Wiecie co jest najgorsze w mojej sytuacji? Nie, nie to, że nie przynosili mi kawy, choć powinni byli, ale ogrom spraw, jakie na mnie zwalali. Jak jakiś debil się mnie nie posłuchał, co zdarzało się niestety bardzo często, to zgadnijcie kto miał się tym zająć? Przynajmniej parę razy w miesiącu musiałem bawić się w pieprzonego rycerza na białym koniu i ratować dupy durnym pseudo niewiastom.
Boże, czemu nie mogłeś ich obdarzyć choć trochę większymi mózgami?...
Jak na przykład naszego władcę. Temu to by chyba był potrzebny jakikolwiek. Wiem, że już dużo po nim jechałem, ale to był temat rzeka. Tego to jak utopisz, to zapomniałby umrzeć. A firma w jego rękach poszłaby na dno w dwa dni razem z nim.
Bo to nie było tak, że pieniądze spadały całemu klanowi wampirów z nieba, aż tak dobrze to nie ma. Ktoś musiał jakoś zarabiać, a działo się to dzięki firmie dostarczającej paliwo na skalę międzynarodową.
I nie, nawet tym ten półmózg się nie zajął.
Za to zgadnijcie, kto musiał nad tym czuwać? Na szczęście była ze mną jedna z bardziej ogarniętych osób w tej społeczności, a mianowicie prawa ręka jaśnie wysokości, Victor. Osobiście szanowałem go, ale współczułem i to bardzo, że praktycznie był dwadzieścia cztery godziny na dobę na usługach Aleca.
Ale nie mówmy już może o tym pajacu, bo gdyby to spisać, to poradnik "Jak zrozumieć kobiety?" miałby konkurencję.
Przetargi, firma, zabawa w bohatera, ale była jeszcze jedna sprawa, która dla innych miała najwyższy stopień ważności.
Wilkołaki.
Od pokoleń nasze gatunki się nie lubiły i prowadziły wojny. Doprowadziło to do tego, że właściwie żadna ze stron teraz nie wiedziała, o co tak naprawdę walczła. Jeśli padało takie pytanie, niektórzy odpowiadali, że dla zasady, inni, że w ramach zemsty za to, co było wieki temu, a jeszcze inni wzruszyliby ramionami i powiedzieli "Bo tak".
Jednak obecnie nie tłukli się otwarcie (tak, że media głosiłyby tą sprawę na prawo i lewo), ponieważ przykułoby to zbyt wielką uwagę.
I zanim skomentowałoby się "O! Czyli jednak trochę myślą" uprzedzę, że nie. Tylko dzięki rozkazom zostali oni powstrzymani lata temu. Teraz to bili się po mordach w zaułkach i choć z takich ustawek też często były ofiary, to przynajmniej nie byli w to wplątywani ludzie.
Niektórzy byli świadomi tego, że gdyby ludzkość się spięła, to (nawet i po jakimś czasie, ale jednak) byłaby w stanie wybić wampiry i wilkołaki. Ale była też ta ciemnota, co uważała, że skoro mieli moce, to byli oni panami świata. To, niestety, zdarzało się po obu stronach konfliktu.
Średniowieczny Mordor po prostu...
Przeciągnąłem się, aby wyprostować kości. Parę godzin przy komputerze też mogło męczyć. Szczególnie jak co chwila ktoś ci przeszkadzał. Wstałem i zamknąłem klapę od laptopa, po czym schowałem go do torby. Otworzyłem drzwi biura i pierwsze, co zobaczyłem, to jak jeden wampir z ochrony siedzi w telefonie na kanapie.
Ta, mi płacili za robotę, a jemu za to, że stał i groźnie wyglądał. Piękna sprawiedliwość.
Pokręciłem głową i po prostu zacząłem iść holem. Usłyszałem, jak tamten idzie za mną, ale pewnie z nosem w telefonie. No naprawdę, żeby tylko się nadto nie wysilił.
Nie no, ale co fakt, to fakt, że czasem się przydał.
Czasem.
— O, Nathan! Poczekaj! — usłyszałem zza rogu. Zatrzymałem się i spojrzałem na blondwłosego wampira, z modnym zgoleniem po bokach.
— Stało się coś, Victor? — zapytałem normalnie. Błagam, niech to nie będzie kolejne zlecenie...
— Jakieś święto, że dziś tutaj pracujesz? — zapytał, gdy już do mnie podszedł.
— Tak, tyle że właśnie się skończyło, dlatego wychodzę — rzekłem i zacząłem iść w stronę wyjścia.
To moje pseudo biuro mieściło się w wielkiej rezydencji Aleca. Mimo tego, często było tu wiele innych osób, dlatego niezbyt lubiłem tu przychodzić. Nie chodziło o ich istnienie, ale że chętnie by się o coś dopytali, potem im to tłumaczyć, a koniec końców i tak nadal nic nie rozumieliby, więc jedynie zmarnowałbym czas. Ale jakąś normę trzeba było wyrobić i pokazać, że się nie zginęło, więc może raz w miesiącu tutaj przychodziłem.
Victor dogonił mnie i szedł obok mnie.
— Oj, nie bądź już taki sztywny. — Wywrócił oczami i schował ręce do kieszeni.
— Po prostu przejdź do sedna — westchnąłem nie patrząc na niego.
— Widziałem jak wyprowadzali Iwana. Coś zrobił?
Czy mi się wydawało, czy jego ton był poważniejszy?
— Nie zdążył. Zaczął się jak zwykle wściekać, bo przegrał i teraz szuka winnego swojej porażki. — Spojrzałem na niego kątem oka.
— Ech... Niech zgadnę, powiedziałeś mu coś, a ten nie posłuchał?
— Nie moja wina. Dowiedziałem się, że idzie na ustawkę z wilkołakami, czego po krótkiej analizie mu odradziłem. — Wzruszyłem ramionami od niechcenia. — Szczerze, nie obchodzi mnie to.
Victor się zaśmiał, na co spojrzałem na niego i uniosłem brew w niemym pytaniu.
— Sorki, ale jestem pełen podziwu twoich zdolności analitycznych, czy innych takich. — Machnął ręką nadal lekko się śmiejąc.
— Klasa nie świadczy o twojej inteligencji — stwierdziłem normalnie, zaczynając schodzić po schodach.
Victor tylko spojrzał na mnie uważnie, nadal mając ten swój uśmieszek. Był wyższy ode mnie i lepiej zbudowany. W końcu był drugi w hierarchii, z Tancos, przez co i jego twarz uchodziła za przystojną. Ale nie specjalnie mu zazdrościłem. No chyba że wzrostu...
— A jak sprawa z wilkołakami?
Westchnąłem ciężko na to pytanie.
— Zdjęcia alfy są, ale tego poprzedniego, w dodatku tylko jedno. Nadal nie wiem, gdzie ich nowy lider ma dom, ale nawet jeśli bym wiedział, to nadal nie znam pełnego składu ich watahy, a te informacje są... w toku, że tak ujmę. — Zatrzymałem się przed drzwiami i spojrzałem na niego znudzonym wzrokiem.
Tak, robiłem cały ten zwiad tylko dlatego, że mi kazali. Sam osobiście miałem na tę rasę wywalone. Imbecyle i tak mnie nie wykryją, bo było we mnie więcej zwykłego człowieka niż wampira, więc po cholerę z własnej woli pakowałbym się w durną wojnę? Jak ktoś nie myśli, to nic z tym nie zrobisz.
— No dobrze, to jak coś to... — Victor zawahał się lekko, po czym odchrząknął. — To damy ci znać. W razie czego materiały będą tam, gdzie zawsze.
— Jasne, jasne — odrzekłem już lekko zbywając go i naciskając klamkę od głównego wejścia. — Jak coś, to po nie zadzwonię, albo przyślijcie mi na pocztę. Pa — pożegnałem się wychodząc i nie czekając na odpowiedź, zamknąłem za sobą drzwi.
Chyba aż pójdę coś zjeść...
![](https://img.wattpad.com/cover/189732871-288-k435563.jpg)
CZYTASZ
Udowodnię Ci |BL|
RomanceNie jest łatwo, gdy twoim klanem rządzi idiota. Nie jest jeszcze łatwiej, gdy mimo że jest się jedynym, najniższej postawionym wampirem, trzeba wszystko ogarniać i to dodatkowo z ukrycia. A najgorsze jest to, że mimo XXI wieku nadal toczyło się walk...