Półtora roku później...
- Keith, jak wyglądam?
Odwracam niechętnie wzrok od telewizora i patrzę na wystrojonego w garniak Shiro w świeżo nażelowanych włosach.
- Jak ktoś, kto znowu będzie się oświadczał ukochanemu – droczę się z nim z uśmiechem, ale najwyraźniej nie udaje mi się zmniejszyć jego stresu. No, ale cóż... To nie moja działka.
- Poczekaj, Shiro. Włosy ci jeszcze trochę odstają – Lance podnosi się z kanapy, przy okazji zabierając ramię z oparcia, na której wygodnie spoczywała moja głowa. A teraz już nie. Szkoda. Latynos podchodzi do bruneta. - O...! Gotowe! - kończy gładzić włosy Azjaty, uśmiechając się dumnie.
- Dziękuję, Lance – Shiro posyła nam lekki, ale nerwowy, i wciąż pełen pozytywnej energii uśmiech. - Życzcie mi szczęścia!
- Już raz to zrobiłeś, uda ci się i teraz... - mówię cicho, przewracając oczami, jednak zdaje się, że oboje mimo to mnie usłyszeli. - Powodzenia, mój kochany braciszku! - dodaję z szerokim uśmiechem, jakbym wcześniej nic nie wyleciało z moich ust.
Lance i Shiro wymieniają się porozumiewawczymi uśmiechami, jak starzy dobrzy kumple. No bo koniec końców ta dwójka zaprzyjaźniła się ze sobą. Oczywiście nie obyło się bez pewnych przeszkód.
Na początku miało miejsce parę zgrzytów (na przykład ta rozmowa o „sprawach łóżkowych", której niestety nie udało nam się uniknąć), ale z upływem tygodni znaleźli wspólny język i to ten, jakiego ja nie rozumiem i nawet nie próbuję zrozumieć.
A mianowicie „kosmetyki i pielęgnacja skóry".
Za cholerę tego nie ogarniam ich rozmów na ten temat, które mogą ciągnąć się nawet godzinami. Ale przynajmniej wtedy mam czas dla siebie (który mimo wszystko wolałbym spędzać z Lance'em).
Po ostatnich poprawkach szarooki wychodzi, zostawiając nas samych.
- Nareszcie sami – Latynos wraca do mnie na kanapę, ale chyba przestał już zwracać uwagę na wcześniej oglądany film. Zresztą ja też powoli tracę nim zainteresowanie.
- Pamiętaj, że Shiro może czegoś zapomniał i zaraz się tu wróci – kładę dłoń na ciemnym policzku i przysuwam bliżej, patrząc głęboko w piękne błękitne oczy.
- Uważaj, bo wykraczesz – szatyn kładzie mnie delikatnie na poduszkach, sam nade mną górując. - Mówiłem ci już kiedyś, że wyglądasz pięknie z tej perspektywy? - zagryza wargę, a w jego wykonaniu ten gest wychodzi miliard razy bardziej seksownie, niżeli robiłaby to jakaś najgorętsza modelka.
- I to nie raz, pięknisiu – chichoczę nisko, widząc reakcję Lance'a na to znienawidzone przez niego przezwisko.
Kojarzy mu się to z sytuacją, gdy pewnego ranka przyłapałem z jakimś nowym gównem na twarzy, którego nie dało się zdjąć, a gdy już się udało, jego skóra miała niesmacznie zielonawy odcień.
Specjalnie wziął sobie wtedy tydzień wolnego, bo bał się, że wszyscy będą się z niego śmiać i zniszczy mu to reputację doskonałego nauczyciela. Musiał go wtedy zastąpić jego przyjaciel, Hunk, który pracował już wtedy w naszej szkole na poprzedniej funkcji Latynosa. Widocznie pan Garrett zawsze musi ratować tyłek mojemu chłopakowi. Nie dziwię się, że ciągle się przyjaźnią.
A jeśli chodzi o moją szkolę, to dzięki wsparciu moich przyjaciół skończyłem ją z wyróżnieniem bez żadnych większych przeszkód.
Okazało się, że Tylor, mój szkolny prześladowca, odszedł ze szkoły. Nie powiem, zdziwiłem się, gdy pierwszy raz o tym usłyszałem. Tak samo nie spodziewałem się tego, że pewnego dnia po lekcjach czekał na mnie pod bramą szkoły z opatrunkiem na nosie. Pewnie to ja mu go złamałem w tamtej „bójce". Kiedy tylko go zobaczyłem, poczułem małą dumę ze swojego dzieła.
CZYTASZ
Niegrzeczny Uczeń
FanfictionHistoria na podstawie one-shota Vivimortii, "Odsiadka w kozie". Keith znowu narozrabiał i trafia do kozy. Ale co się stanie, gdy okaże się, że pilnuje go najprzystojniejszy nauczyciel w szkole...? *Hej wszystkim! To jest mój pierwszy raz z pisaniem...