[10] Motocykl

1.3K 112 286
                                    

*** 27 kwietnia***

           Prusy otworzył bramę od domu. W końcu był u siebie i mógł robić co mu się tylko podobało. Ruchem pana i władcy wpuścił swoich gości do domostwa przy tym nie męcząc się pomocą w formie wniesienia walizek i toreb do domu. Otworzył drzwi, bo oczywiście młodszy braciszek nawet nie zorientował się, że ktoś przyjechał.

           Francja i Węgry weszli do rezydencji. Już na wstępie zostali przywitani przez trzy psy, które były skore do zabawy. Erizabeta pogłaskała zwierzaki po grzbiecie przy tym się cicho śmiejąc. Francis starał się unikać stworzeń żeby mu nie uwaliły ubrań.

           Gilbert rozejrzał się za Polską. Zauważył, że Feliks przygląda się jego motocyklowi. Podszedł do niego i pacnął go w plecy.

         -Podoba ci się?

         -Jest... Fajny. – Dużo siły wymagało od Feliks nie dotknięcie lub co gorsza usadowienie się na tym cacku. Był świetny i perfekcyjny pod każdym względem. Sam kiedyś chciał sobie taki kupić i wyrobić prawo jazdy, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu.

          -Chciałbyś się przejechać?

         -Może kiedy indziej. – Gilbert się zaśmiał i wziął skuter do garażu. Nie do końca wiedział co robi przed domem.

***

           To był ostatni dzień jego wolności. Już od kilku lat jego kontakty z bratem zostawały stopniowo zmniejszane, ale dopiero tydzień temu został poinformowany, że to koniec niezależności. Budowa Muru Berlińskiego już się kończyła, a co za tym szło Berlin został podzielony. Od teraz nie był Prusami, ani nawet tym przeklętym Zakonem Krzyżackim.

           Jego nowe imię to Niemiecka Republika Demokratyczna, w skrócie NRD.

          Każdego dnia mógł zapukać Rosja z swoimi komunistycznymi władzami i go zabrać do jego nowego kraju. Mógł zostać oddzielony od brata i przyjaciół, na cholera wie ile lat. O ile nie na wieczność.

          Niemcy wszedł do jego pokoju wyraźnie zaniepokojony. Dalej nie pozbierał się po przegraniu wojny, choć minęły już cztery lata. Gilbert spojrzał obojętnie na młodszego. Nie miał ochoty na pogawędki, nawet jeśli to miała być ich ostatnia. Obydwoje wiedzieli co niedługo może się zdarzyć.

           -Jutro twoje urodziny. – Powiedział albinos spoglądając na widoki za oknem.

          -Wiem. Masz jakieś plany?

         -A jakie mam mieć? Bardzo dobrze jutro mogą mnie zabrać.

         -Zawsze coś wymyślałeś. Myślałem, że w tym roku też coś zorganizujesz, zważając na to, że to moje ostatnie urodziny spędzone z tobą.

          -Nie będzie żadnej imprezy, ale mam prezent. Nikt nie przyjdzie bo każdy ma swoje sprawy. – Ludwik przytaknął. Nie wiedział co robić. Tak cholernie się bał, ale nie chciał tego przyznawać. Musiał grać silnego.

          -Też się boisz? – Spytał, przy tym przytulając Gilberta.

          -Może trochę... Trochę bardzo. Nie chcę cię tracić.

          -Jeszcze kiedyś będziemy razem. Komunizm nie może przecież trwać wiecznie.

***

Wycieczka po miłość [aph] [Pruspol]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz