wraz z rześkim oddechem, do jego organizmu dotarło coś jeszcze: odgłosy odbijanej piłki. Hinata natychmiast namierzył źródło tego dźwięku.

W okręgu światła stały dwie osoby, między którymi raz po raz przelatywała piłka w jaskrawych kolorach. Rudowłosy od razu rozpoznał jedną z nich. Wypuścił powietrze przez półotwarte usta. Sugawara uporał się z kluczami i stanął za nim, również wbijając wzrok w dwójkę byłych siatkarzy.

Piłka wpadła w trawę. Nishinoya odwrócił się, sięgając po nią i skierował na nich wzrok. Uśmiechnął się, ale w jakiś nieobecny, niepodobny do siebie sposób.

— Cześć! — krzyknął do nich Suga, podnosząc dłoń w geście powitania. Przynajmniej on wydawał się rzeczywiście szczęśliwy. — Co tu robicie?

Yuu zbliżył się, z piłką pod pachą, a drugi chłopak ruszył za nim. Hinata widział go pierwszy raz w życiu, ale szybko domyślił się, kim jest. Skurczył się w duchu. Asahi Azumane, wyższy od niego o głowę, zbudowany jak prawdziwy mężczyzna, był asem Karasuno, którego wszyscy wspominali z utęsknieniem. Jak mógł się porównywać do kogoś takiego, samemu chcąc zostać kiedyś asem? Przyjęcie do drużyny nie było szczytem jego ambicji.

— Chcieliśmy obejrzeć mecz, ale chyba się spóźniliśmy — wyjaśnił Nishinoya z dziwnym wyrazem twarzy. Spojrzał na swojego towarzysza. — No, przynajmniej ja chciałem. Ale udało mi się go jakoś namówić.

— Cześć — wychrypiał cicho Azumane gardłowym głosem. Jego wyraz twarzy nie świadczył o zadowoleniu z tego spotkania, wydawał się być wręcz oskarżycielski.

Sugawara zdawał się nie zwracać na to uwagi. Zeskoczył z niskich schodków i z impetem objął wyższego kolegę, z zapałem klepiąc go po plecach.

— Dobrze cię widzieć z powrotem! — Azumane sprawiał wrażenie, jakby te słowa nie były wcale skierowane do niego. — Jednak udało ci się pokazać chociaż raz! Dzisiaj zostaliśmy tylko ja i Hinata, ale jutro znowu jest trening, tak jak zwykle. Wiesz o której godzinie, zawsze jesteś mile widziany. Ty też Noya! — Suga odsunął się na parę kroków, spoglądając na dwójkę chłopaków z entuzjazmem.

We wzroku Nishinoyi odnalazł tylko poczucie winy, ale to Asahi starł uśmiech z jego ust.

— Nic się nie zmieniło Suga. Przyszedłem tylko dzisiaj, bo Yuu chciał. Nie ma sensu, żebyśmy po raz kolejny o tym rozmawiali. — Po tych słowach odwrócił się i odszedł, a żaden z nich go nie zatrzymywał. Nawet Nishinoya.

Gdy w świetle lamp widzieli już tylko jego sylwetkę, Sugawara westchnął.

— Zawsze już tak będzie?

— Nie wiem — odpowiedział mu Nishinoya. — Słyszałeś to tysiące razy: bez niego ja też nie wracam.

Na tym zakończyli ten temat. Yuu podszedł do Hinaty i klepnął go mocno w plecy, aż rudowłosy zakrztusił się własną śliną.

— Jak tam poszedł mecz?! — zakrzyknął swoim zwykłym, pogodnym tonem, jakby przed chwilą nie doszło do żadnej napiętej sytuacji.

— Gdybyś przyszedł to byś wiedział — odburknął mu Hinata oskarżycielskim tonem.

Nishinoya przybrał zdziwioną minę.

— Przecież przyszedłem! — Sugawara roześmiał się głośno. Ruszyli w drogę powrotną. — No mów w końcu!

Hinata nie mógł mu odmówić, mimo drobnej urazy, jaka powstała głęboko w jego sercu. Jednak Yuu, jakby nie patrzeć, spełnił w jakiś sposób jego nadzieje, o czym przekonywał go chrzęst żwiru pod trzema parami stóp. To uświadamiało go, że Nishinoya naprawdę przy nim jest i wprawiało go w spokojniejszy nastrój.

Otworzył usta, aby przekazać przyjacielowi wynik meczu, zanim wyręczy go w tym Sugawara, jednak jego uwagę odwrócił telefon wibrujący w kieszeni sportowej torby. Zaniepokoiło go to, dlatego z pośpiechem i zmarszczonymi brwiami wyjął komórkę z torby. Materiał zagłuszył melodię dzwonka, która dopiero teraz rozległa się ze zdwojoną siłą.

Noya i Suga zauważyli jego wyraz twarzy, gdy odbierał połączenie.

— Co się stało? — Sugawara wyprzedził libero w oczywistym pytaniu.

Shouyou nie odpowiedział, wciskając ikonę zielonej słuchawki. To był ojciec. dzwonił już jedenaście razy. J e d e n a ś c i e. Zanim Hinata zauważył, że ktoś próbuje się z nim skontaktować, podczas gdy wnętrze torby neutralizowało częściowo wibracje i dźwięki, minęło sporo czasu. Ojciec nie miał zwyczaju dzwonić o takich godzinach, bo rzadko miewał czas zadzwonić w ogóle. Hinata nie miał wątpliwości, że chodziło o coś ważnego. 

Rozmowę przeprowadził z kamienną twarzą, odpowiadając pojedynczymi wyrazami tak, że Sugawara i Nishinoya nie mogli się niczego domyślić. W ciszy maszerowali obok, oczekując, aż skończy, co nie potrwało długo. Hinata schował telefon, tym razem do kieszeni bluzy i nawet nie musieli prosić go o wyjaśnienia.

— Muszę jak najszybciej dostać się do szpitala.

Słodkie tajemnice | Nishinoya x HinataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz