Rozdział VI

107 8 119
                                    

Krótszy rozdział, bo się (nie) uczyłam na poprawy, wiecie koniec roku i tak dalej.

*ekhe* Głównie lenistwo *ekhe*

○●○●○●○●

Kornelia wraz z Agatą pojawiły się niedługo po mnie i wyglądały na równie wkurzone, co ja w czasie rozmowy z tamtym jasnowłosym kretynem. Ciekawe przed kim miały się spowiadać.

– Co tam? – zagadnęłam. – Też wam nie uwierzyli?

– A jakże – parsknęła Kornelia. – Tak nam uwierzyli, że myślałam, że walnę głową o tamten stół. Zupełnie jakbym gadała z kimś niedorozwiniętym.

– Nie obrażaj takich ludzi – pokręciłam głową i dodałam: – ale wiesz, po za tym oni starają się nas zrozumieć i tak dalej – machnęłam dłonią. – Po za tym, uwierzyłabyś czterem zwariowanym laskom z dziwnymi mocami, mówiącymi, że kurwa w ciągu paru sekund dorosły i dokonały teleportacji po tym jak uległy zwykłemu wypadkowi samochodowemu? Tam przecież nie było żadnych radioaktywnych substancji, przedmiotów z kosmosu, nie wiem... Spadającej asteroidy z mutagenami, które wchłonęłyśmy, także wiesz, ciężko w to uwierzyć.

– Ta... Ale agentów S.H.I.E.L.D. to ty szanuj – odparła Agata, opierając się o ścianę.

– A co? – parsknęłam. – Ma to związek z twoim Tonym?

– Związek... Mhm, taki związek to Agata by z nim chciała – zaśmiała się Kornelia, a ja wraz z Anią jej zawtórowałam. Najstarsza przez chwilę wyglądała na obrażoną, ale po chwili pokiwała rozbawiona głową. Na pewno taki obrót sytuacji by jej odpowiadał.

– Dobre – blondynka się zaśmiała. – A tak po za tym, to oni nie słyszą tego o czym mówimy? Są tu kamery, mikrofony i tak dalej...

– Znaczy, wiesz... – mruknęłam. – Gadamy teraz po polsku, nie sądzę by mieli znać ten język. Jesteśmy mało znanym państewkiem w Ameryce...

– Nietrudno wklepać w tłumacza – rzuciła najmniejsza.

– Komu by się chciało – machnęłam ręką.

– Na pewno nie mi... – na zadaniu brunetki skończyłyśmy rozmowę.

○●○●○●○●

– O mój Bożen, tak strasznie tu nudno, że zaraz policzę wszystkie swoje włoski na rękach – leżałam na podłodze, nudząc się niemiłosiernie.

– Nie przesadzaj, jesteśmy tu dopiero od... od czterech godzin – wtrąciła Agata, patrząc na swój zegarek usadowiony na lewym nadgarstku.

– O cztery godziny za długo... – mruknęłam, podnosząc się do siadu. – Ach, ten dzień nie mógł być chyba gorszy... – stwierdziłam widząc swoje rozdwojone końcówki. – Będę musiała iść z tym do fryzjera, wyglądam jak jakaś czarownica...

– Jak Granger? – parsknęła Kornelia.

– Można tak powiedzieć, strasznie mi się elektryzują, a uwierzcie... Moje włosy nie są dobre w smaku – skwasiłam minę, wypluwając ostentacyjnie parę kosmyków z buzi. Zawsze mnie irytowały, ale dzisiaj tylko podniosły poziom mojego zdenerwowania za barierkę.

– Nie narzekaj – blondynka machnęła na mnie ręką, a ja przewróciłam oczami. – Zresztą, od kiedy ty się swoim wyglądem przejmujesz?

– Od wtedy, kiedy ten wygląd zaczął mi przeszkadzać w normalnym funkcjonowaniu.

– Ej, dziewczyny... – Ania starała się zwrócić na siebie uwagę.

– Zaraz – mruknęła Agata i powróciła do dyskusji. – Jakoś wcześniej się nie skarżyłaś, czy to dlatego, że wyglądasz lepiej?

– Czy ty sugerujesz, że się rozpuściłam? – wstałam z ziemi. – Większej bzdury nie słyszałam.

– Em... Domi, Agata... no bo... – znowu zignorowałyśmy piwnooką.

– Bzdury? A co, prawda w oczy kole? – uniosła się.

– Nie – wycedziłam, ale po chwili złagodniałam. – Mam rozumieć, że czujesz zazdrość?

Tym pytaniem widocznie zmieszałam koleżankę, ale nie chciała tego po sobie poznać.

– No chyba nie – prychnęła. – W ogóle... Po chuja--

– Zamknijcie do jasnego grzyba mordy! – wykrzyknęła wreszcie Korna, która brała sobie wcześniej drzemkę. Widocznie ją obudziłyśmy. – Jakbyście nie zauważyły, to mamy gości, o czym Ania próbuje was poinformować od dobrych trzech minut!

Odwróciłyśmy się w stronę wielkich, srebrnych drzwi i spojrzałyśmy na przybyłych.

– O... kurwa... – szepnęła Agata, a w jej oczach zawitały radosne iskierki podekscytowania.

Nie trudno się domyślić, że odwiedziły nas niezwykle poważane w tym świecie persony.

Pieprzony Anthony Edward Stark stał ramię w ramię z Furym. Nie, nie pamiętałam pełnego imienia naszego ulubionego pirata.

O ja pierdolę. Gdybym miała kiedykolwiek powiedzieć, że prawdziwi bohaterowie zabrani z filmu mieliby stać przede mną, zapewne trzy razy stwierdziłabym, że potrzebuję pomocy lekarskiej... i to szybkiej. Dzisiaj natomiast poddawałam się wątpliwej sprawie i nie wiedziałam czy mogę wierzyć własnym oczom. No cóż...

– Ups... – skomentowałam, uśmiechając się głupio i otrzepałam ubrania z niewidzialnego kurzu. Trzeba jakoś zrobić wrażenie, a nie zaprezentowałam się z najlepszej strony. Chrząknęłam i przeniosłam się na angielski: – Także ten... Czym zasłużyłyśmy sobie na te odwiedziny? – spojrzałam na nich znacząco, ukrywając podekscytowanie.

Agata natomiast wyglądała na okropnie podjaraną. Ania zazwyczaj była spokojna, jak i tym razem, a Kornelia chyba przeżyła już swój pierwszy szok, kiedy spotkała Spider-mana.

Aż zastanawiam się, jak ja zareaguję na spotkanie Lokiego, o ile żyje... i o ile dane mi będzie go zobaczyć... Co mnie odrobinę smuci. W końcu to Bóg, może robić co mu się podoba. Równie dobrze może siedzieć teraz w Asgardzie lub podbijać jakąś inną krainę.

– Skoro wreszcie przestałyście na siebie syczeć, może wreszcie będziemy skłonni z wami porozmawiać? – Stark uśmiechnął się typowo, a ja wzięłam głęboki wdech.

– A więc? Co prawda mam mnóstwo czasu, ale lepiej się streszczajcie – powstrzymałam się od dziecięcego wystawienia języka. Jak bardzo nieprofesjonalnie bym wtedy wyglądała?

– Wedle życzenia – mrugnął, a blondynka spojrzała na mnie gniewnie. Uhu, czyli jednak zazdrość.

Coś czuję, że będzie to niezwykle ciekawa rozmowa.

I chyba się nie myliłam.

○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Zagubione w filmie | Loki; Tony Stark; Thor; SpidermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz