☆louis☆
Zostawiłem dzieci z wujkami i ruszyłem pod wskazany przez Troyea adres.
Po paru minutach byłem już pod przyjemnie wyglądającą knajpką.
Wszedłem do środka i od razu pojawił się przy mnie brunet.
- Chodź, chodź... - pociągnął mnie do jakiegoś stolika. - To jest Dove. - wskazał na jedną blondynkę.
- Hej jestem Dove Cameron bardzo miło mi cię poznać, ale ty jesteś uroczy o mój boże. - mówiła strasznie szybko.
- Hej. Ja jestem Louis Tomlinson. Ciebie też miło poznać. - posłałem jej uśmiech.
- Ci tu to-
- America i Lucky Smith. - powiedzieli w tym samym momencie. - Alfy. Miło poznać. - mruknęli i wrócili do picia swoich napojów.
- Dominik Harrison. - uśmiechnął się do mnie jakiś chłopak.
- Matthew Dadario. - mruknęła kolejna alfa uważnie na mnie patrząc.
Posłałem brunetowi lekki uśmiech, który odwzajemnił.
- A mnie już znasz. - zaśmiał się Troye.
- Opowiedz coś o sobie. Co Cię tu sprowadza i w ogóle. - zaproponowała bodajże Dove.
Tak więc po raz kolejny odpowiedziałem wszystko od a do z. Nawet bliźniacze alfy oderwały się od napojów.
- Współczuję. - powiedział Dominik.
- No cóż. Tak to w życiu bywa. Raz na wozie, raz pod wozem. - zaśmiałem się cicho.
- Dobra zejdźmy z tego tematu. - zaproponował Lucky, a wszyscy na to przystali.
- Masz unikatową urodę. - stwierdziła jego siostra.
- Co? - zapytałem głupio. - Nie, nie jestem raczej przeciętnej urody na prawdę...
- Od teraz jesteś jedyną osobą z karmelowymi włosami, niebieskimi oczami, piegami i wąskimi różowymi ustami oraz genialnymi kościami policzkowymi u nas w watasze. Zobaczysz, że będziesz się cieszył powodzeniem i alf. - powiedziała. - Gdyby nie to, że wolę dziewczyny już dawno zaczęłabym z tobą flirtować. - zaśmiała się.
Czułem jak moje policzki nabierają niechcianego, czerwonego koloru.
- Lucky startuj. - sarknęła w stronę brata.
- Z chęcią... - puścił mi oczko.
- Zawstydzacie biedaka... - powiedział Sivan. - Ale wy jesteście no...
- Oj tam... - machnęli na niego ręką.
Bardzo miło spędziłem czas z tą zwariowaną paczką.
Co chwila ktoś rzucał suchymi żartami lub opowiadał śmieszne historie.
Nim się obejrzałem z 12 zrobiła się 16, a ja musiałem już iść po dzieci.
Pożegnałem się ze wszystkimi i wyszedłem na zewnątrz.
Ruszyłem spokojnie w stronę domu alfy stada i luny.
Doszedłem tam po dziesięciu minutach.
Dzieci podobno nie sprawiały problemów z czego się bardzo cieszyłem.
Wsadziłem moje szkraby do wózka i ruszyłem w drogę powrotną do mojego nowego, małego domku.
Był to budynek z paterem i piętrem oraz sporym ogrodem.
Na parterze mieścił się przedpokój, salon i kuchnia, a na górze dwie sypialnie i łazienka.
Ten dom był idealny.
Wszedłem do środka i od razu zdjąłem kurtkę.
Wyjąłem dzieci z wózka, rozebrałem i położyłem na macie w salonie.
Wziąłem do rąk laptopa i zacząłem pracę.
Na szczęście mogłem póki co pracować w domu.
Zajmowałem się rachunkowością jakiejś niewielkiej firmy, która zajmowała się wynajmowaniem sprzętu dla niepełnosprawnych i wyrobem eko kosmetyków.
Przerwałem pracę gdy usłyszałem płacz Blue.
Okazało się, że ma brudną pieluszkę.
Zmieniłem mu ją i postanowiłem zrobić jakiś obiad.
Sobie zrobiłem pierś z kurczaka z ryżem i warzywami tak bym miał na parę dni, a dzieciom butelki z mlekiem.
Wylałem trochę mleka na wewnętrzną część nadgarstka by sprawdzić czy ma odpowiednią temperaturę i wróciłem do dzieci.
Wziąłem Blue i zacząłem go karmić bo jego siostra jeszcze spała.
Gdy chłopiec kończył pić Dracy zaczęła marudzić i wyciągać rączki do jedzenia.
- Jeszcze chwilkę księżniczko. Daj bratu skończyć. - powiedziałem.
Po chwili trzymałem dziewczynkę w rękach.
Gdy obydwoje skończyli położyłem i ich spowrotem na macie i przykryłem kocem.
W końcu mogłem sam zjeść.
Zrobiłem to szybko i wróciłem do pracy.
Witamy w rzeczywistości...
☆☆☆☆☆
Nie bójcie się Harold się pojawi.
Dajcie mu chwilę.
xxViakokxx
✨🌈✨🌈✨
CZYTASZ
What's The Truth? (✔️/✅)
FanfictionDecyzja Louisa była ciężka, ale uważał, że odpowiednia. Wiedział, że ciężko będzie znaleźć alfę, która zechciałaby omegę z dziećmi. Ale wiedział, że da radę. Musi dać radę. Dla Darcy i Blue. Tylko dla nich i dla swojej matki. Czyli druga część Tha...