☆harry☆
Obserwowałem spokojną twarz omegi zachwycając się jej urodą.
Sięgnąłem po małe beżowe pudełeczko i obróciłem je w palcach.
Po chwili usłyszałem ciche mruknięcie.
- Dzień dobry skarbie.
- Dzień dobry alfo... - chłopiec odwrócił się w moją stronę. - Co to? - zapytał, a jego czy zaświeciły.
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się szeroko.
- Louisie Williamie Tomlinsonie. Najpiękniejsza istoto stąpająca po Ziemi. Moja pierwsza i ostatnia miłości. Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i zostaniesz moim narzeczonym? - otworzyłem pudełko ukazując złoty pierścionek z białym diamencikiem w kształcie serca.
- O mój boże. - zakrył dłonią usta, a jego oczy się zaszkliły. - Już myślałem, że nie zapytasz. - zachichotał. - Tak, tak. Hary tak. - wytarł łzy.
Złapałem jego trzęsącą się dłoń i założyłem na jego serdeczny palec pierścionek.
Szatyn rozpłakał się na dobre. Przytulił mnie i po chwili pocałował w usta.
Podładziłem jego bok mrucząc z przyjemności jaką dawało mi przebywanie z moją piękną omegą.
- To jest najpiękniejszy poranek jaki kiedykolwiek przeżyłem. - powiedział przyglądając się pierścionkowi. - Jeja Harreh jak ja cie kocham. - uśmiechnął się szeroko.
- Ja ciebie też kocham Loueh. - cmoknąłem go w czoło. - Wstajemy? Trzeba skręcić meble i trochę tu posprzątać.
- Przede wszystkim musimy się umyć. Jestem cały w farbie i spermie. To nie jest fajne. - zachichotał i się przeciągnął.
Śledziłem jego ruchy gdy wstał z łóżka i pozbierał brudne rzeczy.
Po chwili ja też byłem na nogach. To co trzeba było wrzuciliśmy do prania i postanowiliśmy wziąć wspólny prysznic.
Weszliśmy do dużej kabiny i zaczęliśmy usuwać z siebie pastelowe kolory.
Oczywiście nie obyło się bez pocałunków i malinek na szyi szatyna.
Po długim prysznicu zjedliśmy śniadanie i zaczęliśmy zastanawiać się jak poskładać meble.
- Co to jest do cholery za instrukcja bez języka angielskiego? - zapytałem i rzuciłem plik kartek na ziemię.
- Daj mi na chwilkę. - wziął rzeczy niższy. - Chiński, Japoński, Hiszpański, Polski.......jest Francuski! - ucieszył się.
Mamrotał coś pod nosem patrząc od czasu do czasu na części i śróbki.
- Potrzebujemy klucza francuskiego, najmniejszy śrubokręt jaki masz i tyle. - odłożył kartkę na bok.
- To ty umiesz francuski? - zapytałem.
- Nauczyłem się wielu rzeczy przez te pięć lat Hazz. - puścił mi oczko.
- Taka odpowiedź mi się podoba. - uśmiechnąłem się lekko.
- Dobra, dobra panie Styles trzeba się wziąć do roboty. - klasnął w dłonie.
Tak zaczęło się wielogodzinne skręcanie wszelkiego rodzaju mebli.
- People don't know much. Need a whiskey crutch. To think of something new. Hey you watching me. Lookin' through a screen. I'm here in front of you. Sometimes the days, they feel so long. Yeah, we all live under the same sun. - usłyszałem śpiew szatyna gdy wchodziłem po schodach z herbatą. - So I hit my head up against the wall. Over and over and over and over again, and again. 'Cause I don't wanna be like them. I hit my head up against the wall. Over and over and over and over again, and again, and again. - śpiewał dalej lecz przerwał gdy mnie zobaczył.
Jego policzki pokryły się czerwienią przez co wyglądał strasznie uroczo.
- Musisz częściej śpiewać Lou. - podałem mu napój.
- Zapomnij. - mruknął cicho.
☆☆☆☆☆
Miłego dnia!
xxViakokxx
✨🌈✨🌈✨
CZYTASZ
What's The Truth? (✔️/✅)
Fiksi PenggemarDecyzja Louisa była ciężka, ale uważał, że odpowiednia. Wiedział, że ciężko będzie znaleźć alfę, która zechciałaby omegę z dziećmi. Ale wiedział, że da radę. Musi dać radę. Dla Darcy i Blue. Tylko dla nich i dla swojej matki. Czyli druga część Tha...