T H I R T Y F O U R

5.2K 311 15
                                    

Strona 180-186


________________________________________________________________________________

Wtorek, 3. Maj.

Perspektywa Elizabeth


Ostatnia lekcji została odwołana, ponieważ dziecko nauczycielki się rozchorowało. Także do domu wracam piechotą, na co w ogóle nie narzekam. Pogoda jest wspaniała. Lekki wiatr bawi się moimi niesfornymi kosmykami włosów, a promyki słońca muskają moją skórę. Przechodząc koło różnorodnych domów, zauważam jak pięknie wszystkie rośliny pączkują w ich ogrodach. Liście delikatnie szastają, a w powietrzu unosi się zapach świeżo koszonej trawy. 

To naprawdę przyjemne i pomaga mi to chociaż na chwilę oczyścić umysł ze wszystkich zbędnych myśli, ale oczywiście nie trwa to wieczność. Cóż, lubię, gdy wozi mnie Xavier, przyjemnie spędzam z nim te chwile na osobności, ale po tym, jak dziś przyłapałam siebie samą na rozmyślanie o nim i jego pięknych oczach na lekcji, uznałam, że muszę coś z tym zrobić. Bo jeśli muszę być szczera ze samą sobą, to zbyt bardzo lubię z nim spędzać czas na osobności. A nie jestem w miejscu w swoim życiu, gdzie powinnam dodawać sobie kolejnych problemów. A jakoś nie widzę, jak moje zainteresowanie Xavierem mogłoby wyjść na dobre. Xavier uważa mnie za swoją kuzynkę i nie zna całej prawy, którą znam ja. Właściwie to nie wie nic, a to sprawia mi największy ból. 

Chciałabym, żeby jak za dotknięciem różki, odebrano mi przeszłość. Żeby ona poszła w niepamięć. Żeby nie istniała. Ale to nie możliwe. Moja była psycholog, Camilla, powtarzała mi w kółko, że nie wolno żyć przeszłością. Mówiła, że to właśnie nasze przeżycia sprawiają, że stajemy się osobą, którą widzimy w lustrze i dlatego właśnie, pierwszym stopniem do pogodzenia się z brutalną przeszłością jest pokochanie siebie w teraźniejszości. Zaakceptowanie i pokochanie siebie uśmierzą ból i to pomoże żyć w zgodzie ze wszystkim co mnie skrzywdziło, ale problem leży w tym, że nie wiem nawet jak zacząć. Czym jest miłość do samej siebie? Na to pytanie nie znam odpowiedzi. 

Po dwudziestominutowym spacerze dochodzę wreszcie do domu. Stoję krótką chwilę przed wejściem i przyglądam się śnieżnobiałym ścianą. Czasem zapominam jak dziwne jest to, że ten budynek stał się moim domem z dnia na dzień, a jego mieszkańcy moją rodziną. No i jak dziwne jest to, że nagle mam rodzinę. Właśnie, rodzinę. A do rodziny nie czuję się takiego pociągania, które ja czuję do Xaviera. Pocieram dłońmi o spodnie, czując jak moje uczucia i myśli mnie powoli przytłaczają. W końcu wchodzę do środka. 

– Hej. – Mówię wchodząc do salonu. Margharet siedzi w fotelu w salonie z laptopem na kolanach. Po chwili unosi wzrok na mnie i się uśmiecha.
– Ashley, hej. Jak ci minął dzień w szkole? – Kobieta ściąga swoje okulary i kładzie je na stole, razem z laptopem, dając mi do zrozumienia, że jej nie przeszkadzam. Kroczę więc przez salon i siadam naprzeciwko niej.
– Dobrze. Chyba raczej jak zazwyczaj. – Mówię, odchylając głowę do tyłu, czując jak lekki ból przeszywa moją szyję. Próbuję więc rozmasować miejsce, w którym mnie boli dłonią, czując wzrok kobiety z naprzeciwka na sobie.
– Mam do ciebie pytanie. – Prostuję się w końcu. Margharet robi to samo, zaciekawiona moimi słowami.
Chwilę myślę, zastanawiając się czy jest to dziwne pytanie, ale w końcu się odzywam.
– Czym jest miłość do samej siebie?
Na twarzy Margharet pojawia się mały uśmiech.
– To bardzo dobre pytanie. – Kobieta poprawia się w swoim fotelu. – A jak ty myślisz?
Wzruszam bezradnie ramionami.
– Poświęcanie czasu na pedicure? – zgaduję.

