Pov Aimee
Mój pokój jest moją oazą spokoju. Tutaj zawsze sypiam sama, a Louis bardzo rzadko tu wchodzi. On za to zajął sypilnie mojego papcia. Tak właśnie nazywała ważnego don Federico Tomlinsona. Uwielbiał on kiedy się tak do niego zwracałam, uśmiechał się wtedy do mnie. Chociaż był jednym z najniebezpieczniejszych ludzi w całym kraju to ja go kochałam, zapewnił mi bezpieczeństwo i pełną miłości atmosferę.
Słyszę pukanie do drzwi. Odpowiadam, że można wejść, a do pomieszczenia wchodzi nasza gosposia Marie.
- Kolacja już gotowa, pan czeka na ciebie w jadalni - komunikuje, a następnie wychodzi. Marie to piędziesięcioparoletnia ciemnowłosa kobieta o średniej budowie ciała. Za czasów papcia była radośniejsza i bardziej skłonna do rozmów. Wraz z przyjazdem Louisa ten dom przygasł, już nic nie jest tak jak dawniej.
Podnoszę się z łóżka i schodzę na dół. Louis nie znosi jedzenia posiłków w samotności, nawet jak jestem czasem na niego zła to mogę nic nie jeść, ale i tak muszę siedzieć obok niego. Nigdy się go nie pytałam czemu tak jest.
Jak docieram na miejsce to widzę, że on już siedzi u brzegu ogromnego stołu, który pomieści ponad czternaście osób. Zajmuję miejsce obok niego tam gdzie zawsze sobie życzy.
- Mam nadzieję, że już wszystko sobie przemyślałaś i nie jesteś już na mnie zła. A jeśli bardzo ci zależy żeby gdzieś pojechać to wystarczy tylko jedno twoje słowo. Zaplanuję nam jakiś wyjazd - ostatnim zdaniem wprawia mnie w istne osłupienie. Zawsze twierdził, że jest zbyt zapracowanym człowiekiem na takie wyjazdy. Po udanym zamachu na życie jego ojca nie zastał tu zbyt stabilnej sytuacji. Musiał ogromnie uważać żeby nie dołączyć do swojego ojca.
- Mówisz poważnie? - spoglądam na niego gdy zaczyna jeść swoje ravioli.
- Oczywiście. To nie jest temat do żartów. Widziałem jak bardzo ci zależy na tym wyjeździe. A zasługujesz na nagrodę - wreszcie coś poza drogocenną biżuterią, której mam już nadmiar. - Już od miesiąca nie uciekłaś żadnemu ochraniarzowi.
A ten znowu swoje, papcio zadbał o to bym potrafiła się sama obronić. On zawsze twierdził, że kobietę i mężczyznę mało co różni, a nawet czasem mówił, że to kobieta jest tą niebezpieczniejszą. Umiem się bić i strzelam bardzo celnie. Kiedyś nawet usłyszałam, że gdybym często ćwiczyła to mogłabym być snajperem.
- Jakbym chciała to bez żadnego trudu znokautowałabym tych wszystkich twoich ochroniarzy. Papcio nigdy nikomu nie kazał za mną chodzić.
Cholera, zapomniałam się. Louis nie znosi jak się wspomina jego zmarłego ojca, ich kontakty nigdy nie wyglądały zbyt dobrze.
- Gdyby był bardziej uważny to może jeszcze by żył. A tak to leży dwa metry pod ziemią i już nic nie może zrobić. Poległ, a ja nie zamierzam tak skończyć - mówi i odkłada sztućce. - A co do ochrony to nie licz, że kiedyś zmienię zdanie. Z jednym przeciwnikiem to może byś sobie porodziłam, ale tylko idiota wysyła jednego napastnika. A ja nie mam ochoty na oglądanie twoich zwłok.
Wstaje od stołu i staje za mną.
- Przyjdź do mnie zaraz - oznajmia, a następnie odchodzi.
Czyli nabrał na mnie ochoty.
5 konkretnych komentarzy dotyczących fabuły i rozdziału i macie następny
CZYTASZ
Zapach krwi
FanfictionNigdy nie czułam żadnej potrzeby zmiany swojego życia. Było mi dobrze, bo nie znałam niczego innego. Było mi dobrze. Aż do dziś