Wróć Do Mnie 44.

2.9K 153 15
                                    

________________________________________________________________________________

Sobota, 13. Września.

Osuszam włosy ręcznikiem, rozmyślając nad zdarzeniami z poprzedniego wieczoru i nocy. Przed drugą Xavier przywiózł mnie do domu, a ponieważ było już późno, zaproponowałam mu, żeby został. Mógł położyć się w pokoju Alexa, który i tak miał pojechać do Tylera na noc, ale wybrał sofę w salonie. Potem, gdy ja leżałam już w łóżku, a on na kanapie, spędziliśmy z dobrą godzinę na rozmawianiu o wszystkim i o niczym. Dopytałam się również o Margharet, Henryka i Mię, a on był zaciekawiony moją przeprowadzką. Po tym, jak się dowiedziałam, że Mia prawie codziennie pyta się, gdzie jestem i kiedy będzie mogła mnie znów zobaczyć, zrobiło mi się ciepło na serca, a łzy przez chwilę balansowało niebezpiecznie pod moimi powiekami, ponieważ to przypomniało mi o tym, że czułam się u nich w domu, jakbym była częścią prawdziwej rodziny po raz pierwszy w życiu.
W końcu zapadła cisza, jednak sen nie przyszedł od razu. Moje serce biło tak, jak biło gdy ze sobą tańczyliśmy. Mocno i szybko. Próbowałam się dosłuchać jego oddechu, lub chociażby dźwięku przewracania się na drugi bok. Czułam się nie na miejscu, choć byłam dokładnie, gdzie powinnam być. W swoim pokoju. Sama.
Lecz tęsknota za jego bliskością owinęła się szczelnie wokół mojego serca, a moja wyobraźnia zaczęła żyć własnym życiem. Gdzieś w środku marzyłam, żeby podniósł się z kanapy i położył koło mnie, pomimo tego że wiedziałam, że to by było nie na miejscu. To było by nie w porządku. Odtwarzałam sobie wspomnienia z tego wieczoru w kółko. Jego niebieskie oczy, wpatrujące się w moje. Ten moment, w którym myślałam, że mnie pocałuje i choć wiedziałam, że powinnam coś powiedzieć, nie zrobiłam tego. Potrafiłam prawie że poczuć zapach jego perfum, gdy dałam się pochłonąć myślą. Wspomnienia sprzed kilku miesięcy również zaczęły do mnie wracać. Jego ręce wędrujące po mojej nagiej skórze, jego pocałunki i pieszczoty...
Myślałam, że zwariuje.
W końcu zasnęłam, ale moje najskrytsze marzenia i uczucia nawiedzały mnie nawet w snach.

Nagle słyszę dzwonek domofonu. Wkładam więc na siebie szybko szlafrok, zastanawiając się, jak Xavierowi udało się tak szybko wrócić. Dopiero co wyszedł. No i czemu dzwoni, skoro dałam mu swoje klucze? Cóż, może zamiast pojechać na stacje benzynową, postanowił kupić nam kawę na wynos w pobliskiej kawiarni.
Jednak gdy otwieram drzwi wejściowe, dociera do mnie, że wcale tu tak szybko nie dotarł.
– Hej. – Mówi Lukas, uśmiechając się smutno.
Kątem oka zauważam, że trzyma bukiet kwiatów. Przez chwilę nie wiem, jak mam zareagować, ale w końcu witam się z nim i otwieram drzwi szerzej, żeby mógł wejść do środka. Chłopak prostuje się i wchodzi, więc ja kieruję się do salonu, a on idzie za mną. Odwracam się na pięcie i stając z nim twarzą w twarz, otulam się własnymi ramionami, nie wiedząc co myśleć, ani co czuć.
– Ja... – Lukas wzdycha i kręci głową. – Przyszedłem cię przeprosić. Zachowałem się wczoraj jak dupek.
– Dupek, to mało powiedziane.
– Wiem. Naprawdę mi przykro. – Blondyn bierze krok w moją stronę i kładzie swoją dłoń na moim ramieniu. – Powiedziałem ci, że nie będziesz musiała mnie zobaczyć zjaranego i nie dotrzymałem sło...

– Naprawdę myślisz, że tylko o to poszło? – Przerywam mu.
Lukas mruga kilka razy, chyba nie domyślając się, o co mi chodzi.
– To, że zobaczyłam cię zjaranego i narąbanego jak świnia, to jedno. Zdarza się, okay. – Szturcham ramieniem, zrzucając tym samym jego dłoń. – Ale widząc inną dziewczynę, siedzących na twoich kolanach, zaczęłam się zastanawiać. Zaczęłam się zastanawiać, czy zawsze, gdy jarasz, siedzi na tobie jakaś laska. Lub jeszcze gorzej. Skąd mogę wiedzieć, że za każdym razem, gdy mówiłeś mi, że idziesz się spotkać z kolegami żeby zapalić, nie robiłeś potem czegoś z inną dziewczyną?
– Sofia, mogę ci przysiąść, że nic takiego nie robiłem. Ja...
– Lukas, czy ja wyglądam na idiotkę? Ponieważ wczoraj do mnie dotarło, że najwidoczniej zmieniać się o sto osiemdziesiąt stopni pod wpływem haszu. Nie poznawałam własnego chłopaka, Lukas. I do tego twoje agresywne zachowanie wobec Xaviera, który tylko ze mną tańczył...
– Przepraszam, naprawdę. Musisz mi uwierzyć na słowo. Spieprzyłem sprawę jak nigdy, wiem to. Ale obiecuję ci, że to się już nie powtórzy.
– Obiecanki cacanki. Czyli co, przestaniesz jarać? – Syczę, unosząc znacząco brwi.
Lukas jest wyraźnie zbity z tropu moim pytaniem, więc kontynuuje.
– Nie, nie przestaniesz. Właściwie to nigdy bym ciebie o coś takiego nie poprosiła, bo nie jestem kimś, kto może ci rozkazywać, czy mówić co możesz a czego nie. Więc jeśli nie przestaniesz, to jak możesz mi obiecać, że coś takiego się już nigdy nie stanie?
– Zaufaj mi...
– Ufałam ci, Lukas. Całą sobą. Dlatego właśnie widok ciebie z tą dziewczyną tak mną wstrząsnął. I teraz chyba nie będę ci nigdy w stanie zaufać, gdy będziesz jarał...
Zapada ogłuszająca cisza. Cisza, która mówi więcej niż tysiące słów. Nagle czuję lekkie ukłucie w klatce piersiowej, spowodowane zawodem. Gdzieś w środku miałam małą nadzieję, że wybierze mnie, zamiast haszu. Miałam nadzieję, że relacja, którą zbudowaliśmy, była silniejsza. Sama nie jestem niewinna czy idealna. Czas spędzony z Xavierem o tym mówi. Ale nie wybrałam Xaviera, ponieważ miałam nadzieję, że Lukas i ja mogliśmy zbudować coś równie dobrego. Moje uczucia do Xaviera nie są i nie były fair wobec Lukasa, ale nie posunęłam się o krok dalej, nawet gdy każdy nerw w moim ciele krzyczał i błagał. Nawet pomimo tego, że ja i Xavier dzielimy głęboką i namiętną historię. Pomimo tego, że on był tym kimś, kto pomógł mi przezwyciężyć wiele lęków, trzymając mnie przy tym za rękę, nawet o tym nie wiedząc. A mogę dać głowę, że jedyne co dzieliło Lukasa i tą dziewczynę to ten pieprzony joint, i pomimo tego, zbyt trudno było nie pozwolić jej usiąść sobie na kolanach.
– Sofia, proszę...
– O co? – Pytam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– Daj mi jeszcze jedną szansę. Nie zmarnuję jej. Obiecuje.
Patrzę mu prosto w jego zielone oczy i chcę mu uwierzyć. Ale nie potrafię. Nie potrafię, ponieważ nawet nie wiem, na jakim miejscu jestem. Na pewno nie na pierwszym, bo przede mną jest najwidoczniej hasz. Nie potrafię, ponieważ coś tak banalnego jest ważniejsze niż moje zaufanie. Kiedyś byłam mniej ważna niż zioło, tabletki i prochy. Odmawiam bycia w tej pozycji po raz kolejny.
