________________________________________________________________________________
Poniedziałek, 13. Czerwca
Perspektywa Ashley
Nagle rozbrzmiewa dzwonek telefonu Franka. Mężczyzna przeprasza i wychodzi na chwilę, zostawiając mnie samą. Powoli i niepewnie wchodzę w głąb mieszkania. Mojego nowego mieszkania. Chodzę po pomieszczeniach i rozglądam się zaciekawiona. Mieszkanie nie jest specjalnie duże, ale wystarczająco, żeby sprawić, że myśl o mieszkaniu tu samej trochę mnie przytłacza. W końcu otwieram szklane drzwi i wychodzę na mały taras. Opieram się rękoma o barierki i zmykam oczy, nabierając powietrza w płuca, tym samym pozwalając skórze nacieszyć się promykami słońca. Stoję tak chwilę przez kilka minut, starając się nie myśleć o niczym, tylko oczyścić swój umysł.
Nagle na taras wchodzi Frank i staje obok mnie. Stoimy tak w ciszy jeszcze przez chwilę, po czym mężczyzna się w końcu odzywa.
– Mam dobre wieści. – Spoglądam na mnie kątem oka.
– Gdy tak ostatnio powiedziałeś, dałeś mi nowe imię. Nie jestem pewna, czy mamy ten sam pogląd co do dobrych wieści.
Mój komentarz rozbawia go i Frank zaczyna się śmiać.
– Tym razem, to chyba naprawdę dobre wieści. – Mówi, po czym odwraca się w moją stronę, wkładając ręce do kieszeni spodki garnituru. – Rozmawiałem z Margharet. Kobieta chciałaby bardzo chociaż trochę ułatwić ci wejście w nowe życie, ponownie. Naginam tym pewnie kilka zasad, ale zgodziłem się, żeby przetransportowano tu meble z twojego starego pokoju. Margharet i ja mamy nadzieję, że to pomoże chociaż trochę. Może szybciej poczujesz się jak w domu.
Słysząc to, serce na moment przestaje mi bić. Po chwili orientuję się, że wstrzymuje powietrze, więc biorę głęboki wdech.
– To naprawdę miłe z jej strony...– Chciałabym zapytać się, czy wie co u Xaviera. Czy może Margharet cokolwiek napomniała o tym, ale jednak tego nie robię. Nie wiem, czy jestem gotowa usłyszeć odpowiedź na to pytanie, z egoistycznych powodów. – Ale to nie były moje meble. Tylko jej. Trochę mi głupio to przyjąć, po wszystkim, co dla mnie zrobiła.
W odpowiedzi Frank kiwa przecząco głową.
– Niech ci nie będzie głupio. To cała Margharet. Ma serce ze złota i uszczęśliwi ją, jeśli się zgodzisz. Oczywiście, jeśli chcesz.
– Oczywiście, że chcę. Ale nie będziesz miał przez to kłopotów? – Dopytuję.
Frank macha ręką.
– Nic poważnego. Nie zagraża to twojemu życiu w żaden sposób. Tyle że to niby jest nie potrzebne, z czym się nie zgadzam.
– W takim razie dziękuję ci. – Uśmiecham się do mężczyzny.
– Nie masz za to. Cała przyjemność po mojej stronie. – Uśmiecha się do mnie szeroko, po czym odwraca i opiera ponownie o barierki. – Rzeczy powinny dotrzeć w ciągu tego tygodnia. A teraz chyba już na mnie czas. Mężczyzna wchodzi do środka, a ja kieruję się za nim, próbując zapamiętać wszystkie informacje, które mi podaje.– W każdy pierwszy dzień miesiąc będą wpływać na twoje nowe konto pieniądze. Z nich będziesz płacić rachunki za mieszkanie, a reszta pieniędzy powinna spokojnie starczyć na zwykłe pozostałe wydatki. Jednak radziłbym ci znaleźć jakąś pracę, na czas wakacji. Mogłabyś sobie odłożyć trochę pieniędzy przed początkiem roku szkolnego i ewentualnie przejść na pół etatu później. W kartonach masz posegregowane papiery. Musisz je wszystkie dokładnie przeczytać. Gdzieś w nich znajdują się dodatkowe klucze do mieszkania na wypadek gdybyś zgubiła stare lub znalazła sobie współlokatora. Jest gdzieś również list z banku z nową kartą płatniczą, na którą przelaliśmy ci pieniądze ze starego konta. Co do szkoły, to zakończysz egzaminy końcowe przez internet. O tym z resztą też są gdzieś jakieś papiery z informacjami. Teoretycznie twoje oceny są nie ważne, bo masz załatwione wejście na uniwersytet Nowego Orleanu. Wybraliśmy ci najlepsze studia w tej okolicy i mają również największą liczbę kierunków, ale to już sama wybierzesz oczywiście. O tym też coś zapewne gdzieś piszę. No to chyba tyle... – Frank staje przy drzwiach i myśli przez chwilę.
– Mogę mieć współlokatora? – To jedyne, co teraz chodzi mi po głowie.
– Tak. Dlatego będziesz sama płacić rachunki. Chodzi o to, żeby nikt kto nie powinien, nie połączył faktów. Rozumiesz, rachunki opłacane przez biuro mogłyby wzbudzić niepotrzebną uwagę.
Kiwam potakująco głową, dając mu do zrozumienia, że wszystko rozumiem. Frank w końcu otwiera drzwi i wychodzi, ale zatrzymuje się jeszcze i odwraca w moją stronę.
– Ostatecznie powiem tyle, uważaj na siebie i postaraj utrzymać wszystko w tajemnicy. Mam nadzieję, że wszystko z czasem się ułoży. – Frank posyła mi mały uśmiech. – I pamiętaj, że masz mój numer. Możesz dzwonić, o każdej porze. Nawet jeśli po prostu będziesz potrzebowała po prostu porozmawiać o minionym dniu.
Obdarzam go szczerym uśmiechem.
– Dziękuje. Za wszystko.
Po chwili mężczyzna znika, więc zamykam drzwi, zostając sama w nowym mieszkaniu. Wchodzę do salonu i siadam na małej, szarej kanapie.Przyglądam się dziesięciu kartonom pod ścianą naprzeciwko i wzdycham ciężko, wiedząc, że w końcu będę się musiała za nie wziąć. Ale pozwalam sobie odłożyć to na kolejny dzień, bo jestem wyczerpana zdarzeniami z ostatnich paru dni. Normalnie cieszyłabym się takim mieszkaniem. Byłabym w niebo wzięta. Ale teraz nie mam z kim podzielić się tą nowiną i to mnie przygnębia. Chciałabym napisać do Emily, ale nie mogę zrobić tego, używając własnego laptopa. Może jutro, jeśli będę miała trochę więcej siły, przejdę się po okolicy i znajdę kafejkę internetową lub bibliotekę. Stamtąd spokojnie mogłabym wejść na nowy mail i sprawdzić skrzynkę pocztową, nie bojąc się, że ktoś z agencji się zorientuje.
Odchylam głowę, która wydaje się nagle ważyć co najmniej tonę, do tyłu i wzdycham po raz setny, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie. A jest tego wiele.
Nie wiem nawet od czego zacząć. W mojej głowie panuje okropny bałagan, jak i w moim sercu. Czuję wszystko. Miłość, tęsknotę, ból, smutek, złość, zawód, niemoc...Sofia Rose Holmes. Sofia Rose Holmes. Sofia Rose Holmes.Powtarzam to imię setki razy w myślach, po czym wypowiadam je kolejne sto na głos, dopóki nie leży ono na moim języku tak, jakbym wypowiadała je od lat. Od dziś jestem Sofia Rose Holmes. Elizabeth Collins ponownie nie istnieje, jak i Ashley McKenzie. Na tą myśl napływają mi łzy do oczy, ale powstrzymuję je szybko mrugając. Inaczej zmyłoby mnie z mieszkania jak w Alicji z Krainy Czarów.
W nocy przewracam się na materacu leżącym w jednym z dwóch pokoi z boku na bok, czując jak tęsknota, rozczarowanie i złość owija się szczelnie wokół mojego serca. Naciągam kołdrę na głowę tylko po to, aby zrzucić ją z siebie po chwili ponownie.
________________________________________________________________________________
CZYTASZ
Druga Szansa 1&2 Wróć Do Mnie
Novela Juvenil*** Obie części są już w sprzedaży!*** Gdy Elizabeth Collins już myślała, że jej życie dobiegło końca, życie dało jej drugą szansę. Objęta programem ochrony świadków trafia do rodziny zastępczej jako Ashley McKenzie, gdzie ich starszy syn, Xavier, n...