– Tak i nie. – Margharet przechyla głowę na bok, przyglądając mi się. – Miłość do samej siebie to... Jedna z najwspanialszych i ważniejszych miłości jaką można poczuć. Kiedyś ktoś powiedział, że miłość do samej siebie jest egoistyczna. To była jednak najgłupsza rzecz jaką słyszałam. Miłość do siebie to słuchanie swojego ciała i umysłu. Rozpoznawanie sygnałów i ich zaspokajanie. To dbanie o swoje ciało, w każdy możliwy sposób. Niektórzy lubią pedicure, inni gorące długie kąpiele. A jeszcze inny biegają. Miłość do samej siebie to wiele rzeczy. Na przykład mówienie 'nie', gdy czujesz, że nie masz na coś ochoty, nie zważając na to co pomyślą inni. To nie obwinianie siebie za błędy, a uczenie się z nich. To... Pozwalanie sobie czuć, nawet gdy bardzo tego nie chcesz. Wyzwalanie emocji jest ważne, ponieważ inaczej będą one tkwić w środku i robić bałagan. Będą rosły, a to nie jest potrzebne. Miłość do samej siebie, to kochanie siebie samą za to kim się jest. Otaczanie się ludźmi, którzy sprawiają, że się dobrze czujesz. To miłość, którą pokazuję się przez czyny, te widoczne i te których nie widać, jako podziękowanie...
– Podziękowanie? Za co? – przerywam jej. 

– Za wszystko. – Kobieta uśmiecha się szeroko. – Za to, że twoje ciało codziennie znajduję siłę, żeby wstać z łóżka, nawet gdy ty czujesz się tak, jakby to było niemożliwe. Za to, że jesteś zdrowa. Za to, że tyle przeszłaś, a twoje ciało zawsze walczyło u twojego boku, dla ciebie, nie otrzymując nic w zamian.
Margharet siada głębiej w fotelu i opiera łokieć na podparciu.
– Twoje ciało i twój umysł to twój prawdziwy dom. Na dobre i na złe. Nie da się go wymienić, dlatego trzeba nad nim pracować. Nauczyć się samą wypraszać negatywne myśli, a zapraszać te dobre. Stawiać siebie na pierwszym miejscu. Miłość do samej siebie to wiele rzeczy, a krótko mówiąc to respekt do siebie, swoich potrzeby i wyborów. 

Zapada cisza, gdy Margharet kończy mówić. Jej słowa wirują w moich myślach z prędkością światła. Wszystko co wychodziło z jej ust wydawało się dobrze przemyślane i naprawdę mądre. Słuchając jej, starałam się pochłonąć każde słowo, tak żebym mogła to sobie odtwarzać w głowię bez przerwy. Wszystko to, co powiedziała kobieta miało sens. Ale nadal zostaje mi jedno, najważniejsze pytanie.
– A jak mogę się tego nauczyć?
– Najzwyczajniej próbując. „Małymi kroczkami do celu", jak to, mówi moja mama. To długi i bardzo trudny proces, bo nie ma w nim żadnej daty czy mety, do której możesz dotrzeć i będzie po sprawie. Po prostu próbuj zatrzymać się na chwilę, gdy świat będzie wirował i pomyśl, czego potrzebujesz, czego tychcesz. W końcu coś, czego się chcę, co przynosi nam szczęście, nie może być aż tak złe. A któregoś dnia obudzisz się rano i będziesz wiedziała, że kochasz siebie samą. Będziesz to wiedziała, bo podejmowanie decyzji w swoim imieniu, dla samej siebie stanie się łatwe... Naturalne.

– Dziękuję. – Uśmiecham się do Margharet. Jej słowa dały mi nadzieję, której potrzebowałam, choć o tym nie wiedziałam.
– Nie ma za co, kochana. Zawsze możesz ze mną porozmawiać, gdy tylko będziesz tego potrzebować. – Mówi, po czym siada prosto na fotelu i kładzie swoją dłoń na moim kolanie. – Od tego jest rodzina, a ty należysz już do naszej. I choć może jeszcze nie czujesz się do końca częścią tego domu, to nią jesteś.
– Dziękuję. – Mówię, kładąc swoją dłoń na jej. To mały gest, ale wiele dla mnie znaczy. I to, że poczułam potrzebę takiej bliskości oznacza, że coś się zmienia. Coś się zmienia na lepsze. 

Jeszcze chwilę rozmawiamy o innych rzeczach, mniej ważnych. Nasza rozmowa jest luźna, nie wymuszona. Śmiejemy się z opowieści Margharet, gdy ja wyciągam naczynia ze zmywarki, a ona sprząta w kuchni. Później wracam do swojego pokoju i zasiadam przy biurku przy swoim laptopie. Wyciągam książki i czytam zadane lekcje na jutrzejszy dzień. Czuję się... Spokojna. I choć to uczucie jest dla innych dość normalne, dla mnie jest nowością, więc nasycam się nią i każdą minutą która upływa mi na czytaniu włoskiego. 


________________________________________________________________________________

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz