☆14☆

1.8K 81 1
                                    

☆harry☆

Zamknąłem samochód i poczekałem chwilę na szatyna.

- Idziesz czy będziesz tak stał jak ten debil? - zaśmiał się piegus.

- Jak ja mam z tobą wytrzymać? - zapytałem podchodząc do niego.

Obiąłem go ramieniem w pasie i ruszyliśmy do środka wielkiego centrum handlowego.

Dzieci spędzają weekend u Jay żebyśmy mogli zrobić mały remont.

- Gdzie idziemy najpierw? - pogładziłem jego biodro.

- Nie wiem. Zależy co mamy kupić oprócz farb i mebli. - odpowiedział szatyn.

- Ubrania dla dzieci i rzeczy do szkoły. Oraz coś specjalnego dla ciebie. - pocałowałem go za uchem.

- A ty tylko o jednym. Dwójka dzieci Ci nie wystarczy? - pokręcił głową.

- Jakbym miał tak piątkę lub siódemkę szczeniaków to bym się nie obraził. - uśmiechnąłem się szeroko.

- Zgoda. - stwierdził. - Ale jak ty urodzisz połowę. - dodał po chwili.

- I tak wyjdzie na moje. - zacząłem go prowadzić między sklepy.

- Dupek. - pacnął mnie w ramię. - A pomyślałeś w ogóle o tym jak przytyję?

- Kolejny plus gromadki dzieci. Taka z ciebie chudzina, że parę kilo ci nie zaszkodzi. Wręcz przeciwnie. Będziesz wyglądał uroczo z brzuszkiem. - mówiłem z przekonaniem.

- Tak uważasz? - dopytał.

- Absolutnie. - pokiwałem głową.

- Rozważę twoją propozycję. - uśmiechnął się lekko.

W centrum spędziliśmy parę dobrych godzin. Zakupów było tyle, że zajęły cały bagażnik i tylnie siedzenia.

Gdy podejechalismy pod dom stał tam już wóz z naszymi meblami.

Robotnicy zabrali stare meble i pomogli nam z wniesieniem pudeł z nowymi do domu.

Jednakże wywaliłem ich w chwili, gdy jeden z nich zaczął się przystawiać do Louisa.

- Teraz czeka nas jeszcze więcej roboty. Gratuluję Styles. - szatyn przewrócił oczami.

- Grunt, że nikt się do ciebie nie zbliża. - mruknąłem.

- Żal ci dupe ściska, że ktoś w końcu starał się o moje względy? - zapytał obrażonym tonem głosu.

- Cokolwiek pozwoli Ci spać spokojnie. - westchnąłem.

- Jesteś beznadziejny. - stwierdził szatyn biorąc torby z zakupami i idąc na górę.

- Lou! - zawołałem za nim, ale jedyne co zrobił to pokazał mi środkowy palec.

Sapnąłem cicho i ruszyłem za tym krasnalem.

- Louis nie obrażaj się na mnie. - wszedłem do sypialni, w której nie było niczego prócz omegi i toreb.

- Pierdol się. - nawet na mnie nie spojrzał.

- Słońce. - podszedłem do niego i obiąłem od tyłu. - Nie obrażaj się kochanie. - pocałowałem go w szyję. - Przepraszam... - mruknąłem z ustami przy jego skórze.

- Jesteś do niczego wiesz. - obrócił się przodem do mnie. - Beznadzieja. - uśmiechnął się lekko.

- Nie masz farta do mężczyzn. - zaśmiałem się. - Nie obrażaj się skarbie. - spojrzałem mu w oczy.

Chłopiec pokręcił głową i wpił się w moje usta.

- Łap za wałek żabo. - zachichotał. - Ja idę się przebrać.

☆☆☆☆☆

Przepraszam, że dopiero teraz, a nie wczoraj.

Mam nadzieję, że mi wybaczcie.

Miłego wieczoru!

xxViakokxx

✨🌈✨🌈✨

What's The Truth? (✔️/✅) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz