☆13☆

1.8K 92 3
                                    

☆louis☆

- Jak mogłaś mnie oszukiwać przez tyle czasu?! - usłyszałem krzyk Harrego, który schodził po schodach. - Przez ciebie straciłem wszystko co było dla mnie ważne!

- Przez własną głupo-

- Zamknij się! Wyjdź z tego domu! Nigdy nie wracaj! Lepiej zacznij szukać nowej watachy! - ryknął tak, że nawet Darcy się obudziła.

- Zostańcie na kanapie i nigdzie nie idźcie. - powiedziałem do dzieci.

Wstałem z miejsca i lekko się wzdrygnąłem słysząc trzaśnięcie drzwiami.

Wszedłem powoli do przedpokoju i spojrzałem na stojącego tyłem do mnie bruneta.

- Hazz? - szepnąłem.

Mężczyzna odwrócił się do mnie przodem. Jego oczy miały srebrny kolor i były zaszklone.

Podszedłem do niego i przytuliłem go mocno, co było nie lada wyzwaniem bo jestem tak trzy razy mniejszy od niego.

Brunet zaciągnął się moim zapachem i westchnął.

- Ona nigdy nie była w ciąży.... - szepnął. - Mogłem się domyślić. Mogł-

- Harry czasu nie cofniesz. - przerwałem mu.

Spojrzałem w jego oczy i posłałem uśmiech.

Tęczówki pomału odzyskiwały swój prawidłowy kolor.

- Byłem taki głupi... - mruknął.

- Wydaje mi się, że niewiele się zmieniło. - zachichotałem.

On tylko pokręcił zrezygnowany głową.

- A teraz głowa do góry. - ścisnąłem jego ramiona. - Idź do dzieci, a ja zrobię jakiś obiad. Zjemy i nas odwieziesz.

- Louis zostańcie ze mną. - pogładził mnie po bokach.

- Harry to nie jest takie proste. - powiedziałem. - Trzeba będzie ustalić opuszczenie watahy Fionna. Zrobić remont. Zabrać rzeczy. Znaleźć mi nową pracę. Dzieciom znaleźć przedszkole. - westchnąłem.

- Przecież nie będziesz z tym wszystkim sam. Od teraz masz mnie. A ja nigdzie się z tąd nie ruszam bez ciebie. - pocałował mnie w czoło.

Mruknąłem czując jak otula mnie jego zapach i ciepło. To zawsze koiło wszystkie moje nerwy.

- Niby jak ty to sobie wyobrażasz Styles? - zapytałem.

- Zobaczysz. A teraz rusz ten swój zgrabny tyłek i zrób coś do jedzenia bo dzieci zaraz będą marudzić. - zaśmiał się.

Pacnąłem go w potylicę i ruszyłem w stronę kuchni.

Zająłem się robieniem łososia na parze z warzywami co chwila słysząc śmiech dochodzący z salonu.

Po paru minutach wszystko było gotowe, a całe towarzyskwo usiadło przy stole.

- Smacznego. - powiedziałem stawiając jedzenie na stole.

- Teraz to już w ogóle nie ma mowy żebyś był z dala ode mnie Lou. - odparł brunet.

- Jak mało potrzebne jest do szczęścia. - zaśmiałem się siadając koło alfy.

- To dlatego, że ty jesteś taki mały. - uśmiechnął się.

- Ja ci dam mały! - trzepnąłem go w ramię.

- To jest przemoc. - zaśmiał się.

- Przemoc jest dopiero od drugiego pobicia. Nie wiedziałeś? - zachichotałem.

☆☆☆☆☆

Do której klasy idziecie po wakacjach?

Miłego dnia!

xxViakokxx

✨🌈✨🌈✨

What's The Truth? (✔️/✅) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz