Pov AimeeJak dochodzę do wyznaczonego miejsca to widzę, że miałam rację z tą egzekucją. Czterech mężczyzn klęczy nad sporych rozmiarów dołem. Louis rozmawia z jednym z swoich pracowników, których tu jest najmniej dziesięciu. Wszyscy są dobrze uzbrojeni i jeśli tylko któryś z tych klęczoncych mężczyzn czegoś by spróbował na pewno otrzymałby kulkę w głowę.
Nagle Louis odkręca się w moją stronę, a na jego twarzy pojawia się ogromny uśmiech. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że on coś brał.
- Nareszcie jesteś kochanie! - komunikuje radosnym tonem, podchodzi do mnie i porywa mnie w swoje ramiona. Owszem nie widzieliśmy się prawie cały dzień, ale nie chce mi się wierzyć, że aż tak bardzo się stęsknił.
- Po co mnie tu wezwałeś? - pytam wprost. Nigdy wcześniej nie zabierał mnie na takie akcję, więc chcę wiedzieć co takiego się zmieniło.
- Nie raz od ciebie słyszałem, że chcesz zacząć uczestniczyć w moich interesach. Teraz gdy będziesz moją żoną mogę spełnić twoje życzenie. I to jest właśnie kolejny plus naszego małżeństwa.
Chwyta mnie za rękę i zaczyna prowadzić w stronę skazańców.
- Oni postanowili mnie oszukać - mówi to do mnie, ale tak głośno żeby oni także go słyszeli. - Sądzili, że jestem młody naiwny i nawet jak będą nieostrożni to i tak nie wyciągnę żadnych konsekwencji z jawnego okradania mnie. - jego wzrok zostaje skierowany całkowicie na mnie. - Dobrze znałaś mojego ojca, więc powiedź mi jaką on karę by za to wymierzył.
Spoglądam na tych mężczyzn. Przez chwilę skanuje twarz każdego z osobna. Nie znam ani jednego.
- Oczywiście śmierć, ale nie taką zwykłą. Don Federico torturowałby ich do takiej chwili aż oni sami zaczęliby błagać o śmierć, a następnie łaskawie spełniłby ich prośbę - to co mówię jest bardzo okrutne, ale dokładnie tak postąpiłby mój papcio.
On straszliwie surowo karal zdradę tak żeby ona już nigdy wcześniej się nie wydarzyła.
- Mój ojciec był niewątpliwie sadystą, a ja na wasze szczęście tego po nim nie oddziedzczyłem. Nie pozwolę jednak z siebie kpić.
Kiwa głową na Flavio, czarnowłosego i mocno umieśnionego trzydzestolatka, który podchodzi do pierwszego z zdrajców i strzela mu w tył głowy. A następnie robi to z pozostałą dwójką. Patrzę na to widowisko zupełnie tak jakby oglądała telewizję. Te wódki nie robią na mnie wrażenia. Do moich nozdrzy dociera jednak znajomy zapach krwii.
Louis jeszcze przez chwilę wpatruje się w martwe ciała zdrajców, a następnie jeszcze mocniej ściska moją dłoń i zaczyna mnie gdzieś prowadzić.
- Ciągle się dowiaduję o coraz to nowych zdradach. Czuję, że nie mogę nikomu ufać, poza tobą oczywiście - zauważam, że idziemy do jego auta. To dobrze, bo nie ubrałam się zbyt grubo i już zaczęłam marznąć.
Wsiadam do jego auta, a on odpala silnik i zaczyna jechać.
- Czasem mam ochotę ich wszystkich pozabijać by mieć pewność, że nikt już przeciwko mnie nie knuje - to nie dobrze, że Louis zaczyna już mieć obsesję na punkcie lojalności. Do pracowników trzeba mieć ograniczone zaufania, ale nie można też ich o wszystko podejrzewać.
- Jeśli jeszcze ktoś cię zdradzi to bądź bardziej okrutny - radzę mu.
W końcu nasze losy są połączone i mi także bardzo zależy na tym by nikt nie kopał pod nim dołków.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział
CZYTASZ
Zapach krwi
FanfictionNigdy nie czułam żadnej potrzeby zmiany swojego życia. Było mi dobrze, bo nie znałam niczego innego. Było mi dobrze. Aż do dziś