10

5.8K 263 85
                                    

Co ja właśnie palnąłem? Czy mnie już kompletnie popierdoliło? Mam wrażenie, że zaraz ktoś wyskoczy zza drzwi i zobaczy nas w tak niezręcznej sytuacji, dlatego zaczynam się kręcić i wiercić, a oszołomiony Lance puszcza mnie. Upadam na tyłek z cichym okrzykiem i to sprawia, że mój wcześniejszy wybawca zbiera się w sobie i z czerwonymi plamami na twarzy pomaga mi się podnieść.

Kiedy wstajemy, nasze twarze są blisko. Zbyt blisko. Odskakujemy od siebie jak oparzeni i oboje płoniemy czerwienią. Gorzej być nie może.

A jednak.

Do sali wszedł woźny, którego nie słyszeliśmy, akurat chwilę przed tym jak od siebie odskoczyliśmy, co uświadamiamy sobie z Lance'em w tym samym momencie. Stary patrzy na nas w zdumieniu.

Szatyn odzywa się pierwszy.

- Jeszcze nie skończyliśmy, ale zaraz wyjdziemy. Prawda, Keith? - Latynos próbuje jakoś z tego wybrnąć, ale, przez to co mówi, wychodzi jeszcze bardziej dwuznaczna sytuacja.

- J-Jasne.

Chcę się zapaść pod ziemię.

Woźny szybko otrząsa się z szoku i znika, rzucając ciche przeprosiny. Zerkamy na siebie w tym samym czasie i od razu odwracamy głowy. Ten dzień nie może być gor... Albo nie, bo znowu wykraczę.

- To może ja już... - wskazuję na drzwi i idę po swoją torbę. Zabieram ją i kieruję się do wyjścia. W tym czasie nauczyciel nie poruszył się ani razu, przez co zatrzymuję się i patrzę na niego chwilę.

Latynos wygląda jakby właśnie walczył ze swoimi emocjami. Zacisnął ręce w pięści, napinając przy tym wszystkie mięśnie, i opuścił głowę. Drży delikatnie, ale nie wiem czy to dobry znak.

- Lance...? Wszystko gra?

Nie powiem, że nie. Trochę się boję. Głównie o to, że może być na mnie zły za ten cholernie głupi tekst. Podchodzę do niego powoli i wyciągam rękę w jego kierunku, ale zanim dotykam spiętego ramienia, mężczyzna prostuje się i posyła w moją stronę szeroki, promienny uśmiech.

- Jak najbardziej. Czemu pytasz?

Co się właśnie stało? W jednym momencie zachowuje się, jakby został zdradzony, a w drugim udaje, że nic nie zaszło i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Coś tu nie gra.

- Na pewno? Przed chwilą wyglądałeś, jakbyś zobaczył chodzące zwłoki psa, który został przejechany na twoich oczach.

- A, to... Czasami zdarza mi się odpłynąć w ciemne zakamarki mojego umysłu. Potrafię nawet wystraszyć tym moją dziewczynę – śmieje się, ale ja czuję się, jakbym dostał łomem po głowie. Dziewczynę. No tak. Zapomniałem. Jak mogłem zapomnieć? Przecież niecałe piętnaście minut temu kazałem sobie o nim nie myśleć w taki sposób. - Ale nie martw się, to nie twoja wina.

- Jasne... – odpowiadam, ukrywając smutek w głosie. - Do widzenia.

- Na razie, Keith.

Pierwszy raz od tygodnia po kozie chcę jak najszybciej dotrzeć do domu.

*

Kiedy wchodzę do pustego mieszkania, rzucam torbę w kąt pokoju, a siebie na łóżko twarzą w poduszkę i myślę o tym, co się dzisiaj stało.

Po upadku widziałem w oczach szatyna coś podobnego do... nie wiem, do czego. Podziwu? Zazdrości? ...adoracji? Nie, nie, nie. To przecież nie możliwe, prawda? Sam powiedział, że ma dziewczynę. Ale w tamtym momencie umknęło mi, jak jego oczy przygasły. Czy coś się z nią dzieje? Jest chora? Bo to raczej mało prawdopodobne, aby nie układało się między nimi. Chociaż dzisiaj, kiedy skończył z nią gadać, wydawał się zmęczony. Oddalił się w ciemne zakamarki swojego umysłu, jak to ładnie ujął.

Niegrzeczny UczeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz