25

78 13 4
                                    

—Grégoire i Agnés Arguello— przedstawił się ojciec Marcusa. Nie rozumiałam tego. Przecież Marcus jest pół Francuzem.. Po krótkiej niepewności widocznej na mojej twarzy cała trójka uświadomiła mnie o co chodzi.

To babcia Marcusa nie była francuską. Wychodziłoby na to, że chłopak jest Francuzem tylko po prostu był tak bardzo związany z babcią, że uznawał się za tą połowę.

—Więc to ty jesteś wybranką mojego syna?— zapytała miło Agnés, a na moich policzkach automatycznie zawitały dwa duże rumieńce.

—Mamo, proszę..— wtrącił Marcus.

—Jakiś ty duży.. Naprawdę mi przykro z powodu babci..— spojrzała na swojego syna bardzo smutno, a sama zaraz po tym przytuliła go do siebie. —Tak czy siak.. Spakowałeś wszystkie rzeczy?

Marcus przełknął głośno ślinę i spojrzał na mnie smutno.

—Tak, wszystko jest w aucie— mówił, jednak nadal patrzył tylko i wyłączanie na mnie.

—Obiecuje, że wrócę jak tylko będzie to możliwe. Proszę, zaczekaj na mnie— ujął delikatnie mą dłoń i złożył na niej czuły pocałunek.

—Przysięgam..— uśmiechnęłam się niemrawo. Jeszcze trochę, a po prostu wybuchnę płaczem. —Regularnie będę dbała o grób babci. Nie masz o co się martwić..— westchnęłam z czułym wyrazem twarzy. Chciałam go jakoś uspokoić.. Dać mu nadzieje.

Chłopak musiał już naprawdę wylatywać. Nie zorientowałam się nawet jak szybko to wszystko minęło. Jeszcze do niedawna spotkaliśmy się całkiem przypadkiem na ulicy, a dziś mogłabym oddać za niego życie. Przysięgam.

Następny dzień

Marcus co chwile dzwoni i pyta się co u mnie. Jak się czuje. To naprawdę miłe i kochane, ale nienawidzę tego, że muszę mu kłamać, że dobrze. Tak naprawdę jest ze mnie zwykłe zombie. Nie mam siły na nic. Po prostu usycham. Nie chce jeść.. Pić. Nie chce niczego.

—Córciu.. Wszystko w porządku?— matka zaczęła gładzić moje włosy. Przytaknęłam jej tylko, bardziej wtulając się w poduszkę. —Mam dziś na noc do pracy.. Nie może przyjść do ciebie jakaś koleżanka?— łzy napłynęły do moich oczu, a poduszka, gdyby była człowiekiem, prawdopodobnie nie żyłaby już przez uduszenie.

Matka wyszła. Jak gdyby nigdy nic.

Narrator

(Puśćcie sobie piosenkę która jest na samej górze. Zaznaczę, że mnie bardzo, ale to bardzo poruszyło to, co wydarzy się za chwile. I żeby nie było zbędnych komentarzy taki zamysł na książkę był już od bardzo, bardzo dawna. Teraz po prostu rycze, naprawdę.)

Ellie ze łzami w oczach zgasiła lampkę. Zasnęła z nadzieją na lepsze jutro. Chciała obudzić się z myślą, że był to okropnie długi koszmar. Że nigdy w życiu nic z tych potwornych rzeczy nie wydarzyło się. Chciała aby świat stał się lepszy.

Ellie zawsze była miła, kochana i opiekuńcza. Widząc małego, bezdomnego pieska natychmiast biegła do sklepu po karmę i sypała mu ją caluśką. Serce się jej łamało widząc takie biedne istotki.

Ellie cierpiała. Cierpiała odkąd się tylko narodziła. Jednak nie zdawała sobie z tego sprawy. Jej ojciec był po prostu katem. Bił ją i jej matkę. Matkę którą kochała i kocha nad życie.

Ellie miała dobre oceny w szkole. Zawsze zachowywała się kulturalnie, mimo że nie raz Kim ją prowokował.

No właśnie.. Kim. Mały chłopaczek podszedł do niej w przedszkolu i stwierdził, że chce „siu siu". Co ona zrobiła? Zaprowadziła go do damskiej toalety.

Ellie naprawdę go sobie ceniła. Była mu wierna aż dotąd, mimo że nie raz ją irytował i przerywał najważniejsze momenty z Marcusem.

Ellie pokochała Marcusa. Stał się dla niej częścią jej życia. Nie umie bez niego funkcjonować, mimo że wie, że chłopak tak czy siak wróci.

Elizabeth zna od niedawna, ale czuje, że jest jej bardzo bliska. Że zdążyły się przez ten czas silnie związać. Nigdy nie zapomniała o swojej zmarłej przyjaciółce która zginęła w wypadku wraz z dwoma kolegami. Nadal kocha ją nad życie i w wolnym czasie odwiedzała jej grób.

Ellie była naprawdę dobrą osobą. Dlaczego tak skończyła?

Co zrobił Kimetrius kiedy groziło jej niebezpieczeństwo? Nic.

Przebudziła się słysząc jak wazon na dole w salonie uderza o podłogę i rozbija się na tysiąc drobnych kawałeczków. Wstała niechlujnie, założyła szlafrok, kapcie.. Zapaliła lampkę, a przynajmniej próbowała. W całym domu wywaliło korki, a za oknem panowała burza.

Po chwili zorientowała się, że przecież wazon nie mógł sam spaść i się zbić. Zorientowała się, że nie jest sama w domu. To musiał być jej prześladowca. Z przerażeniem zaczęła stąpać znacznie ciszej po podłodze.

Dopóki ktoś.. Ktoś nie złapał ją za włosy.. Nie zatkał buzi i zaczął uderzać jej głową kilka razy brutalnie o ścianę. Ellie pisnęła cicho przez jego dłoń. Zakręciło jej się w głowie i to dość porządnie.

To sen? To musi być sen..

Nawet nie zauważyła kiedy zaczęła łkać i błagać o litość. Próbowała się wyrwać. Machała nogami i rękoma na wszystkie strony. Próbowała gryźć jego dłoń, jak i uderzać go w czułe miejsce. Ten ani drgnął.

Mimo że błyskawice co i rusz oświetlały środek domu nie była zdolna do ujrzenia jego twarzy. Chociaż była tak blisko, nie mogła.

Ponownie znalazła się w swoim pokoju. Cisnął nią o łóżko i przyłożył pistolet do skroni.

Nie chce umierać.. Naprawdę nie chce umierać!!

Krzyczała w myślach bo nic innego, oprócz cichego szlochu, nie mogła zrobić.

Wszystko umilkło z jednym wystrzałem. Jednym, głośnym wystrzałem który był w stanie obudzić sąsiadów.

i wan't more ┊ lil skies 🔒 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz