17

4.8K 230 98
                                    

Budzę się i od razu moje myśli wypełnia jedno imię.

Lance.

Jeszcze zanim otwieram oczy, na moje usta wpływa szeroki, idiotyczny uśmiech. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że od dzisiaj codziennie będę się budził z takim wyrazem twarzy. Ale, co dziwne, nie przeszkadza mi to.

Wstaję i przeciągam się, nucąc coś pod nosem. W tym momencie do pokoju wchodzi Shiro, a widząc mnie w dobrym humorze, sam się uśmiecha pod nosem i opiera o framugę.

- Dzień dobry. Ktoś dzisiaj tutaj chyba dobrze spał, nie mylę się?

Wciąż się przeciągając, kiwam żywo głową, na co brunet wybucha radosnym śmiechem, a po chwili sam do niego dołączam.

- Ubieraj się. Dzisiaj piątek, więc od jutra masz wolne. Może pozwolę ci się umówić z tym twoim kochasiem.

- Shiro!!! - krzyczę, ale nie potrafię się na niego obrazić. Śmiejemy się jeszcze trochę, ale w końcu muszę się ogarnąć do szkoły.

Bo tam ktoś już na mnie czeka.

*

Na pierwszych lekcjach wyczekiwałem przerw, na których szukałem Latynosa. Mimo ciągłego wypatrywania krótkich, brązowych włosów i niebieskich oczu, nigdzie nie mogłem go znaleźć.

Kiedy po piątej lekcji napotykam się na Lance'a, chcę szybko do niego podbiegnąć i wtulić się w jego szyję, ale przeszkadza mi wianuszek dziewczyn otaczający nauczyciela. Mina mi trochę rzednie, choć wciąż na twarzy widnieje mi lekki uśmiech.

W momencie kiedy dociera do mnie, gdzie Lance stoi, z pokoju dyrektora wychodzi sekretarka pana Zarkona. Kiwa do niego głową, na co dziewczyny z zawodem się cofają i idą każda w swoją stronę. Korzystając z okazji, podchodzę szybko do Latynosa i łapię go za rękę. Ten odwraca się do mnie z zaskoczeniem, ale chwilę potem szok zamienia się w smutny uśmiech.

- Lance...? O co chodzi?

Mężczyzna patrzy na drzwi i rozgląda się wokoło, aby sprawdzić czy nikt nas nie obserwuje, a gdy upewnia się, że tak jest, całuje mnie szybko w czoło.

- Później ci wszystko wytłumaczę, ale na razie muszę iść. Spotkamy się po lekcjach, dobrze?

Uśmiecha się do mnie, ale mimo to czuję w sobie niepokój.

- J-jasne.

Ściska jeszcze moją rękę, a potem z przepraszającym uśmiechem wchodzi do gabinetu dyrektora. A mnie dopadają złe przeczucia.

*

Wchodzę do sali 134, trzęsąc się ze zdenerwowania. Cokolwiek to jest, nie może być aż tak złe, prawda? Rozglądam się po klasie, ale nigdzie nie widzę rzeczy szatyna. Czyli jeszcze nie przyszedł. Zdejmuję torbę z ramienia i kładę ją przy pierwszej ławce, ale nie siadam. Za bardzo roznosi mnie adrenalina. A co jeśli ktoś widział, co wczoraj robiliśmy? I doniósł dyrektorowi? Wyrzuć Lance'a? Mnie? Boże, to wszystko moja wina.

Drzwi sali otwierają się, a ja gwałtownie odwracam głowę w ich stronę i widzę wchodzącego powoli Latynosa. Podbiegam do niego i wpadam mu w ramiona, ściskając go z całej siły. Ten również mnie przytula i całuje moje włosy.

- Lance, co się stało? Martwiłem się...

- Wiem, kotku, przepraszam. Musiałem załatwić kilka ważnych sprawi... - zawiesza głos i ucieka wzrokiem w bok.

- I... co? - wpatruję się w niego wyczekująco, aż ten wzdycha ciężko i dalej unikając moich oczu odpowiada.

- Zwolniłem się z pracy.

Niegrzeczny UczeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz