Cholerna siła wyższa

5.5K 516 85
                                    

Już po raz drugi dzisiaj wysiadłem z taksówki. Przestałem dbać o to, że deszcz na mnie padał, bo i tak byłem cały przemoczony. Jedynie na co uważałem, to aby nie zmoczyć komputera, który miałem w torbie.

Wszedłem przez znajomą mi furtkę i stanąłem pod drzwiami. Te szybko się otworzyły i w następnej chwili tylko widziałem zdziwiony wzrok Matta.

Stojący pod drzwiami, przemoczony i bez dachu nad głową, jak jakiś... pies.

Moja godność poszła z dymem, podobnie zresztą jak moje mieszkanie.

Minąłem go bez słowa, wpraszając się do środka. Wiedziałem, że już chciał coś powiedzieć, ale mu nie dałem.

— Nawet nie waż się komentować — rzuciłem i zacząłem zdejmować buty.

Alfa jedynie pokręcił głową, powstrzymując niedowierzający uśmiech i zamykając drzwi.

— Chcesz coś... Nie wiem, cieplejszego? Na przebranie? — zapytał niepewnie.

Jedynie skinąłem głową, odkładając komputer przy ścianie.

Matt westchnął i zniknął na chwilę na górze, a ja odprowadziłem go wzrokiem.

Jeszcze miałem nosić jego ubrania. Dobra, wciąż lepsze to, niż bycie chorym i żeby kochany lord znów zajął się tym, czym w cudzysłowie powinien.

O, nie. Aż sobie wyobraziłem, co by się wtedy stało. Proszę, nie.

Wilkołak wrócił i dał mi ręcznik, dresy i bluzkę. Nie uśmiechało mi się noszenie czyichś ubrań, ale aktualnie to, czego potrzebowałem, to ciepło i bycie zdrowym. Oczywiście nie musiałbym się tym przejmować, gdybym był choć o jedną klasę wyżej w hierarchii wampirów, ale cóż. Kochany los od zawsze miało swoje nieśmieszne poczucie humoru.

— Dzięki — rzuciłem bez emocji.

Nie chciałem go już o nic pytać ani prosić. Moja duma i tak już cierpiała. Dlatego też skierowałem się do drzwi, które wydawały mi się łazienką. Chłopak nic nie mówił, lecz ja czułem na sobie jego wzrok. Otworzyłem więc przejście do następnego pokoju i... ujrzałem schody w dół.

Chyba nie trafiłem.

Matt jedynie się cicho zaśmiał, gdy z grobową miną zamknąłem drzwi. Kolejny cios w moją godność.

— Łazienka jest po drugiej stronie. Białe drzwi. — Próbował ukryć rozbawienie moim zachowaniem, bo pewnie doskonale wiedział, o co mi chodziło.

A żeby cię, ty psie chędożony...

Bez słowa poszedłem w tamtym kierunku, nadal nie zmieniając wyrazu twarzy i zamknąłem za sobą wejście. Stałem tak chwilę nadal cały czas lekko podirytowany tym, że sam sobie oddałem kolejny strzał w moje strzępki dumy. Plus oczywiście całokształt, że muszę kogoś prosić o pomoc, ale to już siła wyższa.

Bardzo wredna siła wyższa.

Zacząłem zdejmować z siebie niewygodnie przylegające do mojej skóry ubranie i podszedłem do lustra.

Łazienka sama w sobie może nie była wielka, ale można było się normalnie poruszać. Jednak i tak byłem zdziwiony, że było tu tak czysto. W końcu to mieszkanie wilczka, a raczej samotnego dorosłego faceta co z czystością rzadko idzie w parze.

Szybko osuszyłem skórę i założyłem ubranie od Matta.

...

Przepraszam, ale jak bardzo można być wyrośniętym? Znaczy, ja wiem, że sam mam drobną budowę, ale wciąż...

A w ogóle nie wyglądał, żeby nosił taki rozmiar. Jego bluzka sięgała mi do ud, jej rękawy śmiało zakrywały mi połowę dłoni, a dresy były tak luźne, że nogawki zasłaniały mi część stóp.

Westchnąłem ciężko. Ważne, że było ciepło.

Odkręciłem wodę i przemyłem nadal zmęczoną po pracy twarz. Później zacząłem wycierać wciąż wilgotne włosy i rozwiesiłem ręcznik na pustych wieszakach. Przy okazji powiesiłem mokre ubrania na kaloryferze, bo a nuż może wyschną. To jest plan A. Plan B to suszarka. Nawet ten alfa od siedmiu boleści musiał ją mieć.