– Wydaje mi się, że będzie lepiej, jeśli już pójdziesz. – Mówię cicho, jakby bojąc się, że jeśli powiem to głośniej, to zacznę płakać. Może i nie kocham go tak, jak kochałam Xaviera, ale to i tak boli.
– Sofia, chyba nie mówisz na serio. – Lukas marszczy czoło i rozciąga usta w zdezorientowany uśmiech. – No przestań. – Mówi, podchodząc bliżej, więc ja biorę krok w tył.
– Mówię całkowicie serio, Lukas. Nie możesz mi obiecać, że nic podobnego się już nie stanie, nie przestając palić. A tego nie zrobisz i to jest okay. Ale w takim razie ja podejmuję decyzje, w której nie będę musiała się bać, ani ryzykować, że się znów zawiodę.
– To nie fair.
– To jest bardzo fair. Ty podejmujesz decyzje, więc ja ją szanuje. Więc ty musisz uszanować moją.
– Sofia... – Lukas unosi bukiet róż, po czym opuszcza go. Widzę, jak w środku próbuje znaleźć odpowiednie słowa, gdy nagle słyszę otwierające się drzwi, a chwilę potem w salonie pojawia się Xavier z dwoma kubkami kawy i uśmiechem od ucha do ucha, który szybko znika, gdy nas wreszcie zauważa. Lecz zanim zdąży coś powiedzieć, odzywa się Lukas.
– Widzę, że nawet nie mam co próbować, bo najwidoczniej podjęłaś już decyzję. – Chłopak rzuca kwiaty na stół, odwraca się na pięcie i kieruje szybkim i zdecydowanym krokiem w stronę wyjścia.
– Lukas, to nie ta...– Nie zdążam dokończyć zdania, gdy chłopak zamyka za sobą drzwi z hukiem, przez co się wzdrygam.
Stoję chwilę, próbując poukładać sobie wszystko, co się właśnie wydarzyło w głowie, po czym wzdycham głośno. Gdy odwracam głowę, napotykam wzrokiem Xaviera przyglądającego mi się z troską. Chcę coś powiedzieć, ale nic nie wychodzi z moich ust, więc kręcę przecząco głową, czując jak gorące łzy powoli zaczynając spływać po moich policzkach. Xavier momentalnie odstawia kubki z kawą i zamyka mnie w objęciu swoich ramion.
– Gdybym wiedział, że tu jest, nie wszedłbym. – Szepcze w moje włosy. – Przepraszam.
– To niczego nie zmieniło, to nie twoja wina. – Mówię, opierając policzek o jego ramie, pozwalając mu tym samym mnie pocieszyć.
– Nie wiem, czy to ci poprawi humor, ale mieli syrop karmelowy.
Słysząc to parskam cichym śmiechem i pozwalam Xavierowi wypuścić się z objęć, po czym ocieram oczy i mokre policzki rękawami szlafroka.
– Pójdę się ubrać... – Mówię w końcu, zerkając na swój szlafrok. – A potem wypiję z chęcią tą karmelową kawę. 


________________________________________________________________________________

Helloł <3 Wiem że trochę późno, ale główkowałam nad tym rozdziałem i nad dalszym ciągiem, żeby to wszystko miało jakiś sens, było wystarczająco wiarygodne i żeby to zaprowadziło historię tam, gdzie chcę xD 

Mam nadzieję, że sobota miła wam dobrze. <3 Ps. Musiałam sprawdzić, czy dziś jest sobota. Dziś rano byłam przekonana, że jest niedziela xD

XoXo Sandra

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz