W dniu rozpoczęcia szkoły Hinata obudził się kilkadziesiąt minut przed budzikiem, przesypiając tej nocy o wiele mniej, niż zamierzał. Gdy tylko położył się do łóżka, po pożegnaniu z Nishinoyą, przez dobre pół godziny nie mógł dalej zmrużyć oka, przez rozsadzają go od środka ekscytację. Pod uwagę mógł wziąć nie tylko to, że za kilka godzin przekroczy próg swojej wymarzonej szkoły — ta szkoła zyskała rangę ultra wymarzonej, idealnej szkoły, gdyż dodatkowo chodził tam ktoś, kogo od momentu poznania szczerze szanował i podziwiał, a wszystko wskazywało na to, że będzie miał okazję grać z tą osobą w jednej drużynie. I to w siatkówkę!
Podobne myśli nie dały mu zasnąć do czasu, aż przez wykrochmalone firanki jego tymczasowego pokoju zaczęły wpadać chłodne promienie wschodzącego słońca i wybudziły go jakieś trzy godziny później o wiele sprawniej, niż jakikolwiek alarm. Chociaż wiedział, że to bez sensu, po przebudzeniu nadal przewracał się bez celu w wygodnym łóżku, jakby to miało pozwolić mu zasnąć na jeszcze kilka minut. W tle słyszał co jakiś czas stukot stóp zbiegających w tę i z powrotem po schodach oraz charakterystyczne odgłosy dobiegające z kuchni. Postawiony na nogi dom, w którym pomieszkiwał, nie zmusił go jednak do przerwania wyczekiwania, aż zadzwoni, sygnalizujący czas podniesienia się z łóżka, budzik.
Gdy tylko rozbrzmiała charakterystyczna melodia, rudowłosy natychmiast ją uciszył. Kilka minut przed tym, mieszkanie znów pogrążyło się w ciszy, w której Hinata ubrał się i spakował najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy zszedł na dół, aby cokolwiek zjeść, dom okazał się już całkiem opustoszały. Na stole czekała na niego jedynie samoprzylepna, żółta karteczka, informująca, że w lodówce czeka na niego kilka kanapek, napisana pewnie przez Nishinoyę-san.
Hinata pospiesznie wyciągnął je na stół, dopiero teraz, gdy znalazł się sam w pustym pomieszczeniu, podczas gdy inni domownicy już wyruszyli do swoich obowiązków, czując się lekko spóźnionym. To uczucie jednak nie przeszkodziło mu w wygrzebaniu komórki z kieszeni i wykonaniu pierwszego w tym dniu telefonu.
Ojciec odebrał po drugim sygnale. Zapewne nie spał od porannego obchodu.
— Shouyou?
— Cześć, tato. Jak tam Natsu?
Hinata wyraźnie usłyszał przez słuchawkę, jak ojciec nabiera głośno powietrza, a potem wypuszcza je niemal z jękiem. Niemal widział, jak gdzieś daleko, w szpitalu po drugiej stronie prefektury, ojciec pociera dłonią zaczerwienione o zmęczenia oczy.
— Mówili, że ma być lepiej, prawda? — Hinata nie wytrzymał oczekiwania na odpowiedź. — I że będzie można ją wtedy przenieść do szpitala tutaj, żebyście mogli być częściej w domu!
— To prawda, że tak mówili — głos mężczyzny był wyprany z emocji. — Ale lekarze nie mogą przewidzieć wszystkiego, Shouyou. Ostatniej nocy coś się stało. Sam nie mam pojęcia co, przecież wiesz, że obydwaj znamy się na tym, jak na fizyce kwantowej. Ale na pewno mogę ci powiedzieć, że nie jest lepiej. — Z głośnika telefonu dobiegł go niezidentyfikowany odgłos, który mógł być stłumionym szlochem, chociaż Hinata za nic w świecie nie chciał dopuszczać do świadomości, że naprawdę nim był.
— No dobrze. Przecież rozumiem — odrzekł spokojnie i z pokorą. — Przepraszam, że się niecierpliwię.
— Nic się nie dzieje synu. Poradzisz sobie sam kilka dni dłużej? Jestem pewien, że dom, którym mieszkasz, jest bardzo gościnny.
— Oczywiście. Nie martwcie się tym.
— To dobrze. — W tym tonie kryła się wyraźna ulga. O poczuciu winy, że żeby być przy jednym, chorym dziecku, trzeba było zaniedbać drugie, Shouyou nie mógł nic wiedzieć. — Muszę kończyć. Zaraz będą wybudzać twoją siostrę, bo w nocy potrzebna była narkoza. Trzymaj się Shouyou.
— Jasne, pozdrów mamę. — Ale zanim zdążył dokończyć, dobiegł go dźwięk zakończonego połączenia.
Przez następne kilka minut przeżuwał w zamyśleniu kanapkę z serem. Po pewnym czasie stwierdził, że w ogóle nie ma na nią teraz ochoty, więc spakował ją do plastikowej torebki i wrzucił do swojej szkolnej torby. Te proste czynności wykonywał w ciszy i pośpiechu. W jego głowie pojawiały się coraz nowsze i gorsze myśli, jednak starał się je stłumić. Przed wyjściem spędził nie więcej niż pięć minut w łazience, po czym doszedł do wniosku, że najwyższa pora się zbierać.
Wychodząc, zamknął drzwi kluczem, który poprzedniego dnia dała mu Nishinoya-san. Dziwnie się czuł podczas tej czynności. Jakby będąc kustoszem czegoś, co wcale do niego nie należy. Rozejrzał się wokół domu i za rogiem budynku dostrzegł zdumiony, że na brukowej kostce wciąż spoczywa futrzaste zwierze. Randall przeciągnęła łaciatą nogę, po czym wróciła do poprzedniej pozycji, nawet nie otwierając ślepi. Ten widok napełnił serce Hinaty spokojem i sprawił, że chłopak odstawił niepokojącą rozmowę z ojcem w ciemną, zapomnianą otchłań swojego umysłu.
Shouyou rozejrzał się po otoczeniu, wkraczając na chodnik, który ciągnął się wzdłuż drogi przed domem. Okolica była spokojna i cicha, co sprawiło, że Hinata doznał uczucia niesamowitego zdziwienia, gdy skręcając w najbliższą uliczkę odkrył, że znajduje się na dosyć ruchliwej ulicy w centrum miasta.
Gdy po dziesięciu minutach pieszej wędrówki rudowłosy znalazł się znów na obrzeżach i widział już z daleka mury swojej nowej szkoły, napełniła go doskonale już znana ekscytacja. Jego krok stał się lekki, a kolejne metry drogi rozpływały się pod nogami. Wszystko przez to, że już zaraz miał stać się uczniem Karasuno.***
Apel i przemowy nauczycieli strasznie mu się dłużyły. Jako pierwszoklasista nie chciał jednak znikać zbyt szybko. Przez ten czas wokół niego przewinęła się masa osób, które witał z pospiesznym zdenerwowaniem, zapominając imiona i twarze właściwie kilka sekund po tym, jak padło ostatnie słowo dialogu. Gdy opuszczał główny budynek szkoły, z lekkim urazem stwierdził, że jego klasa została prawdopodobnie wypuszczona jako ostatnia. Ich wychowawca mówił o bezpieczeństwie i nowych obowiązkach jakby bez końca.
Stojąc na schodach przed głównym wejściem, Hinata dostrzegał grupki nastolatków, które rozmawiały ze sobą, głośno się przy tym śmiejąc. Rudowłosy stał przez chwilę w tym miejscu, po prostu wciągając do płuc lekko parne, popołudniowe powietrze. Wtedy przyszło mu do głowy, że ani razu nie widział jeszcze dzisiaj Nishinoyi. Z tą myślą zerwał się nagle do szybkiego marszu w kierunku sali gimnastycznej. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy tam znajomą twarz. Odkrył, że znów jest w świetnym humorze. Nowa szkoła to jedno, ale klub siatkówki, do którego od zawsze chciał dołączyć — to zupełnie co innego! Podbiegając do potężnych drzwi sali, Hinata był pewien, że Nishinoya od dawna jest już w środku. Wewnątrz pomieszczenia jednak przyszło mu spotkać zupełnie kogo innego, niż się spodziewał.
CZYTASZ
Słodkie tajemnice | Nishinoya x Hinata
FanfictionŚwiat, w którym Nishinoya i Hinata spotykają się w całkowicie innych okolicznościach, niż można było przypuszczać, nie jest promienny i beztroski. Ich rzeczywistość usnuta jest z nici wielu tajemnic, pochowanych głęboko w trzewiach każdej z rodzin...