W końcu wyszedłem z łazienki, nie ukrywając mojego zmęczenia... w sumie to wszystkim. Matthew spojrzał na mnie z kuchni i znowu się powstrzymał od parsknięcia, na co zgromiłem go wzrokiem.

— Do twarzy ci. — Nie wytrzymał i zaczął się śmiać.

— Spieprzaj — rzuciłem ostro, ale brunet nic sobie tego nie robił i nadal się uśmiechał.

— Chcesz mi powiedzieć, czemu tak nagle do mnie zadzwoniłeś? — mówił nadal rozbawiony. — Bo twój telefon z prośbą o nocowanie i to o tej porze, to ostatnia rzecz jakiej się spodziewałem.

— Szczegóły podam ci jutro, jak sam coś będę wiedział. — Westchnąłem patrząc na niego i człapiąc, aby przestawić mój komputer. — Po prostu jak przyjechałem, to moje mieszkanie było w ogniu.

Matt spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami lekko zszokowany, szczególnie, że mówiłem to z takim spokojem.

— Znowu komuś podpadłeś? — pokręcił głową po chwili ciszy.

— Kto wie? — Wzruszyłem ramionami i kładąc komputer na stole, usiadłem pewny siebie i zmęczony na fotelu bokiem do kuchni i niego.

Chłopak jedynie się zaśmiał, włączając przy tym czajnik. Spojrzałem na niego kątem oka.

Widzimy się chyba trzeci raz w życiu, a on zachowywał się jakbyśmy znali się trzy lata. On serio byl nienormalny, czy tylko mi się tak zdawało?

Co dziwne, nie przeszkadzało mi to jakoś zbytnio. Jedyną osobą, z którą rozmawiałem tak swobodniej był Victor. No i dlatego, że jako jedyny z mojego otoczenia myślał. Może dlatego, że Matthew też był mądrzejszy od reszty znanych mi osób, to od razu miałem z nim lepszy kontakt? Lecz nie wiedziałem czy to dobrze, skoro był alfą stada wilkołaków.

Ale w sumie... Walić to.

Byłem teraz zbyt zmęczony, aby normalnie o tym myśleć. Ważne, że na tę chwilę miałem gdzie spać, bo inaczej pewnie bym się błąkał po ulicy. W deszczu...

Wciąż uważałem, że los to suka.

— Chcesz coś do picia? — zapytał sympatycznym tonem, wyrywając mnie z myśli. — Kawy? Herbaty? Bo krwi to raczej nawet nie sprzedają.

Na wzmiankę o krwi, poczułem jak coś mnie ściska od środka. Poczułem też, że moje kły stały się trochę dłuższe, jednak nie dałem po sobie tego poznać. Nie mogłem przecież jeszcze bardziej się dać poniżyć, a fakt, że przez ten cholerny tydzień jadłem z trzy rzeczy na dzień, nie mówiąc nawet o hemoglobinie, wcale nie pomagał.

— Herbatę. Najlepiej czarną, bez cukru — powiedziałem bezemocjonalnie, aby się nie wydać.

— Okey — rzekł zwyczajnie, otwierając szafkę z kubkami i zaczynając szykować napoje.

Siedząc na fotelu, bardziej się wyprostowałem. Położyłem bosą stopę na siedzeniu, przysuwając do siebie nogę i nieświadomie opierając usta na dłoni, opartej o kolano. Poczułem na sobie jego wzrok, ale zignorowałem to. Aktualnie skupiałem się jedynie na tym, aby jakkolwiek zdusić ten cholerny głód.

Słyszałem jak woda się zagotowała i jak chłopak zaczął zalewać mi herbatę, a sobie sądząc po zapachu kawę, co było poniekąd ukojeniem na moje zmysły. Usłyszałem jego bose stopy, kroczące w moim kierunku, ale nie chciałem na niego patrzeć. Po prostu, wolałem zachowywać się normalnie, tak aby niczego nie zauważył.

Matt postawił na stoliku przede mną dwa kubki i usiadł ciężko na kanapie, spoglądając na mnie.

— Dzięki — rzekłem krótko i od razu sięgnąłem po kubek i zacząłem dmuchać na napój.

— Nathan, wszystko dobrze? — Uniósł brew, a w jego głosie słyszałem niepewność.

"Nie daj nic po sobie poznać" mówiłem... " Na pewno nic nie zauważy".  Zapomniałem chyba z kim mam do czynienia.

Czemu ostatnio nic nie idzie po mojej myśli?

Udowodnię Ci |BL|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz