Po spotkaniu z Marcusem od razu udałam się do domu. Nie dlatego, że skończyliśmy tylko było już ciemno. Między innymi dlatego, że po wyjściu z kawiarnii przez kilka godzin chodziliśmy bez celu i rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Cieszyłam się, że w jakimś stopniu mogłam poprawić mu humor.
Teraz czekało mnie najgorsze.. Tak myśle. W końcu spotkałam ojca. Matka musi o tym wiedzieć, a ja zamiast od razu do niej zadzwonić to zwlekałam z tym aż dzień.
Niemrawo nacisnęłam na klamkę od drzwi wejściowych mojego domu. Światła w każdym pomieszczeniu były zgaszone co mnie troszeczkę przeraziło.
—Mamo?— nikt nie odpowiedział. Naprawdę w tamtym momencie serce podskoczyło mi aż do gardła. Strasznie martwiłam się, że za chwile znajdę ją w kałuży krwi bądź że ktoś zajdzie mnie od tylu i poderżnie gardło.
Zamiast czarnego scenariusza i matki w krwi znalazłam ją całą i zdrową w swojej sypialni. Spała. Uznałam, że nie ma sensu budzić jej. Jest wykończona po pracy. Uśmiechnęłam się troskliwie po czym podeszłam i pocałowałam ją delikatnie w czoło.
—Ellie?— usłyszałam zaspany głos kiedy już kierowałam się w stronę drzwi wyjściowych z sypialni mamy.
—Przepraszam, że cie obudziłam— od razu stwierdziłam zapalając lampkę która stała w kącie pokoju.
—Czemu wracasz tak późno?— widać było, że moja rodzicielka martwiła się. Jej oczy były podkrążone. Płakała. Musiała siedzieć i mnie wyczekiwać.. Sumienie zaczęło mnie powoli zjadać. —Dlaczego nie odbierałaś?— zapytała siadając na łóżku.
—Spotkałam się z.. z dawnym przyjacielem— odparłam spokojnie. W sumie nie było to kłamstwem. —Rozładował mi się telefon. Mamo.. porozmawiamy jutro. Teraz idź spać. Jutro musisz iść do pracy, a wiem że jesteś zmęczona. Dobranoc— odpowiedziała mi tym samym po czym ponownie położyła się do łóżka.
—Cieszę się, że już jesteś córeczko— odparła troskliwie kiedy zgasiłam lampkę. Do moich oczu mimowolnie napłynęły łzy, a na twarzy pojawił się cichy uśmiech pełen miłości i wstydu. Wstydu? Tak. Było mi wstyd za to, że naraziłam matkę na stres.
Bez zbędnych słów skierowałam się do swojego pokoju.
Ostrożnie podłączyłam telefon do ładowarki. Sama nie wiem dlaczego. Zawsze robiłam to dynamicznie po czym ruszałam do łóżka spać. Jednak tym razem było inaczej.
Od razu gdy telefon włączył się, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dwanaście nieodebranych połączeń od matki. Ponownie zrobiło mi się wstyd i uczucie zjadającego mnie sumienia powróciło tak szybko, jak zniknęło.
Drugim było zaproszenie do grona znajomych od niejakiego Marcusa Andersona. Uśmiechnęłam się szeroko po czym po prostu, ale z wielką ekscytacją, zaakceptowałam zaproszenie.
Marcus: Cześć Ellie
Uśmiechnęłam się szeroko.
Ja: Cześć Marcus
Następny dzień
Obudziłam się w okropnym humorze. Z Marcusem pisałam prawie całą noc i zaczęło się od durnego „Cześć". Nigdy więcej rozmów z nim kiedy wiem, że następnego dnia muszę iść do szkoły.
Matka mnie zabije.
Przetarłam dłońmi oczy. Spojrzałam na zegarek. 9:40. Cóż, wygląda na to, że będę dopiero na trzeciej lekcji. Podniosłam się na łóżku do pozycji siedzącej po czym zerknęłam na telefon.
Pajac: Czekam przed szkołą ><
Pajac: Gdzie jesteś?
Pajac: Ellie?
Pajac: Wszystko w porządku?
Pajac: Okej, idę do ciebie.
Co?
—Gdzie jesteś?— zapytałam od razu po tym gdy Kim odebrał.
—Pod twoimi drzwiami— słyszałam w jego głosie nutkę powagi ale i rozbawienia.
—Od ósmej rano?!
—Może i trochę więcej— parsknął do słuchawki. Natychmiast zerwałam się biegiem aby otworzyć mu drzwi.
Moja mama nie mogła mu otworzyć. O piątej rano zaczyna prace.. Mam jeszcze cały dzień na przemyślenia co i jak powiedzieć mamie.
Stojąc już przed nim zdałam sobie sprawę, że jestem w samych majtkach i, całe szczęście, bardzo luźnej bluzce którą kiedyś zostawił tu mój cioteczny brat. Jest ogromny, więc ten t-shirt również.
Natychmiast zamknęłam mu drzwi przed nosem i ruszyłam do pokoju po jakieś spodenki. Szybko uwinęłam się i ponownie znalazłam się przed Kim'em.
—Jak dla mnie mogłaś tak zostać— odparł z uśmiechem po czym wszedł do środka czując się jak u siebie. Normalne.
—Skoro już tu jestem, to może nie pójdziemy do szkoły?— zapytał obojętnie, a ja naprawdę nie wiedziałam co mogę powiedzieć. Przecież lubiłam szkołę.
—Wiesz..
—Bez żadnego „ale"! Dzisiaj w szkole nic się nie dzieje. Chłopaki zdają mi relacje na bierząco. Poza tym, jest zimno. No tylko mnie dotknij!— ostatnie zdanie wypowiedział teatralnie i z ironią, mimo to podeszłam i położyłam rękę na jego czole.
—Oj tak. Źle z tobą— stwierdziłam z cichym śmiechem, jednak ten zamiast odpowiedzieć coś normalnego rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. Całe szczęście, że wylądowałam.. w sumie wylądowaliśmy na kanapie. Niepokoiło mnie tylko to, że przecież nie założyłam biustonosza.
Starałam się mu jakoś wyrwać, aby tylko ich nie poczuł. To byłoby dość kompromitujące. Przecież Kimetrius jest dla mnie jak rodzony brat którego nigdy nie miałam.
—D-dobrze.. Zo-zosta-a-niemy— ledwo co mówiłam przez to, że nadal łaskotał mnie. Z wielkim uśmiechem odpuścił. —Ciesz się, że moja mama wraca bardzo późno. Przynajmniej cie tu nie zastanie— uśmiechnęłam się ironicznie idąc do kuchni po śniadanie.
Kątem oka widziałam jak Kim porusza dwuznacznie ale i przy tym zabawnie brwiami. Zaśmiałam się z jego głupoty, a moja dłoń znalazła się na czole. Kiwając głową i nadal z ręką przy czole otworzyłam lodówkę, jednak widząc w niej lody od razu zaprzestałam.
—A ja?— zapytał, a ja mało co nie umarłam ze strachu. Kiedy on się tu pojawił? Zamknęłam lodówkę, a za nią był nie kto inny jak Kim.
—Ty nie dostaniesz!— krzyknęłam stawiając lody na blacie. Aż lekko oblizałam usta widząc ciasteczkowy smak na pudełku. Błagam, niech to nie będzie koperek.
Żaden koperek, a kolejna karteczka.
CZYTASZ
i wan't more ┊ lil skies 🔒
FanfictionKimetrius Foose. Zwyczajny chłopak, a jednak twój najbliższy przyjaciel. Co zrobi dla ciebie gdy okaże się, że grozi ci niebezpieczeństwo? Jak postąpi, widząc że jesteś w rozsypce? Jak zareaguje na miłość twojego życia? Jak pogodzi się z tym, co ci...