Trzy tygodnie.
Trzy tygodnie błogiej sielanki i długo oczekiwanej stabilizacji.
W tym czasie znalazłem nowe mieszkanie w centrum miasta. Może dla innych nie było to idealnym miejscem, ale całe szczęście kupiłem je na najwyższym piętrze. Skromne, dużo miejsca i mały taras z widokiem z góry na całą dzielnicę. Jak na krótki czas szukania, to było bardzo dobre.
Otworzyłem w większości szklane drzwi i wyszedłem na balkon. Zatrzymałem się na skraju i oparłem o barierkę, delektując się miłym wiatrem na twarzy. Spojrzałem na miasto rozmyślając nad minionymi tygodniami.
Victor znów zaczął względem mnie normalnie się zachowywać. Ponad to poczułem ulgę, gdy wyprowadziłem się z tej istnej nory wampirów. Dzięki temu zmniejszyło się ryzyko bycia podejrzanym, a przynajmniej tak sądziłem.
Co do jaśnie panny suki, to nic nie zauważyłem. Chyba dała sobie w końcu spokój, czemu byłem wdzięczny. Jeszcze tego brakowało, abym miał jakąś aktorkę na karku z (dla większości) wrogiego klanu.
A z Mattem... cóż. Nie możemy się widywać codziennie, ale za to codziennie rozmawiamy. Niby znamy się dwa miesiące, co dla niektórych jest szybko, ale patrząc, że niektórzy w dzisiejszych czasach po trzech chcą brać ślub...
Nie wiem, mi ten rozwój naszych relacji nie przeszkadzał. Nie chciałem myśleć o przyszłości, bo to by było zbyt skomplikowane. Bo co, któraś ze stron by ustąpiła? Wątpię. Prędzej serio cała ludzkość wyginie niż wampiry i wilkołaki dojdą do porozumienia.
Westchnąłem ciężko i wróciłem do mieszkania. Chrzanić los. Później się zobaczy, co będzie.
Usiadłem luźno na kanapie i sięgnąłem po telefon. Spojrzałem na godzinę. Była już prawie siedemnasta, więc psina powinna skończyć pracę. Wcześniej nie odpowiadał zbyt często na moje wiadomości, ale pewnie to przez robotę. Tak więc nie wahając się zadzwoniłem do niego.
Pierwszy sygnał...
Drugi sygnał...
Trzeci sygnał...
Czwarty sygnał...
Matt, mendo jedna, rusz dupę i odbierz.
Przez chwilę nic nie słyszałem, na co zmarszczyłem brwi i spojrzałem, czy mnie rozłączyło. Nie, wręcz pokazywało mi, że brunet odebrał.
— Halo? — zapytałem nie rozumiejąc.
— Cześć... — Usłyszałem bardzo słaby dobrze znany mi głos.
— Matthew? Dobrze się czujesz? — Zaniepokoiłem się trochę. Brzmiał jakby wyssano z niego wszystkie siły.
Przez dłuższą chwilę nie słyszałem od niego odpowiedzi, co tylko potwierdzało, że faktycznie coś działo się z nim nie tak.
— Niezbyt — rzekł cicho i bez życia.
— Jesteś w domu? — Zadałem konkretne pytanie w tej sytuacji, aby nie zmuszać go do tłumaczeń.
— Tak...
— To poczekaj chwilę, przyjadę, dobra? — Mówiąc to zacząłem ubierać buty i szukać kluczyków do samochodu. Nie usłyszałem żadnego sprzeciwu, więc w końcu się rozłączyłem i wyszedłem z mieszkania.
Miałem nadzieję, że temu debilowi nic się poważnego nie stało.
Droga zajęła mi około pół godziny. Gdy tylko zaparkowałem na jego podjeździe, od razu wszedłem przez bramę do środka. Nacisnąłem klamkę i ku memu zaskoczeniu drzwi było otwarte.
CZYTASZ
Udowodnię Ci |BL|
RomanceNie jest łatwo, gdy twoim klanem rządzi idiota. Nie jest jeszcze łatwiej, gdy mimo że jest się jedynym, najniższej postawionym wampirem, trzeba wszystko ogarniać i to dodatkowo z ukrycia. A najgorsze jest to, że mimo XXI wieku nadal toczyło się walk...