*** 7 czerwca ***
Zegar wskazywał godzinę za dziesięć czternasta. Słońce świeciło wysoko na niebie i sprawiało, że ludzie szukali wszelkich metod na ochłodzenie się. Jednym z wielu pragnień jakie mógł mieć człowiek, to pójście na plaże i odpoczęcie w chłodnym morzu. Nie wszyscy jednak mieli takie plany. Niektórzy woleli w taki upał posiedzieć w domu i zająć się codziennymi sprawami.
Francja czytał w spokoju książkę i myślał o tym, kiedy ten skwar w końcu minie. Nie przyleciał tu przecież, żeby siedzieć cały czas w domu z kotami. Węgry pisała z Austrią o tym jak im czas leci. Robiąc to, drapała za uchem jednego z kociaków Grecji. Sam Herakles leżał ja kanapie i oddawał się lenistwu.
Cała trójka postanowiła zignorować hałasy dochodzące z kuchni. Stwierdzili, że nawet jeśli to pomieszczenia ucierpi, przez Polskę i Prusy, to przynajmniej dostaną obiad. A przynajmniej mieli nadzieję, że go dostaną. Tak, Feliks i Gilbert zadeklarowali się, że zrobią coś do jedzenia, żeby pogłębić swoje dobre relacje, ale żeby też nie być bezczynnymi gównami. No dobra. Tego drugiego nie powiedzieli, ale pewnie o tym myśleli.
Kuchnia tętniła życiem, od momentu, kiedy ta dwójka tam weszła. Co chwilę można było usłyszeć śmiech, któregoś z nich, spadające garnki, czy patelnie i nawet tłukące się talerze. Grecja skomentował to tym, że i tak niedługo miał kupować nowe. Nie miał chyba jednak w zamiarach, remontowania całej jadłodajni.
To co miało być do jedzenia, było jedną, wielką zagadką. Nie byli nawet pewni, czy cokolwiek było zaczęte i czy padła decyzja o tym co mają ugotować. W ostateczności, zostanie zamówiona pizza. Zawsze coś.
Prusy ponownie zajrzał do lodówki. Wiedział, że to niemożliwe, ale w głębi serca miał nadzieję, że magicznym sposobem, znajdzie się tam coś konkretnego do przygotowania obiadu. Grecja mógł powiedzieć, że trzeba iść na zakupy. Zamknął ją i spojrzał na Polskę, który szukał czegoś po półkach. Wolał nie wiedzieć, czego szukał. Możliwe, że kolejnego garnka, żeby dla zabawy walnąć go w głowę.
Nagle Feliksa olśniło. Zlustrował Gilberta spojrzeniem człowieka natchniętego i podszedł do niego. Złapał go za ręce, jakby to było coś bardzo ważnego. Albinos naprawdę bał się tego wzroku. Był niepokojący, a szczególnie, w przypadku tej pchły.
-Już wiem co możemy ugotować.
-Co wymyśliłeś?
-Naleśniki. – Prusy schylił głowę i westchnął. Liczył na to, że Polska wykaże się większą oryginalnością, tak jak miał w zwyczaju. Ale nie! Czego on głupi się spodziewał?!
-Naprawdę? Tylko na tyle cię stać? Z tego co mamy, można zrobić coś lepszego od naleśników.
-Ale każdy lubi naleśniki! Poza tym, zostało nam niewiele czasu, a nie mam dziś ochoty na pizzę! – Blondyn uśmiechnął się przekonująco. Wiedział, że to zawsze działa, a najczęściej na tym Prusaku. Tak jak się spodziewał – Białowłosy uległ i wyjął z lodówki mleko i jajka. Zielonooki skierował się do szafek, żeby wziąć pozostałe składniki i naczynia. Po chwili, wzięli się do roboty,
Jeżeli myślicie, że to był pokojowy proces, to jesteście w błędzie. Przygotowanie zwykłych naleśników okazało się trudną i pochłaniającą wiele nerwów robotą.
Zaczęło się niewinnie. Prusy, przez przypadek, uderzył Polskę łokciem. Feliks postanowił od razu oddać i walnął dłonią Prusaka w policzek. Bardzo mocno walnął. Tak mocno, że aż pozostali usłyszeli w pokoju obok. Francja zaczął rozważać opcję, odwiedzenia zakochanej pary i sprawdzenia czy jeszcze żyją, lub przynajmniej nie są kalekami. Ostatecznie, zrezygnował z tego. Dzieło Szekspira było ważniejsze.
CZYTASZ
Wycieczka po miłość [aph] [Pruspol]
FanfictionOPOWIADANIE DOSTĘPNE TYLKO NA WATTPADZIE. JEŚLI WIDZISZ JE NA INNEJ STRONIE, PISZ DO MNIE. Powiedziałbyś bliskim o swojej depresji? Bo Feliks by tego nie zrobił. On woli udawać, że wszystko jest w porządku. Decyduje się na założenie maski optymis...